Felietony

Mobilne biuro część 2 czyli polemika z krytykami

Grzegorz Marczak
Mobilne biuro część 2 czyli polemika z krytykami
Reklama

Jest to gościnny wpis Jacka Artymiaka autora bloga texy.pl Wpis dotyczący moich wrażeń z użytkowania Galaxy Tab wywołał sporo emocji wśród fanów iP...

Jest to gościnny wpis Jacka Artymiaka autora bloga texy.pl

Wpis dotyczący moich wrażeń z użytkowania Galaxy Tab wywołał sporo emocji wśród fanów iPada i nie tylko. Autorzy komentarzy krytycznych zarzucali mi, że nie wiem czym jest mobilne biuro; że nie mam prawa wypowiadać się na ten temat, bo korzystam z prymitywnego telefonu; albo że cały ten mój mobilny biznes to w zasadzie tylko czat wideo z żoną. Pozwólcie zatem, że wyjaśnię moje wybory.
Reklama

Dlaczego używam zwykłego telefonu zamiast iPhona?

Z dwóch powodów: zarządzanie energią i wygoda.

Zwykły telefon, taki jak Nokia C3-00 ew. Nokia 1616 służy mi tylko i wyłącznie do prowadzenia rozmów i wysyłania/odbioru SMS-ów. Czas czuwania mierzy się tu w tygodniach a czas prowadzenia rozmów to minimum 6-7 godzin. I jest to czas w zasadzie gwarantowany bo zarządzanie energią Nokia doprowadziła w swoich telefonach do perfekcji.

Nokię C3-00, z której korzystałem przez trzy dni w Londynie musiałem ładować tylko raz, przed lotem do Polski a i to tylko dlatego, że lecąc do Londynu słuchałem podcastów (odtwarzanie plików MP3 dość szybko rozładowuje baterię) i pod koniec trzeciego dnia na wskaźniku widać było już tylko jedną kreskę. Z doświadczenia wiem, że wystarczyłoby to w zupełności na kolejny dzień rozmów, ale wolałem nie ryzykować, bo nie ma chyba nic bardziej frustrującego niż przerwanie rozmowy z powodu rozładowanej baterii.

Takiego czasu pracy na bateriach nie oferuje żaden smartfon ponieważ jako terminal internetowy ciągle komunikuje się z siecią i zużywa energię zmagazynowaną w akumulatorach na bieżąco, co z kolei skraca czas rozmów. Z kolei prowadzenie rozmów skraca w smartfonie czas na korzystanie z poczty, kalendarza, Facebooka, Twittera, Skype czy monitorowanie serwerów. Nie da się mieć tych obu rzeczy na raz.

Próbowałem korzystać z jednego urządzenia do prowadzenia rozmów telefonicznych, komunikacji przez SMS, sprawdzania poczty, oraz do funckji terminala komunikacyjnego. Nawet najlepszy smartfon rozładował się ok. 14:00-16:00 co odcinało mnie od świata i zmusiło w ostateczności do rozdzielenia funkcji komunikatora internetowego (Galaxy Tab) i telefonu (Nokia C3-00). Za niewielką cenę uzyskałem pewność, że urządzenia te nie zawiodą mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Zamiast jednego urządzenia, które nie wytrzyma 7 godzin użytkowania, mam dwa z gwarantowanym czasem pracy 6-7 godzin.

Oprócz podwojenia czasu pracy oraz zapewnienia możliwości komunikowania się przez dwa niezależne kanały od rana do późnego wieczora, rozdzielenie funkcji telefonu i terminala komunikacyjnego podniosło wygodę pracy w drodze.

Prowadzenie rozmowy przez zwykły telefon komórkowy ma dwie zalety: nie muszę walczyć z wypadającymi i splątanymi słuchawkami smartfona (wiem, że można korzystać bez słuchawek) oraz mogę rozmawiać i czytać maile, przeglądać strony www, pracować w Evernote oraz innych aplikacjach nie odrywając telefonu od ucha. To jest naprawdę bardziej wygodne od pukania w mały ekranik smartfona. Sprawdziłem to wielokrotnie, naprawdę polecam.

Reklama

Moje mobilne biuro

Na podstawie komentarzy do poprzedniego tekstu doszedłem do wniosku, że większość krytyków uważa, że biuro to miejsce, w którym możemy korzystać z programów Outlook, Office, Exchange a co nie pozwala na podłączenie się do tego ekosystemu mobilnym biurem nie jest. Android nie ma się czego wstydzić, ponieważ usługi Gmail oraz Google Calendar pozwalają na łączenie się z serwerami Exchange. Możliwe jest też zdalne zarządzanie telefonami z poziomu Exchange. A więc mamy "enterprise" pełną gębą.

Google Docs odczytuje i zapisuje (w uproszczonym formacie) dokumenty Microsoft Office, a Galaxy Tab ma na standardowym wyposażeniu czytnik dokumentów Office. Szału nie ma, ale można podglądać te dokumenty bez większych problemów. PDF-y, które w moim przypadku stanowią 90% otwieranych przeze mnie załączników przeglądam na Galaxy Tab bez żadnego problemu. Dokumenty Office otwieram w Google Docs. Jak na razie nie miałem z tym problemów. W końcu pracownicy korporacji nie wykorzystują więcej niż 5-10% funkcji formatowania dokumentów i po prostu nie ma z tym problemu.

Reklama

Nie pisałem o tym wszystkim w poprzednim tekście, ponieważ nie potrzebuję tak naprawdę wsparcia dla infrastruktury Microsoftowej. Zdaję sobie sprawę z tego, że są to rzeczy ważne dla ludzi podpiętych pod korporacyjne struktury zbudowane wokół serwerów Microsoft Exchange, ale mnie to właściwie nie dotyczy. Można bowiem prowadzić firmę, której współpracownicy są rozsiani po świecie (Nowa Zelandia, Wielka Brytania, USA, Kanada, Polska, Australia, Indie) i nie dotykać produktów Microsoftu. Owszem, narzędzia od Google mogłyby być lepsze, ale i tak są lepsze od tego co oferował Microsoft kiedy szedł po rynek enterprise, na którym rządził wtedy Unix, który z kolei wcześniej też był wyśmiewany przez speców od systemów enterprise świata nie widzących poza mainframem IBM-a. I jedni i drudzy musieli zaakceptować zmiany. Teraz kolej na Microsoft. Muszą zaakceptować nowego gracza.

Dlaczego Google? Cena oraz łatwość instalacji. Do każdego nowego projektu mogę kupić za kilkanaście dolarów domenę, a w niecałą godzinę zakładam darmowe konta na Google Apps dla mojego zespołu, za darmo dostaję pocztę, czat, kalendarz oraz podstawowe narzędzia do pracy nad dokumentami ze śledzeniem zmian (ważne w przypadku konieczności powrotu do poprzedniej wersji lub przy wyjaśnianiu nieporozumień). Microsoft tego nie pobije.

Dlaczego Android? Bo mogę wgrać na dowolny telefon lub tablet dodatkowe oprogramowanie bez konieczności włamywania się na system i bez lęku o to, że kolejna aktualizacja systemu zablokuje telefon na nowo. To ważne, bo nie wszystkie aplikacje, z których korzystam pochodzą z Android Market. Po prostu zmieniam ustawienia na telefonie lub tablecie i mogę wgrywać samodzielnie oprogramowanie bez zabawy w jailbreak.

Dlaczego zatem noszę ze sobą netbooka? Za granicą lubię mieć backup. Owszem, komputer można kupić w zasadzie wszędzie, ale nie o północy. Poza tym, do niektórych programów potrzebuję nadal komputera z klawiaturą. Niektóre programy nie są dostępne na Androidzie. Na przykład, GoToMyPC nie uruchomię na Androidzie. Spotkania GoToMeeting mogę uruchamiać tylko z netbooka. Dlatego wybrałem jeden z najlżejszych netbooków, Toshibę NB 250. Ma przy okazji jedną z najlepszych netbookowych klawiatur oraz nie najgorszy czas pracy na bateriach. Przegrywa z tabletem, który szybciej uruchamia się ze stanu wyłączenia oraz szybciej i bezproblemowo budzi się z uśpienia. Tego Windows 7 nie potrafi. Ilekroć pozostawię komputer z systemem Windows w stanie uśpienia, coś pada, coś się zawiesza, a porządkowanie tego trwa kilkanaście minut. Nie mam na te głupoty czasu.

Galaxy budzi się z uśpienia i usypia w sekundę. Zachowuje się jak pilot do telewizora albo iPod a nie jak kapryśne pudło z Windowsem. Co jest prztyczkiem w nos Microsoftu, bo przecież Android to pod spodem Linux czyli system, który wyłącza się bardzo ostrożnie; tak przynajmniej uczono kilka pokoleń administratorów systemów... Okazuje się, że można go przystosować do takich zadań, a Windowsa się nie da, bo Windows na netbooku niewiele różni się od Windowsa na desktopie. To kolejna szansa na prawdziwą innowację, której Microsoft nie wykorzystał przez ostatnie dziesięć lat.

Reklama

Skoro Windows jest taki kiepski to dlaczego nie używam MacBook Air? Bo chociaż to całkiem fajny system, do tego do czego używam netbooka jest po prostu za drogi. Za jednego MacBooka Air mogę kupić cztery Toshiby. To się po prostu nie opłaca. Lubię produkty Apple, lubię Androida, lubię też inne wynalazki ale nie są dla mnie religią. Mają działać i pomagać mi w pracy. I tyle.

Może i duplikuję niektóre funkcje, może to nie jest eleganckie, ale unikam pojedynczych słabych ogniw w sysemie i mogę wreszcie wykorzystać lepiej czas w podróży, hotelu, czy kawiarni. Galaxy Tab pozwolił mi skupić się na pracy zamiast obchodzenia ograniczeń sprzętu i oprogramowania a to naprawdę dużo. Nie czuję się już ograniczany i mogę spokojnie powiedzieć, że technologia przestała być przeszkodą i stała się "wzmacniaczem". Już nie muszę dostosować się do technologii, to technologia dostosowuje się do mnie. I o to w tym wszystkim chodzi.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama