Google

Mapom Google nie warto ufać. Może się to skończyć dużym mandatem

Kamil Pieczonka
Mapom Google nie warto ufać. Może się to skończyć dużym mandatem
Reklama

Kilka tygodni temu w aplikacji Mapy Google pojawiły się ograniczenia prędkości. To przydatna informacja i praktycznie standard dla wszystkich nawigacji samochodowych. Google jednak długo zwlekał z jej wprowadzeniem i do tego zrobił to bardzo niechlujnie.

Mapy Google są niechlujne

Gdy informowałem pierwszy raz o ograniczeniach prędkości w Mapach Google to zwróciłem już wtedy uwagę, że nie na wszystkich drogach są podawane takie informacje i co ciekawsze, nie wszędzie są one prawidłowe. Wtedy zrzuciłem to jeszcze częściowo na karb trudnych początków i spodziewałem się, że Google szybko te niedociągnięcia poprawi. Nie powinno być to trudne, bo przecież Waze, który również należy do giganta z Mountain View, radzi sobie pod tym względem świetnie. Tygodnie jednak mijają, a w Mapach Google wychodzą kolejne "kwiatki". Użytkownicy zgłaszają błędne informacje dotyczące ograniczeń na kolejnych drogach.

Reklama

Polecamy na Geekweek: PKP Intercity ma problem ze sprzedażą biletów na wybrane połączenia

Przykłady? Jadąc autostradą A1 na odcinku przed samym węzłem Rusocin, w stronę Gdańska ograniczenie prędkości podawane przez Google to 100 km/h. Na tym samym odcinku autostrady jadąc w stronę Łodzi ograniczenie wyświetlane jest już poprawnie - 140 km/h. Można by to pewnie tłumaczyć niedawnym remontem nawierzchni, który trwał kilka miesięcy, ale wtedy ograniczenie prędkości wynosiło 80 km/h. Dostajemy też sygnały, że podobnie jest na drodze ekspresowej S17 z Lublina do Warszawy, gdzie ograniczenie raportowane przez Google to 90 km/h. Jest też wiele dróg, jak chociażby trasa Sucharskiego w Gdańsku, gdzie informacji o ograniczeniu nie ma wcale. Takich przykładów można mnożyć i niezbyt dobrze świadczy to o Google.

Jakby tego było mało, to jeszcze ostatnia zmiana kolorystyki, na znacznie zimniejsze barwy nie każdemu się spodobała. Początkowo byłem przekonany, że to tylko kwestia przyzwyczajenia, ale kolejne dni mijają, a mi "niebieskawe" Mapy Google nadal się nie podobają. Z tym jednak Google na pewno już nic nie zrobi, ale skoro tak bardzo chce się upodobnić do map od Apple, to może pora poprawić te informacje o ograniczeniach?

Uważaj bo można dostać mandat

Oczywistym jest fakt, że kierowca powinien zwracać uwagę na drogę, znać ograniczenia prędkości na poszczególnych jej typach oraz obserwować znaki, ale jak dobrze wiemy, każdy czasami może się zagapić. Wtedy informacja podawana przez nawigację może okazać się bardzo pomocna w dostosowaniu prędkości samochodu. Tylko jeśli ta informacja jest błędna, to może się to skończyć mandatem. Pół biedy kiedy podawane przez Mapy Google ograniczenie jest za niskie, wtedy nie poniesiemy żadnych konsekwencji. Gorzej jednak jeśli pojedziemy za szybko, wtedy można się już narazić na mandat.

Błędy w Mapach Google nie są może duże, ale to irytujące, że firma, która tworzy swoją nawigację od kilkunastu już lat, oferuje prawdopodobnie najlepsze informacje o natężeniu ruchu na drogach w czasie rzeczywistym, nie potrafi dobrze wprowadzić tak prostej funkcji jak ograniczenia prędkości. Tym bardziej dysponując doskonałą bazą danych, z której korzysta też Waze. Nie wiem z czego to wynika, ale mam nadzieję, że Google się wreszcie obudzi i dostarczy nam usługę na odpowiednim poziomie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama