Felietony

Medal of Honor 2010 czyli jak zepsuć kultowy multiplayer

Grzegorz Marczak
Medal of Honor 2010 czyli jak zepsuć kultowy multiplayer
Reklama

Mam słabość do strzelanek w trybie multiplayer dlatego każdy nowy tytuł z serii MoF czy CoD ewentualnie Battlefield testuję zaraz po wydaniu (wersja n...

Mam słabość do strzelanek w trybie multiplayer dlatego każdy nowy tytuł z serii MoF czy CoD ewentualnie Battlefield testuję zaraz po wydaniu (wersja na konsolę Xbox 360 - po nabyciu Macbooka niestety skutecznie odciąłem się od gier na PC czego do tej pory trochę żałuje). Ostatnio nabyłem więc najnowszą część z serii MoH i muszę powiedzieć, że pierwszy raz rozczarowałem się zarówno jeśli chodzi o tryb kampanii jak i gry wieloosobowej.
Reklama

Na początku szybko przeszedłem kampanie - nie dość, że była bardzo krótka to też w ogóle bez żadnego pomysłu. Wszystko wykonane dość sztampowo a czasami miałem nawet wrażenie, że jest gorzej niż w poprzednich wersjach. Nuda, strzelanie, nuda i strzelanie które w tej części też jest nudne. Przeszedłem tę część tylko dlatego, że zapłaciłem za nową grę jak za zboże i liczyłem na to, że może gdzieś na końcu będą jakieś przebłyski czegoś ciekawego. Niestety nie było - przez chwilę dosłownie drobną chwileczkę dało się odczuć pewien ciekawy klimat ale to się szybko skończyło.

Przyszedł więc czas na rozgrywkę w sieci. Na początku było wielkie woow, ale szybko. Pojawienie się na mapie nowego "mięcha" kończyło się dla niego po 15 sekundach respownem. Poćwiczyłem trochę i mój frag rate zaczął się poprawiać. Mimo to gra nadal wydawała mi się diabelnie szybka.

Dlaczego tak się dzieje? Otóż w MoH za multiplayer odpowiedzialni są panowie od Battlefield, zrobili co prawda dobrą robotę ale coś nie tak jest z algorytmem samej rozgrywki. Snajperzy są za celni, bronie mają za mały odrzut, za dużo jest miejsc do kampowania. Wszystko to razem sprawia, że po kilku rundach w których kończy się rozgrywkę po kilku sekundach po prostu chce się wyłączyć grę i więcej do niej nie wracać.

Największym błędem w MoH w multiplayer jest natomiast fakt, że mapy są relatywnie dużej (jak w Battlefield) co powoduje, że w wielu miejscach można się chować i skutecznie razić przeciwnika ogniem. Nie wprowadzono natomiast jeden rzeczy, która moim zdaniem jest obowiązkowa przy tego typu mapach czyli pokazania po naszej śmierci, skąd i kto do nas strzelał. Mechanizm ten zastosowany na przykład w ostatnim Battlefield powoduje, że nie nikt nie może siedzieć nie zauważony przez całą grę w jednym miejscu. W MoH tak zwane kampowanie stało się główną strategią dla wielu graczy i przez to rozgrywka stała się strasznie uboga w ciekawe akcje. Dochodzi do tego, że w niektórych rozgrywkach połowa zespołu to snajperzy, którzy szybko rozbiegają się na wcześniej dobrze znane pozycje po to aby spędzić w nich 80% gry i czekać na łatwe strzały.

Na końcu jest jeszcze cały system awansów i zdobywania nowego wyposażenia, który moim zdaniem też jest nie do końca dobrze przemyślany. Po prostu za dużo punktów potrzebne jest do zdobycia nowego sprzętu dla swojej profesji. I kolejny raz pod tym względem Battlefield wypada lepiej.

Jest jednak też kilka rzeczy, które można pochwalić - najważniejszą z nich jest moim zdaniem klimat rozgrywki w multiplayerze. Mamy wrażenie, że naprawdę znaleźliśmy się na polu bitwy gdzie bezmyślne biegani i strzelanie kończy tylko w jeden sposób.

Gdybym miał jednak teraz wybierać między MoH a Cod to zdecydowanie skupił bym się na tym drugim tytule, który jeśli tylko nie zepsuje nic w stosunku do poprzedniej części to będzie na pewno dawał więcej przyjemności z gry.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama