Kosmos

Chiny rozbudowały stację kosmiczną. Znów nie wiemy, na kogo spadnie rakieta

Krzysztof Kurdyła
Chiny rozbudowały stację kosmiczną. Znów nie wiemy, na kogo spadnie rakieta
5

„Na kogo spadnie, na tego bęc” - w taki mniej więcej sposób można opisać sposób, w jaki Chiny podchodzą do tematu deorbitacji swoich rakiet. Udane wyniesienie modułu laboratoryjnego Wentian dla ich stacji kosmicznej oznacza, że gdzieś z kosmosu spadnie bardzo duży śmieć.

Chiński pochód kosmiczny

Chiński program kosmiczny to od kilku lat nieustające pasmo sukcesów. Porażki rakietowe oczywiście się zdarzają, głównie w ich quasi-prywatnych start-upach, ale... nie inaczej jest na zachodzie. Jednym z najbardziej spektakularnych przykładów rosnącej siły Chin na orbitach ziemskich jest błyskawiczna budowa Chińskiej Stacji Kosmicznej, w Państwie Środka noszącej nazwę Tiangong, Niebiańskiego Pałacu.

29 kwietnia 2021 r. na orbitę wyniesiono moduł podstawowy stacji, Tianhe i od tamtej pory stacja, z krótkimi przerwami, była zamieszkana przez trójkę taikonautów. Chiny, trzeba przyznać umiejętnie, używają stacji do promocji swojego programu kosmicznego, tak w kraju, jak i zagranicą. Taikonauci prowadzą stamtąd regularne lekcje dla dzieci, a zagraniczni naukowcy są zachęcani do „wniesienia” swoich badań na jej pokład.

Dla przyciągnięcia większej liczby zagranicznych naukowców potrzebne jest jednak jej dokończenie, czyli uzupełnienie modułu głównego o dwa duże moduły eksperymentalne, Wentian i Mengtian. Ten pierwszy trafił właśnie na orbitę i bez problemu zadokował do stacji, drugi ma do niego dołączyć w październiku. To oznacza, że od początku 2023 r. można będzie się spodziewać chińskiej ofensywy wśród zachodnich naukowców.

Oczywiście chiński obiekt nie będzie konstrukcją tak dużą, jak Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, ale jest to bardzo ciekawie i ergonomicznie pomyślany, nowoczesny obiekt. W obliczu coraz większych problemów, tak technicznych, jak i politycznych z ISS, stacja jest w chińskich rękach bardzo mocną kartą, a jej znaczenia w najbliższych latach będzie rosło.

Łyżka dziegciu

O ile za sam projekt i tempo budowy stacji Chiny można tylko chwalić, to wygląda coraz bardziej na to, że wciąż nic nie zmieniło się w ich podejściu do tematu rakietowych kosmicznych śmieci. Elementy stacji wynoszone są na orbitę przez duże i ciężkie rakiety Chang Zeng 5B, których górny człon waży ponad 20 ton. Już w przeszłości ich niekontrolowane deorbitowanie wywoływało nerwowość w krajach, nad którymi wiodła trasa zużytego modułu.

Na szczęście nie doszło wtedy do żadnych wypadków z udziałem ludzi, szczątki docierały do Ziemi uderzając w powierzchnię oceanów, niezamieszkałych terenów Wybrzeża Kościa Słoniowej oraz gdzieś w okolicach Półwyspu Arabskiego. Same Chiny sprawę bagatelizowały, podnosząc żenujący argument, że kiedyś inni też tak robili...

W przypadku startu Wentian, Państwo Środka również nie poinformowało innych, jak będzie wyglądać sprawa upadku resztek rakiety. W związku z tym wszyscy spodziewają się podobnego jak wcześniej scenariusza „na kogo wypadnie, na tego bęc”. Czy i tym razem Chinom, a przede wszystkim ludziom żyjącym na trasie przelotu tego modułu dopisze szczęście? Przekonamy się w ciągu najbliższych dni.

Niestety, w najbliższym czasie nie zanosi się na to, żeby Chiny coś z tym problemem zamierzały zrobić. Kolejna duża rakieta, Chang Zeng 9 w wersji jednorazowej poleci najwcześniej w 2026 r. a w wersji odzyskiwalnej w latach 30-tych. Na dziś nie wygląda na to, aby względnie nowy Chang Zeng 5 (pierwszy lot w 2017 r.) miał być modyfikowany i zapewne jeszcze przez kilka najbliższych lat będziemy świadkami takiej „chińskiej kosmicznej ruletki”, kolejny raz już w październiku.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu