Roboty z ludzkimi twarzami nie są niczym nowym. Kiedy jednak na stworzenie takiego urządzenia może sobie pozwolić zwykły człowiek, powoli zaciera się granica między science-fiction, a rzeczywistością. Mam wrażenie, że jeszcze kilka lat i powoli zacznie nam się wszystko mieszać.
Miłośnik robotów stworzył sobie własną Scarlett Johansson. O jeden krok za daleko?
Scarlett Johansson to piękna kobieta, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Po części rozumiem więc, że ktoś mógł chcieć stworzyć robota z jej twarzą. 42-letni grafik skonstruował, własnymi środkami, robota z twarzą aktorki, którą na pewno kojarzycie chociażby z roli Czarnej Wdowy w Avengersach. Dał jej imię Mark 1, co pozwala sądzić, że to dopiero pierwszy projekt. Tworzenie Scarlett-robota trwało 2 lata, kosztowało około 50 tysięcy dolarów i pozwoliło Ricky’emu Ma nauczyć się elektromechaniki i programowania. Musicie przyznać, że twórca podszedł do swego dzieła poważnie i dołożył wszelkich starań by dopiąć projekt.
Mechaniczna Johansson potrafi ruszać rękami, nogami, dłońmi i oczami - ba, nawet puścić oczko. Uśmiecha się też figlarnie kiedy ktoś powie jej komplement. Oczywiście nie wygląda jak żywy człowiek, zaskakuje mnie natomiast to, że udało się ją stworzyć zwykłemu fanowi robotów. Jeśli można tak oczywiście powiedzieć o mieszkańcu Hong Kongu, który interesuje się robotyką, był w stanie zrobić projekt, a następnie go wykonać, przeznaczając niemałą przecież sumę pieniędzy. Ciekawostką niech będzie fakt, że 70% ciała Mark 1 zostało stworzone przy pomocy drukarki 3D. Gdzieś tam oczywiście, poza fascynacją zarówno aktorką, jak i tworzeniem robotów, wkrada się kwestia nadziei, że pojawią się osoby, które będą chciały odkupić projekt.
Wyobraźcie sobie, że któregoś dnia ktoś zaimplementuje do takiego robota sztuczną inteligencję. Oczywiście jeszcze nie tę, którą znamy - w końcu cały czas patrzymy na ich rozwój, któregoś dnia faktycznie zobaczymy asystenta, który przestraszy nas swoją prawdziwością. Grzesiek Ułan twierdzi, że przyszłością są właśnie AI, asystenci i boty, a nie mechaniczne postacie. I ja się z nim w pewnym stopniu zgadzam. Sztuczna inteligencja to jednak mózg, który potrzebuje ciała - skoro staramy się stworzyć coś na kształt ludzkiej świadomości, będziemy też chcieli wsadzić je do jakiegoś "naczynia". I jeśli obie gałęzie będą się odpowiednio prężnie rozwijać, któregoś dnia wizja przyszłości z film Ex Machina stanie się rzeczywistością. Nie wiem czy wiedzieliście ten obraz, ale nie wszystko było w nim tak kolorowe, jakbyśmy tego chcieli. Nie zapominajmy o tym, że stworzono przecież robota, który ma rozumieć człowieka.
Pojawia się również inny temat, o którym rozmawialiśmy w ostatnim odcinku antywebowego przeglądu tygodnia. Od lat mówi się o tym, że interakcje ludzkie przenoszą się z realnego świata na płaszczyznę wirtualną - zamiast spotkać się na spacerze, rozmawiamy w mailach czy na Messengerze. Do naszych drzwi puka właśnie wirtualna rzeczywistość, która zaserwuje nam atrakcyjny bilet do nieistniejącego świata, coraz więcej firm tworzy boty i AI. Połączcie to wszystko, a namaluje Wam się przed oczami świat, w którym człowiek woli rozmawiać z maszyną, zamiast znosić humory, złośliwości czy po prostu charakter drugiej osoby. Oczywiście to wizja dalekiej przyszłości, w dodatku niezbyt optymistyczna. Nie jestem aż takim fatalistą, by przywoływać najczarniejsze wizje z powieści i filmów science-fiction, a i przecież sama robotyka nie rozwija się tak szybko, jak spekulowali miłośnicy teorii Skynetu. Jeśli jednak można w domowych warunkach stworzyć robota przypominającego znaną aktorkę, to trochę się boję, co jeszcze ludzie wymyślą.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu