Chiński przemysł kosmiczny działa bardzo prężnie. Państwo Środka wykonuje nawet kilka misji kosmicznych miesięcznie, ale niespecjalnie przejmuje się ich skutkami. Tak jest chociażby w przypadku rakiety Long March 5B (Długi Marsz 5B), której szczątki spadły wczoraj na Borneo.
To nie kometa, to chińska rakieta spada na Borneo, w co trafi następnym razem?
Chiny podbijają kosmos i nie liczą się z konsekwencjami
Chiński program kosmiczny jest bardzo rozbudowany. Wykorzystuje on kilka typów różnych rakiet oraz operuje z kilku kosmodromów rozmieszczonych na terenie całego kraju. Niestety można odnieść wrażenie, że Chiny nie za bardzo liczą się z konsekwencjami swoich działań. W przeszłości mieliśmy liczne przypadki, gdy fragmenty rakiet spadały na zaludnione obszary, nie tylko w wyniku awarii. W rezultacie ludność cywilna jest narażona między innymi na działanie trujących związków takich jak tetratelenek diazotu, który nadal jest często używany w rakietach Long March. Jeśli takie sytuacje mają miejsce na terenie Chin to zazwyczaj są szybko wyciszane, ale jeśli problem staje się międzynarodowy, to Chinom trudniej uciec przed poważnymi zarzutami.
Takie dotyczą rakiety Long March 5B, która wynosiła na orbitę okołoziemską między innymi moduły chińskiej stacji kosmicznej Tiangong. Jest to największa rakieta w rodzinie Long March będąca w stanie wynieść na niską orbitę okołoziemską ładunek o wadze nawet 25 ton. Niestety konstrukcja rakiety nie przewiduje bezpiecznego pozbycia się jej największych elementów. Główny człon napędowy po każdym starcie zostaje porzucony przez Chiny na orbicie i spada na Ziemię po kilku dniach w niekontrolowanych warunkach. Takie sytuacje miały miejsce po każdym poprzednim starcie Long March 5B, kiedy to szczątki rakiety spadły na terenie Wybrzeża Kości Słoniowej w Afryce oraz do Oceanu Indyjskiego.
24 lipca rakieta Long March 5B wyniosła na orbitę kolejny człon stacji kosmicznej Tiangong i ponownie na orbicie pozostały duże elementy rakiety o wadze szacowanej nawet na ponad 25 ton. 30 lipca, czyli po niemal tygodniu od startu spadły one w okolicach Borneo, choć chińskie władze utrzymują, że szczątki wpadły do morza i nikomu nie zagrażały. Trudno to jednak sprawdzić, bo chińska agencja kosmiczna nie podzieliła się trajektorią lotu swojej rakiety. W sieci pojawiły się natomiast takie nagrania jak to poniżej z Malezji, gdzie autor sądził, że nagrywa upadek meteorytu. Trzeba przyznać, że widok jest spektakularny, ale to z pewnością nie usprawiedliwia chińskich władz.
Niestety w tym roku Long March 5B poleci na orbitę jeszcze przynajmniej raz, podobnie jak w przyszłym roku i ponownie nie wiemy gdzie i kiedy szczątki rakiety spadną na Ziemię. Co więcej, społeczność międzynarodowa nie może nawet nic z tym zrobić, bo Chiny nie przejmują się żadną krytyką. Wygląda na to, że musimy poczekać aż Państwo Środka zbuduje rakietę, której elementy będzie można odzyskać, podobnie jak to robi SpaceX. Na to się jednak w najbliższym czasie nie zanosi.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu