Autorem artykułu jest Marcin Przasnyski z StockWatch.pl. Zadałem sobie trochę trudu, żeby przeczytać całe „opracowanie” naukowców, na które z niekł...
Autorem artykułu jest Marcin Przasnyski z StockWatch.pl.
Zadałem sobie trochę trudu, żeby przeczytać całe „opracowanie” naukowców, na które z niekłamaną satysfakcją powołują się dzisiaj serwisy internetowe. Nie trzeba być akademikiem żeby stwierdzić, jakim nonsensem jest ten trzystronicowy dokumencik. Nie zdziwiłbym się, gdyby za parę dni panowie autorzy ogłosili, że to był happening i w ogóle podpucha.
Ostatnio się czepiam we wpisach – samo tak wyszło. Najpierw za uznanie grywalizacji (czy jak kto woli, gamifikacji) za durnotę napiętnowali mnie ludzie, którzy chcą ją za pieniądze zaszczepiać, teraz spodziewam się ataku tych, którym na rękę jest panoszące się na lewo i prawo w polskim necie piractwo filmowe. Żeby nie było wątpliwości, piętnuję udostępnianie nie swoich filmów za pieniądze. Ściąganie to inna para kaloszy, póki co jest traktowane jak korzystanie z utworu już rozpowszechnionego, albo utrwalenie na własny użytek, a tego ustawa o prawie autorskim wprost nie penalizuje. Powstaje oczywiście pytanie, jak można legalnie ściągać coś, co nielegalnie się w sieci znalazło, ale nie mówimy tu o logice, lecz o przepisach. To są często dwie różne rzeczy.
Co takiego zrobili naukowcy z Monachium i Kopenhagi? Zbadali wpływy z biletów kinowych przez cały czas działania serwisu Megaupload – który jeśli ktoś nie wie, był jednym z popularnych hostingów legalnych i nielegalnych plików. Głównie tych drugich.
Na czym polegały badania? Porównano różnicowo wpływy z biletów przed i po zamknięciu serwisu (grupa badawcza) do filmów, na które zamknięcie nie wpłynęło (grupa kontrolna).
Co wyszło z badań? Nic. Oto przepisane z pracy dość bełkotliwe wnioski, żeby nie było że coś deformuję albo pomijam: We wszystkich ustawieniach stwierdziliśmy, że zamknięcie (Megauploadu) miało negatywny, lecz w niektórych wypadkach pomijalny wpływ na przychody z biletów. Uwzględnienie wpływu liczby ekranów daje efekt rozbieżny. Na przychody z filmów wyświetlanych na liczbie ekranów średniej dla próby i poniżej zamknięcie serwisu wpłynęło negatywnie, ale wpływ całkowity nie ma istotności statystycznej. Dla hitów (wyświetlanych na ponad 500 ekranach) wpływ zamknięcia jest pozytywny… i tak dalej.
Wychodzi że można udowodnić wszystko, byle tylko dobrać odpowiednio założenia. W każdym razie po zapuszkowaniu Kima Dotcom’a na nieznane filmy ludzie chodzą mniej więcej tak samo jak przed, a na znane filmy trochę częściej. Oczywiste, prawda? Jak nie ma w sieci to trzeba ruszyć tyłek do kina. Natomiast autorzy raportu podłożyli dziennikarzom kilka smacznych stwierdzeń, na które ci dali się złapać, bo niby ma z tych badań wynikać, że piractwo wspierało oglądanie filmów w kinie.
Oto co napisały polskie serwisy:
- Zamknięcie Megaupload spowodowało zmniejszenie ilości sprzedanych biletów do kina
- Zamknięcie Megaupload zmniejszyło… przychody branży filmowej
- Zamykanie pirackich sajtów szkodzi
- Kolejny dowód na to, że piractwo to wcale nie samo zło
Jak widać, news pojechał bez żenady w trybie oznajmującym. Piraci są dobrzy. Media kochają takie „naukowe” newsy, które stawiają rozsądek na głowie. Np. chudnąć od jedzenia, zarabiać bez pracy…
Zagraniczne serwisy nie są wiele lepsze, choć w kilku miejscach już pojawiły się pytajniki lub tryb przypuszczający:
- Megaupload Shutdown Hurt Box Office Revenues
- Megaupload close-down harmed the film industry
- Piracy Funds Movies? Megaupload Shutdown May Have Hurt Box Office Revenues
- New Study: Megaupload Shutdown May Have Hurt Box Office For Smaller Movies
- MegaUpload shutdown bad for the Box Office business?
- Research shows Megaupload shutdown “had a negative effect on box office [movie] revenues”
Ale nie to jest problemem, że dziennikarze, a za nimi czytelnicy dali się zgamifikować jak psy Pawłowa ;) Dla samodzielnie myślących oczywiste są dość skandaliczne założenia badaczy, które wypaczają sens całego „badania”. Nie trzeba być profesorem akademickim aby stwierdzić, że:
- Megaupload nie jest (był) jedynym ani najpopularniejszym pirackim serwisem. Może w pewnej chwili najbardziej medialnym, ale oprócz niego równie mocno grzały się Fileserve czy Filesonic, a do dzisiaj nadal działa kilka dziesiątków serwisów, na których pliki kotłują się aż miło. Dlatego porównanie jednego tylko serwisu nie jest miarodajne do wyciągania wniosków na temat całego piractwa internetowego.
- Porównanie downloadu do wpływów z biletów nie jest szczególnie trafne. Rozumiem, że danych o sprzedaży DVD po prostu nie było, więc wzięto to co jest. Ale przecież Box Office to tylko fragment przemysłu filmowego, z którym download akurat słabo konkuruje – bo w momencie wyświetlania filmu dostępne są online tylko niskiej jakości wersje nagrywane w kinie. (Przedoskarowych wycieków screenerów jest o wiele mniej niż dawniej). Download jest przede wszystkim konkurencją do sprzedaży DVD i Blu-Ray’ów oraz sposobem na dotarcie do filmów, które z ekranów już zeszły.
- Dobór bazy referencyjnej też budzi mój wielki sprzeciw. Badanie miałoby sens, gdyby porównać sprzedaż biletów na ten sam film w tym samym momencie w dwóch warunkach: z działającym i nie działającym Megauploadem. Jest to niemożliwe. Dlatego badacze dokonali szeregu korekt, próbując sprowadzić filmy do wspólnego mianownika. A tak się nie da. Każdy film jest inny. Ta branża to show business. Gdyby dało się sparametryzować filmy, to by i dało się stworzyć receptę na hit. A jak wiemy, jeszcze takowa nie powstała.
- Przez ostatnie pięć lat mamy kryzys i dwa zjawiska: obcinanie wydatków na potrzeby wyższego rzędu oraz efekt szminki (większa konsumpcja taniego luksusu, do którego kino należy). Ale kryzys jest także w budżetach producentów, którzy tworzą mniej filmów, ostrożniej i mniej wydają na promocję. To też przekłada się na sprzedaż biletów. Ponadto rzecz najważniejsza: przybywa również kanałów dystrybucji. Do dyspozycji jest już nie tylko kino, DVD, Pay Per View lub piracki plik. Rozwija się na przykład iTunes i Netflix.
Na tym tle twierdzenie, że piractwo może wspierać sprzedaż biletów jest po prostu cienkim wnioskiem, bo równie dobrze – jak nie mocniej – może ją wspierać zła pogoda, gigantyczne premiery (np. w badanym okresie tylko w USA na ponad 4400 ekranów wszedł Dark Knight Rises i nie wiadomo, czy zaburzył wyniki na plus czy na minus?) oraz… otwieranie nowych kin, których w kryzysie przybywa, bo to dobry biznes. Parametrów jest po prostu za dużo. Jednak nie trzeba wnikać aż tak głęboko, bo filmy dzielą się na te, które już widzieliśmy i na te, których jeszcze nie widzieliśmy. Jeśli widzieliśmy coś na kompie, to ile procent ludzi pójdzie do kina obejrzeć to samo jeszcze raz? Twierdzenie, że dzięki plikowi z Megauploadu taki człowiek się do czegoś zachęcił, to najprędzej do ściągnięcia kolejnych plików.
Jednak jak na show business przystało, panom naukowcom udało się skupić na sobie uwagę. I przy okazji trochę też na temacie, jednak – specjalnie lub przypadkiem – grubo go wypaczając.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu