Technologie

Miasto bez korków? Zespół z MIT przekonuje, że ma na to receptę, ale...

Maciej Sikorski
Miasto bez korków? Zespół z MIT przekonuje, że ma na to receptę, ale...
Reklama

Miasto bez korków to piękna wizja. Zyskalibyśmy na tym dużo i jako jednostki i jako społeczeństwo - wyliczenia dotyczące tego, ile tracimy stojąc w korkach, czasem wręcz wbijają w fotel. Chociaż mówimy o realnym problemie, to trudno wskazać na sensowne rozwiązanie. Kierowcy mogą się bardziej starać o płynność jazdy, miasto może tak organizować ruch, by przynajmniej go nie hamować, ale czasem i to nie pomaga. Tu w sukurs przyjść mają nowe technologie, elektronika i matematyka. Brzmi świetnie, lecz trudno to sobie wyobrazić.

Korki to problem globalny i permanentny

Zatory na drogach, zwłaszcza w okolicach skrzyżowań, to polska specjalność? Pewnie dobrze wiecie, że nie - borykają się z tym miasta na całym świecie. Jedne bardziej, drugie mniej, ale całkowicie nikt nie wyrugował jeszcze tego kłopotu. W efekcie ludzie tracą w nich sporo czasu, a czas to pieniądz. Marnowane jest też paliwo, zwiększa się poziom zanieczyszczeń oraz irytacji kierowców, co nie jest bez znaczenia. Z badań wynika, że Polacy na tym polu nie mają zbyt wielu powodów do zadowolenia: rodzime miasta należą do tych bardziej zakorkowanych, w europejskich rankingach zawsze trafi się miejsce dla "naszych".

Reklama

Miasta próbują zniwelować problem na różne sposoby. Zmieniana jest organizacja ruchu, przeprowadzane są remonty i przebudowy, które finalnie mają udrożnić trudne odcinki, sygnalizacja świetlna pokazuje czas, jaki pozostał do zmiany kolorów. Kierowcy z kolei powinni uczyć się właściwych zachowań, mogą ograniczać zatory przez odpowiednie reagowanie na sytuację na drodze. Każdy z nas widział przecież ludzi blokujących skrzyżowania i ruszających długo po tym, gdy zaświeci się dla nich zielone światło... A czy można sprawę rozwiązać z pomocą nowych technologii?

Miasto bez korków według MIT

Temat poruszam z powodu doniesień medialnych, z których dowiedziałem się, że sygnalizacja świetlna zniknie z naszej przestrzeni, że ruch będzie płynny, że w końcu dowiemy się, co oznacza miasto bez korków. Niektóre tytuły i same teksty były naprawdę przepełnione entuzjazmem, więc wypadało się zapoznać z tym magicznym projektem.

Zakłada on, że sygnalizację zastąpią sensory umieszczone w samochodach, geolokalizacja oraz szybkie i planowane na wielką skalę obliczenia matematyczne. Miasto ma się po prostu stać inteligentne, a zarządzanie ruchem przeniesione zostanie z poziomu sygnalizacji do poziomu samochodu. Ten ostatni nie będzie się już ustawiał w sznurku przed skrzyżowaniem, lecz wjedzie na nie w odpowiednim miejscu i czasie. Pojazdy jadące po jednym pasie ustawią się na nim w różnych miejscach, niczym na zjeździe do bramek na autostradzie. Auta skomunikują się ze sobą i znając swoje położenie oraz prognozowany czas przejazdu przemkną przez skrzyżowanie. Bezkolizyjnie. Ciągły ruch odbywający się we wszystkich kierunkach.

Zapewne dostrzegacie już haczyk: takie rozwiązanie pomyślane jest raczej dla pojazdów autonomicznych. Trudno sobie wyobrazić, by kierowcy sprawnie wprowadzili je na drogi - owszem, mogą słuchać maszyny (to też wymagałoby zmian i unowocześnienia samochodów) i wjechać na drogę tak, jak zaleci, ale błędy ludzkie prawdopodobnie pojawiałyby się bardzo często. Tylko komputer mógłby zapanować nad takim ruchem. A to już sprawia, że nie mówimy o projekcie, który mógłby wejść w życie w bliżej nieokreślonej przyszłości.

Jednocześnie pojawia się kilka pytań: co z kierowcami, którzy nie będą chcieli przesiąść się do autonomicznych pojazdów? Przecież to może torpedować cały system. Jak będzie funkcjonować miasto, gdy na jednym ze skrzyżowań dojdzie do jakiegoś niespodziewanego zdarzenia? Czy system byłby w stanie natychmiast dokonać korekt na innych, czasem położonych dość blisko skrzyżowaniach? Czy takie zmiany można w ogóle wprowadzać w już istniejących miastach? Czym innym jest komputerowa symulacja, a czym innym żywa tkanka miejsca. Miasto bez korków oznacza także problem dla pieszych - bo jak mieliby się przemieszczać w przestrzeni, w której brakuje sygnalizacji? Musiałyby się pojawiać przejścia podziemne i kładki - na dużą skalę...

Do zmian droga daleka

Wprowadzenie takich rozwiązań może zająć znacznie więcej czasu niż dopuszczenie do ruchu pojazdów autonomicznych. Liczba pytań i wątpliwości jest naprawdę duża, a to sprawia, że samojezdne auta (te tradycyjne oczywiście też) jeszcze przez długi czas mogą ustawiać się przed światłami - bo tego po prostu nie da się szybko wyeliminować. Co nie oznacza, że system nie będzie usprawniany. Ograniczy się rolę kierowców, przynajmniej części z nich, i to może przynieść pozytywne rezultaty.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama