Pamiętacie jeszcze Dicka Costolo? Tak, to ten człowiek, który opuścił posterunek szefa Twittera i ustąpił miejsca (mamy nadzieję) komuś lepszemu od si...
Pamiętacie jeszcze Dicka Costolo? Tak, to ten człowiek, który opuścił posterunek szefa Twittera i ustąpił miejsca (mamy nadzieję) komuś lepszemu od siebie - niezależnie kto tą osobą będzie, nie powinno być gorzej, niż ostatnio. W poczynianiach byłego CEO trudno było znaleźć cokolwiek takiego, co wskazywałoby na to, że ten człowiek ma wizję platformy mikroblogowej nawet na najbliższą przyszłość. Jego następca będzie musiał udowodnić, że jest wart tej funkcji, a przy okazji stanie przed wyzwaniem naprawienia tego, co zostało uprzednio popsute.
Wszystkie grzechy Costolo
Twitter swego czasu był platformą rewolucyjną, ale do dzisiaj jest jakby niedoceniany. Nie pomagała mu w tej sytuacji bierność Costolo, który był "CEO-cieniem". Mimo, że kierował wielkim w Internecie przedsięwzięciem, stał jakby z boku. Zupełnie tak, jakby go w tym biznesie nie było. A to w niektórych przypadkach źle wróży firmie, która potrzebuje aktywnego zarządcy niemal tak człowiek powietrza. A o Costollo nie mówiło się wcale - aż ostatecznie nie ogłosił on swojego odejścia z Twittera.
Poprzedni CEO Twittera musiał odejść, bowiem inwestorzy stracili do niego zaufanie. Powodem tego było wyrośnięcie na rynku kolejnych konkurentów platformy mikroblogowej - uświadomili sobie oni, że jeżeli nie zostaną wdrożone odpowiednie kroki ku lepszej monetyzacji Twittera, ten zostanie w końcu podeptany przez galopujące, nowe usługi w Internecie. Gwoździem do trumny był wyciek danych na temat wyników Twittera w pierwszym kwartale tego roku. Że tak się wyrażę - pierwszy kwartał to "pół biedy". Prognozy na następne były jeszcze gorsze. Giełda zareagowała na ten wyciek osiemnastoprocentowym spadkiem wartości akcji. Wtedy już było absolutnie pewne to, że zmiana na stanowisku CEO jest nie tyle nieunikniona, co konieczna dla Twittera.
Wielokrotnie zarzucano Costollo również, że nie radzi sobie on w rozmowach z inwestorami i tym samym stanowi on swego rodzaju hamulec dla rozwoju platformy. Warto by było zatem rozejrzeć się za taką osobą, która już ma doświadczenie w obracaniu się na Wall Street. A co najgorsze dla Twittera, był on również osobą, która nie potrafiła przyciągać do siebie wartościowych ludzi - takich, którzy mogli być motorem napędowym całej usługi. M. in. tacy ludzie jak Amir Movafaghi zostali podebrani (tutaj zadziałał Spiceworks). Trudno określić, czy tym pracownikom po prostu zaoferowano lepsze warunki kontraktów, czy też inne czynniki miały wpływ na ich decyzje. Jedno jest pewne - nie było silnego argumentu za tym, by w Twitterze zostać. A skoro go nie było, to decyzja była co najmniej prosta.
Twitter ma problem
W TVN24 Biznes i Świat zapytano mnie o przyszłość Twittera, jeszcze na długo przed tym, jak Dick Costollo ogłosił swoje odejście z firmy. Wraz z innymi blogerami rozmawiałem o zmianach na Twitterze ku zwiększeniu swoich zysków. Już wtedy stwierdziłem tam, że wkrótce zostanie osiągnięta "masa krytyczna" nowych kont i kolejne wzrosty w takiej postaci, jak dotychczas będzie bardzo trudno osiągnąć. Warto zatem już aktywne konta maksymalnie zmonetyzować, oczywiście pamiętając, iż ten proces musi nastąpić bardzo mądrze. Zmiana modelu biznesowego usługi była/jest konieczna do tego, aby Twitter utrzymał się na rynku, a pamiętajmy o tym, że w tak szybko zmieniającym się rynku moda na konkretne portale społecznościowe szybko przemija. Trzeba zatem działać tutaj szybko, bowiem kto wie, czy termin, po którym będzie trudno cokolwiek zmienić nie czai się już za rogiem. Warto zatem, by na to stanowisko przyszedł ktoś z głową pełną pomysłów nie tylko na tu i teraz, lecz i na jutro, pojutrze, za rok, dwa, pięć. Gdybym miał być szczery - Costollo pod tym względem odznaczał się elastycznością podobną do zwyczajnego młotka.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu