Nie będzie o Skynecie, o eksterminacji ludzkości, ani o zatopionym na urlopie telefonie. Będzie o tym jak smartfonowa technologia prawie popsuła mi wa...
Nie będzie o Skynecie, o eksterminacji ludzkości, ani o zatopionym na urlopie telefonie. Będzie o tym jak smartfonowa technologia prawie popsuła mi wakacyjny wyjazd.
Pierwszy raz od kilku lat postanowiłem spędzić urlop za granicami naszego kraju. Bez większego powodu, nie mam przecież nic do naszego Bałtyku. To miał być urlop bez internetu, choć nie bez technologii. Udało się, na Facebooka i Twittera wszedłem raz, by po 5 minutach wyłączyć oba serwisy. Nie sprawdzałem maili, nie interesowałem się wydarzeniami na świecie i w kraju. Błogie lenistwo i czas poświęcony dla rodziny. Wieczorami jednak lubiłem pograć na 3DS-ie i posłuchać muzyki. Przez ostatnie tygodnie odłożyłem sobie kilka nowych płyt, które przed wyjazdem pobrałem na telefon przez Spotify.
Na lotnisku mieliśmy pojawić się w okolicach godziny 9. Komunikacją zbiorową jak i taksówkami jeżdżę sporadycznie, dlatego usługi mytaxi użyłem w swoim życiu jedynie kilka razy. I nie miałem jej nic do zarzucenia. Nie podłączałem karty, nie korzystałem z promocji, podobało mi się natomiast to, że nie muszę nigdzie dzwonić i widzę jak kierowca po mnie jedzie. W mytaxi można zamówić samochód z wyprzedzeniem, co też uczyniłem mniej więcej przed godziną 7.
Przyjęcie zamówienia z wyprzedzeniem na (16.07.15, 08:40) chwilkę potrwa! Możesz zamknąć aplikację. Powiadomimy Cię jak kierowca przyjmie zlecenie.
Taka informacja wyświetliła się na ekranie mojego telefonu zaraz po złożeniu zamówienia. Standard. Czekam. Zerkam co jakiś czas, wciąż to samo.
O 8:08 pomyślałem, że „przezorny zawsze ubezpieczony” i może warto zamówić coś gdzieś indziej, standardowo, telefonicznie i jeśli auto z mytaxi nie dojedzie na czas, mieć plan awaryjny. Tak zrobiłem.
O 8:40 (godzina, na którą zamówiłem samochód) zamiast taksówki pod domem zobaczyłem taki oto komunikat:
Przepraszamy, ale w tym momencie nie możemy znaleźć dla Ciebie wolnej taksówki. Spróbuj ponownie za kilka sekund.
Gdyby nie plan awaryjny, nie dojechałbym na lotnisko na czas. Aplikacja nie poinformowała mnie wcześniej o braku taksówek, nie zasugerowała telefonu, nie podpowiedziała by zamówić samochód jeszcze raz. Dla mnie to całkowita utrata zaufania i sytuacja dyskwalifikująca usługę.
Tak jak na samym początku urlopu, tak jak i w na jego koniec technologia postanowiła pokazać mi środkowy palec. O płytach zsynchronizowanych na Spotify nie napisałem bez powodu. Pobrałem łącznie około 4 gigabajtów muzyki, by przypomnieć sobie pewne produkcje, których dawno nie słuchałem - celowo wybraliśmy hotel bez stałego dostępu do WiFi, żeby nikogo nie kusił internet, więc muzyka online odpadała. Dwa dni przed powrotem do domu mój telefon na Androidzie postanowił się wyłączyć. Bez konkretnego powodu. Nie złapał wilgoci, nie leżał na słońcu, po prostu się wyłączył. Bywa. Problem w tym, że wraz z jego włączeniem (albo wyłączeniem) system lub samo Spotify postanowiło skasować mi wszystkie zsynchronizowane pliki. Jest to o tyle ciekawe, że nie musiałem się ponownie logować, ustawiać aplikacji czy dodawać konta na last.fm. Wszystko działało od razu, zniknęła tylko muzyka. Bo czemu nie.
Przestroga? Jeśli chcecie ja tak traktować, proszę bardzo. Dla mnie jest to najzwyczajniejsza przestroga, by w sprawach dla mnie ważnych (a taka wydaje się być taksówka na lotnisko i muzyka na wyjeździe) nie ufać bezgranicznie urządzeniom i zawsze mieć jakiś plan awaryjny. Nienawidzę latać samolotem bez słuchawek w uszach i gdybym był akurat w podróży do USA, pewnie bym oszalał. Oczywiście taksówka zamówiona telefonicznie też może nie dojechać, przy ważnych kursach zawsze będę zamawiał już dwie, w krótkim odstępie czasu i z drugiej odpowiednio wcześnie rezygnował. A na dłuższe podróże zawsze wrzucę do plecaka jakiś mały, starszy odtwarzać mp3, na który po prostu zgram zrippowane z płyt pliki.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu