Felietony

Markus Marcinkiewicz (Kokosz): Black Ops 2: Spoczywaj w niepokoju Warfighterze

Grzegorz Marczak
Markus Marcinkiewicz (Kokosz): Black Ops 2: Spoczywaj w niepokoju Warfighterze
Reklama

Chciałbym jakoś rozsądnie zapowiedzieć ten wpis ale powiem tylko tyle : Kokosz (Markus Marcinkiewicz) na Antyweb! Ten sam który pisał w Secret Service...

Chciałbym jakoś rozsądnie zapowiedzieć ten wpis ale powiem tylko tyle : Kokosz (Markus Marcinkiewicz) na Antyweb! Ten sam który pisał w Secret Service, ten sam który prowadził Valhalla.pl. Stara gwardia, która o grach pisała z jajem i przekąsem bez skrupułów wsadzająca kij w mrowisko swoimi tekstami. I wiecie co, tekstów Markusa o grach będzie więcej na Antyweb!

Reklama

Nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić was do pierwszego tekstu Markusa "Kokosza" Marcinkiewicza , tak więc zapraszam:

Powiedzmy to sobie uczciwie: Modern Warfare to fenomen. Żadna wcześniejsza gra FPS, która w tak bezpośredni sposób szydzi z gracza i naciąga go na kasę, nie zyskała tak wielkiego uznana. Pierwsza część nowego cyklu, upadającej serii Call of Duty, okazała się gwoździem do trumny dyskusji o wyższości pecetów nad konsolami. Jeśli przed MW ktokolwiek narzekał, że gry konsolowe odmóżdżają, są wypłaszczeniem rozbudowanych i dobrze zaprojektowanych designersko leveli, czy chociażby, że wycelowane są w tępego amerykańskiego casual-gamera, który ma się nie zmęczyć intelektualnie, to po wydaniu tej przełomowej gry zamilkł. Dziś wszyscy tańczymy jak małpki, gdy amerykański kataryniarz zagra swoją pieśń. MW to ostateczna drwina i prztyczek w nos wszystkim graczom, którzy wymagają rozbudowanych gier. A mimo to gracze kochają nowe Call of Duty. Producentom jest wybaczone, że kampanię można ukończyć w kilka godzin, że tak naprawdę faktyczny czas gry jest jeszcze mniejszy, bo przecież bierzemy udział w fabularnej narracji, w czymś, co nigdy wcześniej nie było tak dopracowane.

Modern Warfare miała być ostatnią deską ratunku dla Call of Duty

Modern Warfare miała być ostatnią deską ratunku dla Call of Duty, która przeżywała swoje apogeum wyciskając już ostatnie soki z tematu II Wojny Światowej. Miała być również ostatnią próbą rywalizacji z odnoszącą na tym samym polu znacznie większe sukcesy serii Medal of Honor. Stało się tak, że marka Call of Duty nie tylko odrodziła się na nowo, ale i zmiażdżyła z kretesem pioniera tego odłamu gier FPP - MoH. Koncern Electronic Arts w międzyczasie próbował walczyć – wydał wreszcie po latach twórczego myślenia nowy Medal of Honor, który pozostał mimo wszystkim ubogim krewnym Call of Duty. Nawet wydany Battlefield 3 w kampanii nie był w stanie dorównać ani jednej z części Modern Warfare. Wydawać by się mogło, że EA wyciąga jakieś wnioski na swoich wpadkach, ale jak widać jest to pobożne życzenia póki słupki wykazują rentowność: wydany niedawno Warfighter to apogeum partactwa jakiego można się dopuścić w branży gier. Tylko co z tego, skoro tak niedopracowana i słaba gra sprzedaje się na tyle świetnie, że słabe oceny i opinie graczy na nikim w EA nie robią wrażenia, a sam Medal of Honor zaszczyci nas z pewnością kolejną swoją odsłoną, którą wszyscy poklepiemy po plecach jak cierpiącego na autyzm syna znienawidzonego sąsiada gdy zapyta jaka dziś pogoda.


Jest i wreszcie Black Ops. Wydana w 2010 roku miała być odgałęzieniem marki Modern Warfare, której (wtedy) dalsze losy wcale nie były takie pewne. Black Ops był znacznie słabszy od MW, robili go inni ludzie, którzy bazowali na nowym standardzie. Wydawca doskonale wiedział czego chce: powtórzyć sukces MW i w razie najgorszego zabezpieczyć się przed utratą kury znoszącej złote jajka. Wiedzieli jak to zrobić, ale nie mieli pomysłu jaką historię opowiedzieć. Z pomocą przyszedł doświadczony scenarzysta z Hollywood David S. Goyer, którego kojarzyć można chociażby z pomocy przy scenariuszach ostatnich dwóch części Mrocznego Rycerza i Batman Początek, ale i chociażby z trylogii Blade, czy jego debiutu Wykonać Wyrok, w którym główną rolę zagrał Jean Claude Van Damme. Cokolwiek by nie mówić, gość jest doświadczony – tworzył skrypty i dla hitów i dla gniotów, więc jakiś tam bagaż miał i wydawał się właściwym człowiekiem do tej roboty. Mimo to, scenariusz Black Ops był wątpliwy – niby trzymali się jakichś realiów, a jednak za bardzo ciągnęło ich do alternatywnych wizji i konsekwencji pewnych wydarzeń, które miały, bądź nie miały miejsca. Po ukończeniu Black Ops nie wiedziałem w którym kierunku pójdą w kolejnej części. Historia zdawała się być kompletna, a jej kontynuowanie – wówczas – pozbawione sensu.

Ciśnij śmiało, a na pewno dotrzesz do wszystkich checkpointów Black Ops 2


Nie mniej jednak ten sam zespół z Goyerem na czele zabrał się za Black Ops 2. Unikałem wszelkich przecieków dotyczących fabuły jak Diabeł święconej wody, aby nie psuć sobie niczego, tym bardziej, że tym razem bardzo mocno akcentowano rolę Goyera w scenariuszu (biorąc pod uwagę wyniki kinowe Mroczny Rycerz Powstaje wcale to nie dziwi). Mariaż przyszłości i przeszłości wydawał się być karkołomny, ale okazało się, że efekt końcowy jest całkiem niezły. Tym razem wcielamy się w syna bohatera pierwszej części, ale przyjdzie nam też w ramach retrospekcji pokierować znanymi z pierwszej części postaciami. Przyszłość z przeszłością wiążą się w dość spójny sposób, przez co to swoiste wprowadzenia w coś – co jak rozumiem rozpocznie się w Black Ops 3 – jest przyjemne. Niestety tylko tyle, ponieważ po ukończeniu całej opowieści pozostaje niedosyt – po Goyerze oczekiwałem więcej, jest ciekawie, ale nic poza tym. Zabrakło oryginalności, chociaż trzeba przyznać, że Ci, którzy obejrzeli Skyfall będą zaskoczeni, że w Black Ops 2 odnajdziemy pomysły, które wykorzystano w ostatnim filmie o agencie 007. Biorąc pod uwagę termin premiery ostatniego Bonda, a także Black Ops 2 nie uwierzę, że specjalnie zmieniono scenariusz by był aż tak bardzo podobny. Zbiegiem okoliczności tego nazwać również nie można, ale muszę przyznać, że spodobało mi się.

Reklama


Do któregokolwiek z Modern Warfare mu bardzo daleko, nie zobaczymy tu tyle zapadających w pamięć zwrotów w akcji, czy pomysłów na misje. Black Ops 2 mimo wszystko jest próba kontynuacji pewnego trendu. Jasne, że bardziej udaną niż garbata Warfighter, ale mimo wszystko grą dość słabą. Sprawę trzeba nazwać po imieniu – Modern Warfare nigdy nie był i prawdopodobnie nie będzie grą dobrą – to średniak, który braki w grywalności i rozbudowie nadrabia świetnym scenariuszem i kapitalnym pomysłem narracji opowieści. MW nie można uczciwie ocenić na wyżej niż 7/10 bo jest to krzywdzące wobec gier, które nie są odmóżdżające i posiadają rozbudowane środowisko gry. Co z tego, że wszystkie Call of Duty mają świetną grafikę. Co z tego, skoro na pierwszy rzut oka świetnie zapowiadający się level okazuje się wąskim i rozciągniętym na 7 do 10 minut rozgrywki korytarzem, w którym na żadną próbę nie jest wystawiona nasza inteligencja – jedyne co musi zrobić, to napierać przed siebie i o nic się nie martwić.

Reklama


Ciśnij śmiało, a na pewno dotrzesz do wszystkich checkpointów. Black Ops 2 oczywiście tę strategię kontynuuję: ograniczmy możliwość wyboru drogi i taktyki do minimum. W dodatku wszystkie poziomy są zaprojektowane po prostu tragicznie. Ani w nich polotu, ani fantazji, ani jakiegoś większego pomyślunku. Nawet nie ma po co się zatrzymać, aby pozwiedzać i podziwiać wysiłek designerów. Call of Duty to bardzo sprytne oszustwo. Producenci opanowali sztukę iluzji niemalże do perfekcji – korytarze są tak ciasne, że niekiedy można odczuć klaustrofobię, ale z drugiej strony umiejscowione są w otwartych przestrzeniach, dzięki czemu mamy wrażenie nieograniczonej swobody.

Nie samymi misjami fabularnymi człowiek jednak żyje


Nie samymi misjami fabularnymi człowiek jednak żyje i do Black Ops 2 wprowadzono poboczne misje, w których naszym zadaniem będzie obronić obiekt, tudzież zdobyć/przejąć jego strategiczne miejsca i utrzymać pozycje przez określony czas. W grze jest kilka takich misji i każda – sztucznie – wydłuży gameplay o średnio 10 minut, a biorąc pod uwagę, że nie zawsze się uda za pierwszym razem więc słabsi gracze będą grać może nawet i ponad godzinę dłużej. Tego rodzaju misje świetnie spełniają swoją rolę w trybie wieloosobowym, w kampanii są raczej dodatkiem, którego pominięcie w niewielkim stopniu wpływa na wydarzenia w głównym wątku gry. Tylko w tych misjach mamy do czynienia z elementami taktycznymi, ponieważ oprócz standardowego biegania po poziomie możemy w każdej chwili przełączyć się na obsługę mobilnych działek, czy też opancerzonych dronów bojowych. Futurystyczne bronie, gadżety i sprzęty podobały mi się w Black Ops 2. Nie było tutaj zbyt wielkiego odchylenia od rzeczywistości, a miłośnicy filmów szpiegowskich znajdą w grze sporo analogii do ostatnio wydanych części Bonda i Mission Impossible.

Black Ops 2 nie dorównuje MW


Reklama

Biorąc to wszystko pod uwagę Black Ops 2 nie dorównuje MW, więc jego ocena w najlepszym wypadku to maksymalnie 6/10 (gdzie Warfighter w tej samej skali otrzymuje marne 3 punkty). Sytuacji nie ratuje też multi, bo otrzymujemy więcej tego samego więc jeśli byliście spełnieni tłukąc kampanie lub zombie w Black Ops to tutaj otrzymacie jeszcze więcej, tego samego. Frajda jest, owszem, natomiast w moim  przypadku jest to sezonówka, którą pewnie za dwa tygodnie odstawię bo się znudzę. Call of Duty stało się swoistą klasą samą w sobie. Wyznacznikiem, do którego dążyć chciałby każdy developer: gra, mimo że krótka, słaba, nierozbudowana, kiepsko zaprojektowana, sprzedaje się rewelacyjnie. Jej wpływ na branżę gier jest katastrofalny, żeby wręcz nie użyć określenia kastrujący. Okazuje się bowiem, że mając dobre plecy w postaci dużego koncernu wydawniczego można zrobić przeciętną grę, wmówić tłuszczy, że mamy do czynienia z mega produkcją, a tępa masa wyda ostatni grosz za 3 godziny zabawy i będzie jeszcze piać z zachwytu. Ja jestem hipokrytą, bo uważam za o wiele bardziej wartościowe takie gry jak Deus Ex: Human Revolution, Dead Island, czy chociażby Stalker. No, ale to są gry ambitne, w których oprócz parcia naprzód i wciskania firebutton z wypiekami na policzkach wymagany jest też przynajmniej przeciętny poziom IQ. Wiem, wiem, jestem hipokrytą bo mimo, że gustuję w wyżej wymienionych to mimo wszystko moje dzikie, pierwotne, neandertalskie i prymitywne instynkty zaspokajane są przez gry pokroju Balck Ops 2. A poza tym, Black Ops 2 (tak jak i pozostałe Call of Duty) ma jedną, gigantyczną cechę, mianowicie jest na tyle odmóżdżająca i prostacka, że po całym dniu w biurze, gdy ma się już dość ścierania z korpodebilizmami to nic tak nie odprężą jak dobra jatka. A jatki w Black Ops 2 ci będzie dostatek!

O Autorze:


Markus Marcinkiewicz - Z wykształcenia dziennikarz, zawodowo menedżer windykacji. Przedsiębiorca i filantrop. Od 20 lat jego pasją są gry, jako Kokosz publikował swoje artykuły o grach w pismach Secret Service, Świat Gier Komputerowych, Click. Publicysta Magii i Miecza. Pracował jako kierownik produkcji gier komputerowych w Leryx Longsoft, a także w Techlandzie przy projektach Chrome, Xpand Rally i Pet Racer. Dziś prowadzi własny biznes, niezwiązany z grami, ale te pozostały jego pasją - swoimi subiektywnymi, zabarwionymi mocnymi akcentemi emocjonalnymi, refleksjami i spostrzeżeniami dzieli się na łamach Antyweb! Zastępca redaktora naczelnego pisma I/O, a także redaktor naczelny Valhalla.pl.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama