Pierwszy handheld z prawdziwego zdarzenia ma już 30 lat. Game Boy wyznaczył nowe trendy i zapoczątkował manię na granie mobilne. To właśnie dzięki niemu możemy dzisiaj cieszyć się wspaniałymi produkcjami na 3DS-a, Nintendo Switch, PSVITA, smartfony oraz tablety. Gdyby nie on, nikt nie wie, jak potoczyłaby się historia przenośnych konsol. Choć wcale nie miał najlepszych podzespołów, podświetlenia czy kolorowego ekranu to i tak rozkochał miliony graczy na całym świecie. Licząc wersję Classic, Pocket oraz Color, Game Boy trafił do 120 milionów domów. Niebywały wynik i jednocześnie trzecie takie osiągnięcie wśród wszystkich konsol. Choć dziś wydaje się reliktem przeszłości, to zawsze miło jest włączyć swój egzemplarz i usłyszeć ten charakterystyczny dźwięk, gdy logo Nintendo ustawia się na środku ekranu.
Mały ale wariat
Dziś takie określenie jest już trochę przestarzałe. Kiedy kupiłem Game Boya w okolicach 2000 roku to sprzęt ten wydawał się cudem techniki. Pełnoprawna maszyna do gier, której wystarczy kilka baterii, abym mógł zanurzyć się w wirtualny świat. Choć posiadałem już PlayStation i miałem styczność z produkcjami na PC, to wszystko w wersji mobilnej było dla mnie czymś magicznym. Od tego momentu nie trzeba było rozstawać się z ulubionym hobby. Co z tego, że przez pierwsze kilka tygodni męczyłem głównie Tetrisa, bo nie miałem żadnego innego kartridża, a na Pokemony musiałem czekać aż do Gwiazdki. Szybko jednak zacząłem szukać miejsc, które mogłyby posiadać gry na tę konsolkę.
Niestety, tylko jeden sprzedawca miał w ofercie Donkey Konga. Bardzo liczyłem, że chodzi mu o Donkey Kong Land, o którym wiele czytałem w pismach branżowych. Był to jednak ten pierwszy Kong, gdzie trzeba było na każdym poziomie ratować damę z opresji. Z początku w ogóle nie mogłem się przekonać do tej produkcji. Nie było to Mario, które znałem z Pegazusa, ani Land. Mimo niechęci trochę zmuszałem się, aby w to grać. Nawet nie zdałem sobie sprawy, kiedy byłem całkowicie pochłonięty tą grą. Chciałem uzyskiwać coraz to lepsze czasy i nie widziałem dnia bez krótkiej sesji. W tym czasie koledzy z klasy równie zaczęli kupować Game Boye, a wraz z nimi przeróżne tytułu. Tak nadarzyła się okazja na sprawdzenie czegoś nowego. Moją nową miłością okazała się Zelda.
Którędy do zamku?
Znajomy miał dość nietypowy kartridż, na którym rzekomo było ponad 100 gier. Trochę ciężko było mi w to uwierzyć, bo w żadnej gazecie typu PSX Extreme nie widziałem takiej składanki. Jednak kiedy kolega pożyczył mi tę kolekcję, okazało się, że ona faktycznie istnieje i zawiera wiele tytułów. Szybko jednak wyszło na jaw, że coś z tym egzemplarzem jest nie tak. Kilka produkcji posiadało system zapisów i te powinny być przechowywane na karcie, ale po wyłączeniu konsoli niestety kasowały się. Wtedy jeszcze nie miałem świadomości o pirackich grach na tę platformę.
To właśnie była jedna z nich. Jednak nie zniechęciłem się i za każdym razem rozpoczynałem od nowa. The Legend of Zelda: Link's Awakening był pierwszym RPG-em na Game Boya, z którym miałem styczność. Choć wydawała się szalenie trudna to i tak chciałem zajść, jak najdalej. Jak się pewnie domyślacie, czasami zostawiałem włączoną konsolę tylko po to, aby nie stracić tego, co już osiągnąłem. Takie rozwiązanie nie było jednak zbyt dobre, bo przecież nie dało się wymienić zasilania, aby choć na chwilę sprzęt się nie wyłączył. Nikt ze znajomych nie miał zwykłej wersji, a ja musiałem się w końcu pogodzić z tym, że nie dam rady ukończyć tego tytułu. Niemniej, to była pierwsza Zelda, która zrobiła na mnie tak duże wrażenie i bardzo miło ją wspominam.
