To mnie drażni.

Mac Pro 5,1 czyli rzecz o celowym porzucaniu produktów

Krzysztof Kurdyła
Mac Pro 5,1 czyli rzecz o celowym porzucaniu produktów
1

Jedną z bardziej elektryzujących premier Apple w ostatnim czasie był prezentacja najnowszej odsłony Maca Pro, który w 2019 r. w końcu zastąpił niesławną Śmietniczkę. Ten niewątpliwie doskonale zaprojektowany komputer, godnie nawiązał do tradycji klasycznych stacji roboczych produkowanych przez Apple przed 2013 r., szczególnie Maców Pro 5,1, które wbrew nadziejom Apple, do dziś ciężko pracują w wielu kreatywnych miejscach. Historia oryginalnej linii „tarek do sera”, jak są pieszczotliwie nazywane, idealnie pokazuje, jak mało dzisiejszego Apple obchodzi klient, który już sprzęt kupił i jego potrzeby. Pokazuje też, jak bardzo mocno można się przejechać, kupując sprzęt z teoretycznie najwyższej biznesowej półki, licząc na odpowiedni standard i długość wsparcia..

Ale zacznijmy od początku, oryginalna linia Mac Pro jest intelowym kontynuatorem, opartych na PowerPC, komputerów PowerMac. Od początku były to maszyny bardzo lubiane przez freelancerów oraz firmy z branży DTP, video czy muzycznej. Łączyły w sobie dużą moc, ciekawe wzornictwo, cichą pracę i uczciwie skalkulowaną cenę. Pomijając sam zakup, dzięki skalowalności i bezawaryjności, tzw. całkowity koszt użytkowania wypadał jeszcze lepiej. Ostatnim komputerem pierwszej serii był wspomniany model oznaczony kodem 5,1; który pojawił się na rynku w połowie 2010 r. Nie był to sprzęt bez wad, wbudowane USB było ciągle w wersji 2.0, pokładowe dyski korzystały z SATA II, choć nowsze wersje tych interfejsów były już na rynku. Problem ten był równoważony przez 4 sloty PCI 2.0 (2 16x i 2 4x), dzięki którym możliwości jego rozbudowy były więcej niż dobre.

Dużą popularność zapewniło temu modelowi nie tylko ogólne dopracowanie konstrukcji, ale także mające w tamtym czasie wygaszanie wsparcia dla Maców PowerPC. Między innymi Adobe, jeszcze w 2009 r. zapowiedziało, że CS5 będzie pracował tylko na Intelu. Także dynamicznie rosnąca pozycja pakietu Final Cut Studio napędzała sprzedaż tych komputerów. Naprawdę wiele firm w tamtym okresie zdecydowało się na wymianę parku maszynowego, czyniąc nieraz naprawdę ogromne inwestycje w sprzęt z jabłkiem na obudowie.

Nie mamy żadnej karty graficznej i co pan nam zrobisz

Pierwsze oznaki tego, że Apple zaczyna dziwnie traktować tę linię, pojawiły się już w 2011 r. Użytkowników czekających na następcę 5,1 i liczących na pojawienie się USB 3 i SATA III czekało rozczarowanie, firma nic nie pokazała. Jeszcze większe zaskoczenie pojawiło się w 2012 r., gdy koncern wprowadził „następcę” w postaci… tego samego Mac Pro 5,1, tylko z delikatnie podkręconymi procesorami. Nie można się dziwić, że zapanowała spora konsternacja, o ile w 2010 r. brak nowych wersji USB i SATA jeszcze nie szokował, o tyle w 2012 już tak. Co gorsza, nie pojawiły się, wcześniej regularnie prezentowane, nowe karty graficzne. Sytuację przez chwilę uratowało wsparcie firm trzecich, swoje karty dla Mac Pro oferowały nVidia i Sapphire. Niestety, ta pierwsza, oferująca najmocniejsze karty, zaczęła być przez Apple wypychana z platformy. Sapphire natomiast, po wprowadzeniu Śmietniczki stwierdziło, że rynek nie rokuje i poprzestała na jednym, krótko produkowanym, modelu Radeon 7950.

Dobrze wyglądała za to sytuacja z coraz popularniejszymi dyskami SSD. Spora ilość kart PCI-e pozwalała bez problemu omijać wąskie gardło w postaci SATA II. Pojawienie się dysków M.2 także nie zrobiło na Mac Pro wielkiego wrażenia, odpowiednie karty pozwalały montować nawet 4 takie dyski, umożliwiając po spięciu w RAID 0 wykorzystanie pełnego potencjału złącza 16x i osiągania prędkości większych niż jakikolwiek ówczesny Mac.

Ale to właśnie na tym polu użytkownicy tych komputerów odczuli najmocniej ciche porzucenie wsparcia przez Apple. Wiązało się to z przejściem producentów SSD z protokołu AHCI na NVMe, którego Mac Pro nie obsługiwał. Gdy takich dysków zaczęło brakować, doszło do tego, że używanego Samsunga SM591 w wersji AHCI, można było sprzedać za pieniądze porównywalne z zakupem nowego i nowocześniejszego SSD NVMe. Apple, na zgłaszane przez użytkowników monity, pozostało zupełnie głuche.

Amiga, Atari, Mac Pro 5,1 - trzech bratanków

Kojarzycie zapewne zjawisko „sceny”, istniejące obecnie wśród użytkowników dawno porzuconych platform, takich jak na przykład Amiga czy Atari. Pozytywnie zakręceni ludzie wyczyniają cuda, aby udowodnić, że ich komputerów da się używać nawet dzisiaj. Otóż w przypadku Maca Pro, taka scena pojawiła się, gdy najmłodsze z tych komputerów miał ok. 3 lat, a zamiast fascynacji siłą napędową była raczej frustracja. Niemniej efekty były podobne, korzystając z czegoś co można by nazwać inżynierią wsteczną, wygrzebując firmware z innych Maków, pojawiły się nieoficjalne modyfikacje, pozwalające „wstrzyknąć” obsługę NVMe do tych maszyn. Oczywiście było to rozwiązanie ryzykowne, grożące „uceglenieniem” całego komputera za który niedawno zapłacono niemałe pieniądze.

Równolegle pojawili się ludzie piszący i fleszujący karty AMD i nVidii, pozwalając w pełni działać im na Maku. Wyrosło na tym polu kilka mniejszych i większych biznesów, nawet na tak peryferyjnym rynku jak Polska. W Stanach do dziś działa MacVidCards, którego ostatnim osiągnięciem jest firmware pozwalający na pełną obsługę kart z rodziny Polaris i Navi.

Pomimo teoretycznej wymienności, Apple nigdy nie wypuściło szybszych kart AirPort do tych komputerów, zadowalając się kastrowaniem ich możliwości w zakresie usług takich jak AirPort czy Handoff. I znów, bazując na wiedzy jakie chipsety są stosowane w nowszych Makach, pojawili się użytkownicy i firmy wyszukujące i przygotowujące karty pozwalające rozbudować Mac Pro o najnowsze WiFi i BT. Oczywiście robiono to bez żadnego wsparcia ze strony koncernu z Cupertino.

Przed śmiercią często się poprawia

Nagle, w sierpniu 2017 r., prawie 5 lat po zakończeniu sprzedaży i 4 miesiące po konferencji, na której Apple przyznało się do bezsensu Śmietniczki, Mac Pro zaczął dostawać kolejne wersje firmware’u. Powód był prozaiczny, załamanie sprzedaży MP 6,1, niemożność przygotowania jego bezpośredniego następcy spowodowały zmianę narracji i podejścia do branży Pro. Zdecydowano się na nietypowe dla firmy umizgi wobec olewanych wcześniej użytkowników, po to, aby utrzymać ich przy platformie do czasu opracowania nowych produktów. Nagle okazało się, że szybko i bez problemu da się wprowadzić od dawna postulowane wsparcie dla dysków NVMe, wsparcie 5 GT/s dla wszystkich kart PCIe 2.0 i parę innych rzeczy. W Mojave pojawiła się lista nowoczesnych kart graficznych polecanych przez Apple do tego modelu.

Niestety, ta nietypowa promocja skończyły się w momencie, gdy Apple rozwiązało problemy z przeciągającym się projektem Mac Pro 7,1. Gdy tylko ogłoszono jego wejście na rynek, wsparcie dla starszego modelu natychmiast zostało zakończone i to całkowicie. Użytkownicy, którzy rok wcześniej zainwestowali w zalecone przez koncern nowe karty graficzne, przy prezentacji Cataliny zobaczyli wyciągnięty środkowy palec. Tylko tak można nazwać decyzję, aby w pełni działający z nowym systemem komputer wyciąć programowo na poziomie instalera. Jeśli zainstalujesz Catalinę na dysku, korzystając z oficjalnie wspieranego Maka, po czym przełożysz go do Mac Pro, komputer ruszy bez problemu. Oczywiście na pomoc ruszyła też „scena” i błyskawicznie pojawił się cywilizowany instalator zgrabnie omijający zasieki położone przez Apple.

Kup Pan w końcu coś nowego

Najbardziej rozbudowane Mac Pro posiadają dziś dwa procesory X5690, 12 rdzeni pracujących z prędkością 3,46 GHz, 160 GB pamięci RAM, karty graficzne RX5700 XT, USB-C 3.2 i dyski SSD osiągające zapis i odczyt z prędkością około 6000 MB/s. Zjadają każdego Mac Pro 6,1 na śniadanie, nie generując do tego problemów, jakie Śmietniczka ma z przegrzewaniem bardzo drogich kart graficznych. Zmieniając dwa wpisy w jednym z plików systemowym, można włączyć akcelerację h.264 i obsługę HEVC. Daje to ponad 3-krotne przyśpieszenie pracy z takimi plikami. Choć niestety, musimy przeprowadzać tę operację po każdej aktualizacji systemu. Da się także wyposażyć te komputery w Thunderbolt 3. Karta Titan Ridge*, działa pod warunkiem że zainstalujemy Windows 10. Po uruchomieniu tego systemu zostaje aktywowana i po restarcie do macOS pozostaje w nim uruchomiona. Zimny start z macOS ponownie uczyni z niej niedziałający kawałek elektroniki.

Cała ta polityka prowadzi do coraz większych absurdów. Użytkownicy, aby uniknąć ciągłego grzebania w systemie instalują bootloadery zmieniające oryginalne komputery Apple w Hacintoshe. Jeśli zmienimy identyfikację Mac Pro 5,1 na iMac Pro, większość z wspomnianych modyfikacji zadziała bez przeróbek i przetrwa każdą aktualizacje. Korzystając z bootloadera OpenCore, można uzyskać bootscreen, a nawet dodać pełną, natywną obsługę wspomnianej karty Thunderbolt 3. Choć to ostatnie wymaga też podmiany firmware’u karty, na… taki  stworzony przez środowisko hacintoshowe ze sterowników przeznaczonych dla nowszych Maków.

Dla Apple ogarnięcie tych tematów natywnie, wymagałoby drobnych modyfikacji systemu i  UEFI. Wszystkie wymagane klocki ma przygotowane, wystarczy tylko zoptymalizować je dla tego konkretnego modelu. Dlaczego tego nie robi? Odpowiedź nasuwa się sama. Wycinanie wsparcia dla tak wydajnych komputerów, jest zupełnie bez sensu. Jest wyrazem braku szacunku dla klientów, którzy latami inwestowali ogromne pieniądze w applowski ekosystem. Zmusza też większe firmy, do wymiany całego parku maszynowego, jeśli chcą utrzymać swój park maszynowy na bieżąco z systemem. Można by się też zapytać, gdzie w tym wszystkim jest choćby ekologia, którą Apple odmienia przez wszystkie przypadki.

To wszystko pokazuje, jak daleko odeszło Apple od proklienckiego podejścia prezentowanego jeszcze dekadę temu. Chcecie modułowego Mac Pro? Damy go Wam, ale za sensowną konfigurację zapłacicie 15 tyś. dolarów. Nie chcecie tyle wydać, sprzedamy Wam throttlującego i wykastrowanego na starcie iMaca Pro, z ekranem przy którym Wasza żona może się umalować. Stary Mac Pro wystarcza? Spokojnie, już my Wam pokażemy, że pora na otwarcie szerzej portfela.

* konieczna karta z firmwarem nr 23

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu