Android

Może dzięki temu producenci w końcu się opamiętają z tym bloatware w Androidzie

Tomasz Popielarczyk
Może dzięki temu producenci w końcu się opamiętają z tym bloatware w Androidzie
Reklama

Bloatware to prawdziwa zmora użytkowników. Od lat producenci laptopów wciskają nam antywirusy, narzędzia i dziesiątki innych usług, które w większości...

Bloatware to prawdziwa zmora użytkowników. Od lat producenci laptopów wciskają nam antywirusy, narzędzia i dziesiątki innych usług, które w większości przypadków nie są zwykłemu Kowalskiego w ogóle potrzebne. Na PC da się jeszcze je odinstalować, ale na Androidzie często są umieszczane jako programy systemowe, których trudno się pozbyć. Ktoś jednak w końcu powiedział dość.

Reklama

Tym kimś jest Shanghai Consumer Council, chińska organizacja chroniąca interesy konsumentów. Jej członkowie złożyli pozew sądowy wymierzony przeciwko Samsungowi oraz Oppo, zarzucając tym firmom umieszczanie w urządzeniach zbyt dużej liczby programów, których nie da się w żaden sposób usunąć. W rezultacie zajmowane jest nie tylko miejsce w pamięci wewnętrznej, ale też praca samego smartfona/tabletu ulega spowolnieniu.

Jako przykład podano dwa modele: Galaxy Note'a 3 oraz Oppi Find 7a. W pierwszym z nich naliczono 44 takie programy, a w drugim aż 71. Niestety nie wiadomo, w jaki sposób zostało to zmierzone oraz jakie aplikacje skategoryzowano jako bloatware. To szczególnie istotna kwestia, bo wiąże się z licencjonowaniem urządzeń przez Google. Od dłuższego czasu każdy smartfon i tablet z dostępem do sklepu Play ma również preinstalowany pakiet programów: Chrome, Gmail, Książiki, Filmy, Hangouts i wiele innych. Sam na Nexusie wyłączyłem przynajmniej połowę z nich. Sami producenci nie są jednak bez skazy. Samsung do niedawna "dopakowywał" TouchWiza tonami dodatków, co uległo zmianie wraz z premierą SGS6. Najnowszy flagowiec nie tylko ma na pokładzie stosunkowo niewiele bloatware'u (nie licząc tego od Google'a), ale też pozwala na odinstalowanie znaczącej liczby preinstalowanych aplikacji.


 

Co Chińczycy chcą osiągnąć swoim pozwem? Przede wszystkim zależy im na wymuszeniu na producentach konieczności informowania o instalowanych dodatkowych aplikacjach. Co więcej, mieliby oni dostarczać również szczegółowe instrukcje dotyczące ich usuwania. Brzmi to rozsądnie, choć najprostszym sposobem byłoby po prostu zakazanie takich praktyk. To jednak może być bardzo trudne, bo bloatware to po prostu dodatkowy zarobek dla producenta - chyba nikt nie myślał, że te wszystkie usługi pojawiają się na urządzeniach "z dobrego serca".

Dobrym przykładem może być tutaj Południowa Korea, gdzie praktyki tego typu są zakazane. W styczniu 2014 roku tamtejszy regulator rynku telekomunikacyjnego zdecydował, że producenci nie powinni zmuszać użytkowników do korzystania z dodatkowych programów. Godzi to nie tylko w ich prawa, ale też jest niezgodne z zasadami uczciwej konkurencji.

Niestety te wszystkie działania odciskają piętno tylko na rynkach, gdzie są prowadzone. Póki co tematem nie zainteresowano się ani w USA ani w Europie, a szkoda. Władze w Brukseli najwyraźniej są tak bardzo zajęte walką z Google, że nie mają czasu na poświęcenie uwagi kwestiom o wiele bardziej frustrującym zwykłych użytkowników. Pozostaje mieć nadzieję, że Chińczycy będą dla nich dobrym przykładem, bo niestety poza nielicznymi wyjątkami bloatware'u w smartfonach nie ubywa.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama