E-sport

Marne szanse Virtus.pro na puchar IEM Katowice 2018

Artur Janczak
Marne szanse Virtus.pro na puchar IEM Katowice 2018
Reklama

IEM Katowice 2018 zbliża się wielkimi krokami. W dniach 02-04 marca rozegra się turniej z najlepszymi drużynami na świecie. Wielu fanów esportu, a w szczególności tych zainteresowanych CS:GO mocno liczy na występ Virtus Pro. W zeszłym roku nie można ich było zobaczyć na głównej scenie, ale może w tym będzie inaczej. Problem w tym, że jak na razie, nasz rodzimy zespół nie prezentuje poziomu gwarantującego miejsce w Spodku. Uwielbiam ich i mocno im kibicuję, ale ich ostatnie występy pozostawiają wiele do życzenia, a czasu zostało niewiele. Wprowadzenie Michała „MICHU” Müller do drużyny miało pomóc w odbudowie formy. Nic nie dzieje się z dnia na dzień, ale decyzja o zmianach w składzie jak dotąd nie zmieniła praktycznie nic. VP nadal nie może się podnieść z kolan, a próba walki z kimś mocniejszym kończy się dla nich jedną wielką porażką.

Zaczęło się dobrze

Od momentu, kiedy Wiktor “TaZ” Wojtas został przesunięty na ławkę rezerwowych, drużyna rozegrała siedem spotkań. Pierwszym rywalem była formacja Nemiga, która nie załapała się nawet najwyższej 30 rankingu HLTV. Wszyscy byli przekonani, że z kimś takim Virtusi wygrają, chociaż porażki na ELEAGUE Major 2018 pokazały dość niską formę Polaków. Na mapie Cobblestone chłopaki z nowym kolegą w składzie bez większych przeszkód odnieśli zwycięstwo. Najlepiej ze wszystkich wypadł pasha zdobywając 21 zabójstw, a zaraz za nim był byali i MICHU. Następna w kolejce była drużyna Red Reserve, która również nie miała większych szans w meczu z VP na Mirage. W tym spotkaniu największe pochwały zebrał Filip “NEO” Kubski za rating 1.39 przy 28 celach i 18 zgonach. Po pojedynkach w systemie BO1, nadszedł czas na większe wyzwanie w ramach StarSeries i-League Season 4, gdzie rodacy musieli się zmierzyć z mousesports. Rozegrano trzy mapy: Cobblestone, Inferno i Mirage. Mimo starań Virtus Pro nie było wystarczająco silne, aby pokonać tego rywala. Z MVP PL wyszło znacznie lepiej, udało się wygrać, chociaż nie można powiedzieć, że był to spacer po parku. Ostatnie trzy mecze z Windigo, Liquid i Cloud9 można określić, jako potężną porażkę.

Reklama


Na IEM trzeba czegoś więcej

Doskonale rozumiem, że obecny skład musi się dostosować do wspólnej gry, ale indywidualnie chłopaki są w rozsypce. Jednego dnia potrafią stanąć na wysokości zadania, tylko po to, aby następnego zaprezentować CS-a znanego ze średnich spotkań trybu rankingowego. Zero jakiejkolwiek stabilności. Nie powiem, bo obecnie najbardziej błyszczy Michał „MICHU” Müller, który stara się uzyskiwać jak najlepsze rezultaty i wybija się przed szereg tej drużyny. Niestety, sam żadnych cudów nie zdziała. Trochę nie chce mi się wierzyć, że jeden bootcamp, na którym obecnie są, sprawi, że Virtus.pro zacznie pokonywać wszystkich na nadchodzącej imprezie w Katowicach. Przecież tam trzeba będzie się zmierzyć z naprawdę mocnymi rywalami, bo w podanej szesnastce mamy: SK, Astralis, Cloud9, Faze i wiele innych mocnych formacji. VP troszeczkę polepszyło swoją grę względem ostatniego Majora, ale to naprawdę nic w porównaniu z tym, co na nich czeka. Jeżeli wspólnie uznali, że pozbycie się TaZa to najlepsza droga do sukcesu, to gdzie są pierwsze efekty?


Trzy wygrane nic nie zmieniają

Niech mi nikt nie mówi, że pokonanie Nemiga, Red Reserve i MVP PK to jakiś ogromny sukces, bo tak nie jest. Jeżeli ktoś chce nawiązać prawdziwą walkę z najlepszymi zespołami, to musi z siebie dać o wiele więcej. W meczu z Cloud9 najlepszy zawodnik Virtusów miał zaledwie 26 fragów, gdzie najgorszy u oponenta zdobył o dwa więcej, a na szycie był Timothy "autimatic" Ta z wynikiem 43/19 (łączna ilość w całym spotkaniu). To jest wręcz przepaść. Mistrzowie ELEAGUE zrównali z ziemią podopiecznych Kubena nie pozostawiając żadnych wątpliwości, kto tutaj gra wspaniałego CS-a. Możliwe, że Virtusi wcale nie mają aspiracji na zdobycie pucharu, tylko po prostu pragną zajść jak najdalej, powalczyć i próbować wrócić. Nie na szczyt, ale trochę wyżej niż są obecnie. W rankingu HLTV są na 19 pozycji (stan na 21.02.2018). Nadal mam wrażenie, że ogólnie ten skład nie ma nic wspólnego ze stabilnością, a nawet swoim dawnym “ja”. Ostatni duży sukces mieli rok temu na DreamHack Masters Las Vegas 2017. Dalej były małe wzloty i duże upadki.


Walka o puchar IEM będzie trudna

Wszyscy oczekują czegoś więcej. Możliwe, że i sami gracze ustawili sobie taką poprzeczkę, do której nie są w stanie sięgnąć. Wprowadzone zmiany były istotne, ale to chyba wciąż za mało. Nie widać też, żeby były słuszne, bo efektów brak. Trochę szkoda mi MICHA, gdyż ten miał rozwinąć skrzydła, a jest trochę tak, jakby reszta była kulą u nogi. Kiedy on wypada całkiem nieźle, to reszta ma gorsze wyniki, albo razem wszyscy nie pokazują zupełnie nic. Niegdyś tak silne, mogące rywalizować z każdą drużyną Virtus.pro jest jedynie cieniem swego dawnego blasku. Chemia między graczami się ulotniła, nie ma już Snaxa porywającego tysiące widzów, a nawet pashy i jego śmiesznych min podczas relacji na Twitch. Zamiast tego można przeczytać coś takiego:

Niby nic wielkiego, ale tego typu komentarze po kiepsko rozegranym spotkaniu nie napawają odbiorców pozytywnie. VP jest od dobrych kilku lat na scenie. Do niedawna bez zmian w zespole, dziś z Michałem na pokładzie nadal wydaje się bardzo osłabione. Udało im się osiągnąć wiele i na zawsze będą legendami esportu, ale nie wiem co z nimi dalej będzie. Może będą próbować, może pozbędą się kolejnej osoby, ciężko ocenić. Obecnie przygotowują się do Intel Extreme Masters Katowice 2018, ale po 7 porażkach w tym roku, nic widze dużych szansa na ich awans do finału, czy nawet do półfinału. Chciałbym za dwa tygodnie móc napisać coś innego, ale w tej chwili nie potrafię. W cuda nie wierzę, a tego będzie potrzebowało Virtus.pro.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama