Moje Mapy Google: banalnie proste tworzenie map, z których… korzysta się dość topornie
Atutem Moich Map Google niewątpliwie pozostaje prostota obsługi i… ogromne możliwości. Na moim Dysku Google mam folder, w którym regularnie lądują tworzone z myślą o kolejnych wyprawach pliki, a każda z nich to… co najmniej dwie warstwy. Te związane z miejscami które chcę zobaczyć, a także miejscami, w których smakołyków muszę spróbować. Coraz częściej jednak dochodzą kolejne: ot, jak chociażby te z dobrą kawą. Każde z nich dostaje ode mnie inny znacznik, dzięki czemu patrząc później na mapkę w oddaleniu — mam lepszy ogląd na całość i dużo łatwiej planuje mi się dzień — a rzeczy takie jak kolorki pinezek odróżniające atrakcje pod gołym niebem od tych wewnątrz budynków to kolejne ułatwienie. Lata praktyki nauczyły mnie jednak, że najwygodniej wszystko to zaplanować jeszcze z poziomu komputera — bo na smartfonach… działa, owszem, ale ile się człowiek nairytuje, to jego.
To prawda, że dostęp do stworzonych w ten sposób map możliwy jest nie tylko z poziomu przeglądarki, ale też bezpośrednio w Mapach Google (Twoje miejsca -> Mapy). Każdy jednak kto miał okazję z nich skorzystać prawdopodobnie zgodzi się z tym, ze działa to po prostu topornie. Interfejs jest kłopotliwy, kolejne odznaczanie czy zaznaczanie warstw mało ma wspólnego z intuicyjnością. Sama aplikacja Moje Mapy Google (dostępna wyłącznie na Androida) doczekała się pierwszej aktualizacji po… trzech latach. Co w niej?
- Dodawanie i edytowanie linii
- Uprawnienia na żądanie (Android 6.0 lub nowszy)
- Poprawki błędów i lepsze działanie aplikacji
Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że to żadne rewolucje. A powiedzenie, że gigant podchodzi do tematu po macoszemu to… dość delikatne stwierdzenie.
Listy w Mapach Google nie dorastają jej do pięt, mimo że korzysta się z nich odrobinę lepiej
Tworzenie list w Mapach Google to przydatna funkcja, z której — nie ukrywajmy — w aplikacji korzysta się znacznie wygodniej. Ale ze względu na ich specyfikę, pod względem funkcjonalności daleko im do wspomnianej wyżej funkcji. Nie mamy tam żadnej większej kontroli, a wszystkie zapisane punkty — niezależnie od nazwy listy — zlewają się w jedną całość. Możemy co najwyżej się przez nie przeklikać i w ten sposób stworzyć plan działania. Brakuje jednak ikonek czy większych opcji dostosowania do własnego widzimisię. Może i korzystanie z nich w telefonie jest odrobinę łatwiejsze, ale do ideału brakuje daleko. A biorąc pod uwagę ograniczenia z porównaniem do pełnych map przez siebie stworzonych — zdecydowanie jest nad czym pracować. I nawet zeszłotygodniowa aktualizacja która usprawniła kilka tamtejszych elementów — tak naprawdę niewiele zmienia.
Bo nadal nie możemy z funkcji tych korzystać w trybie offline — co byłoby bardzo miłą odmianą. Mało tego — Mapom zdarza się… po dłuższej chwili zapomnieć, co oglądaliśmy — i bez dostępu do sieci nic nie zrobimy. O wyznaczaniu trasy nawet nie wspomnę. Jest wiele elementów, które można byłoby w tych usługach poprawić — ale patrząc na działania Google mam wrażenie, że… po prostu im na tym nie zależy. Szkoda.
Więcej z kategorii Felietony:
- Uwielbiam i nienawidzę życia online - praca i hobby stały się po prostu dziwne
- "Signal? Taka pasta do zębów?" - najważniejszy problem alt-komunikatorów
- Odkrycia roku 2020 na YouTube. Te kanały mnie wciągnęły
- Codzienne granie ze znajomymi w sieci to moja namiastka normalności w czasie pandemii
- Granie na konsoli zaczęło przypominać PC Master Race. Gdzie ta zabawa i ta swoboda?!