Pikachu wybieram Cię!
Nic jednak nie pobije moich pierwszych Pokemonów. To właśnie przy nich zaliczyłem pierwszą w swoim życiu nockę z jakąś grą. Do dziś pamiętam, jak mama koło 3 w nocy przyszła do mnie do pokoju i kazała mi iść spać. Wybłagałem jeszcze troche czasu, który wystarczył, aby matula zasnęła, a ja mogłem kontynuować zabawę. W Polsce był wtedy wielki szał na te stworki i każdy chciał mieć ten tytuł. Spośród wszystkich znajomych mnie pierwszemu udało się je zdobyć. Cieszyłem się każdym złapanym pokemonem, trenowałem praktycznie każdego zwierzaka, aby żaden nie był pokrzywdzony. Grindowałem niesamowicie, ale dla takiego małolata była to sama przyjemność. Zaglądałem w każdy kąt danej lokacji, czasami kręciłem się w jednym miejscu wiele godzin, aby spotkać jakiś wymarzony egzemplarz.
Nie miałem pewności, czy takowy w ogóle się w tej okolicy znajduje, bo poradnik ze wszystkimi wskazówkami kupiłem długo po przejściu Pokemon Red. Zachwycałem się grafiką, walkami, wizerunkami potworków i ogólnie wszystkim. Do dziś pamiętam cały ten tytuł i bez problemu przeszedłbym go bez większych trudności nawet dziś. Gdyby wtedy istniały pucharki lub osiągnięcia, to swój wynik mógłbym określić jako Super Platyna lub 200% “aczików”. Pokemony nie miały przede mną tajemnic. Był niestety jeden szkopuł. Posiadając tylko jednego Game Boya i wersję Red nie byłem w stanie uzupełnić Pokedexu. Udało się to zrobić dopiero rok później, kiedy koledzy w klasie mieli swoje egzemplarze i kabel łączący konsole.
Game Boy wiecznie żywy
Trochę ciężko mi uwierzyć, że ten handheld ma już 30 lat. Do dziś żałuję, że pozbyłem się tego pierwszego, ale człowiek był głupi i jeszcze tak nie doceniał. Po zakupie GBA wydało mi się naturalne, że staruszka można się już pozbyć. Młodszy brat obsługiwał wszystkie gry z niego, a do tego oferował pełną paletę barw. Na szczęście, pierwszy GB trafił w dobre ręce i wiem, że jeszcze długo posłużył. Nie ukrywam sentymentu do tej platformy. Teraz gdy jestem już dorosły, nie wyobrażam sobie swojej kolekcji bez niego. Posiadam obecnie wersję przezroczystą w naprawdę dobrym stanie i ta zostanie już ze mną na zawsze. Jednak nie zdarza mi się, abym spędzał z nią kilka godzin.
Czasami wezmę tego Game Boya na krótką chwilę, włączę Super Mario Land i przejdę poziom lub dwa. Natomiast gdy przychodzą znajomi, to przypominam im, od czego zaczęła się przygoda z mobilnym graniem. Reakcje przyjaciół są zawsze dość przewidywalne. Każdy się dziwi, czemu to takie duże, dlaczego nic nie widać i tym podobne. Gry wideo na przestrzeni ostatnich 30 lat bardzo się zmieniły. Na smartfonach mamy zaawansowane produkcje 3D, a Nintendo Switch pozwala na granie w tytuły, które do niedawna były dostępne tylko na dużych platformach. Nie zmienia to jednak faktu, że Game Boy to wspaniały sprzęt i kawał historii. Dziękuję Nintendo, dziękuję Gunpei Yokoi, dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tej konsoli. Mam nadzieję, że za kolejne 10 lat ludzie nadal będą ją pamiętać i wspominać równie dobrze, jak ja. Nie można zapomnieć, od czego to wszystko się zaczęło. Sto lat Game Boy!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu