Felietony

Cyfrowe szaleństwo i znikające jedna po drugiej gry. Bo licencja się skończyła

Kamil Świtalski

Gram, pogrywam i piszę od kiedy pamiętam. Oprócz t...

32

Na co dzień jestem ogromnym miłośnikiem cyfrowej dystrybucji. I prawdą jest, że kiedy wszystko idzie zgodnie z planem -- naprawdę nigdy w świecie nie chciałbym powracać do czasów regałów uginających się od pudełek i żonglowania płytami. Mimo że Alan Wake jest kolejnym przykładem udowadniającym, że może powinienem...

Licencje to rzecz święta. I odrobinę straszna. Oczywiście jestem za tym, że prawa do intelektualnej własności nie można ignorować. Dlatego jak najbardziej rozumiem mechanizm który stoi za tym, że kolejne gry stają się niedostępne w cyfrowych sklepikach. Powody są różne -- raz jest to kwestia marki (tak było ze wspaniałym OutRun Online Arcade, który dostępny był na PS3/X360 do 2011, kiedy wygasł kontrast z Ferrari). Innym razem muzyki. A później jeszcze wizerunku. Są kultowe gry które nigdy nie trafiają przez to do internetowych sklepików, są takie, które pobędą raptem chwilę, a jeżeli nie zdążymy ich odpowiednio szybko kupić, to musimy obejść się smakiem.

Licencja się skończyła, gry znikają z pola widzenia

Z roku na rok przybywa gier, których nie możemy dłużej kupić. I jeżeli te nie doczekały się wydania na fizycznych nośnikach, to tak naprawdę nie pozostaje nam nic innego, jak tylko obejść się smakiem i wzdychać do trailerów. Nooo, ewentualnie jeszcze odkupić dostęp do konta użytkowników, którym udało się nabyć tytuł zanim został zdjęty z cyfrowych sklepików. Sytuacja jest o tyle drażniąca, że nie ważne czy mówimy o dużych tytułach (Alan Wake, Deadpool i inne marvelowskie produkcje) czy małych (wspomniany OutRun, Scott Pilgrim vs. the World: The Game czy cały pakiet gier z serii Teenage Mutant Ninja Turtles) — one po prostu znikają. Ot tak, często bez większego ostrzeżenia. I żeby była jasność — znika możliwość ich zakupu, jednak ludzie którzy je wcześniej kupili i mają przypisane do swoich kont, wciąż mogą je ponownie pobrać i cieszyć się zakupem.

A może by trochę o nie powalczyć?

Skąd zatem moje rozdrażnienie? Rozumiem zobowiązania firm i ograniczenia z nich płynące. Patrząc na suche oświadczenia odnoszę jednak wrażenie, że nigdy nie próbują choćby odrobinę zawalczyć o te tytuły. To najczęściej leciwe produkcje z ich katalogów (choć nie zawsze — od premiery Teenage Mutant Ninja Turtles: Mutants in Manhattan rok minąłby dopiero 24 maja; gra zaś zniknęła ze sklepów czwartego stycznia), które nie sprzedają się już jak świeże bułeczki. I doskonale rozumiem, że takie operacje z wymagałyby od nich sporych inwestycji. Ale czy nie jest to rzecz, którą powinni rozplanować na starcie, przy projektowaniu? Aby produkt mógł pożyć nieco dłużej? A może to już czas, aby rozpocząć myślenie o licencjach długoterminowych, a nie takich, które wygasną nim jeszcze generacje zdąży się na dobre rozkręcić?

I tak źle, i tak nie dobrze

I żeby nie być jednostronnym — są firmy, które naprawdę robią co w ich mocy, aby ich produkty pozostały dostępne także w cyfrowych sklepikach. Jednymi z nich jest Rockstar. GTA: Vice City i San Andreas, klasyki nad klasykami. Kultowe gry, których raczej nikomu przedstawiać nie trzeba. Kilka lat wstecz wykastrowane zostały ze swojej kultowych ścieżek dźwiękowych. Gry wciąż można nabyć, ale nie uświadczymy w nich już numerów, które w dużej mierze budowały ich klimat kilkanaście lat temu. Jasne, możemy je dodać samodzielnie do tamtejszego radia — to jednak wymaga od nas dodatkowego nakładu pracy, a pewnie także inwestycji w zakup stosownej muzyki. Najbardziej oburzający w tej kwestii pozostaje fakt, że stosowne aktualizacje "skasowały" dostęp do utworów także ludziom, którzy nabyli je wcześniej.

Cyfrowa rewolucja sobie, a realia sobie

Jestem jednym z tych, którzy w większości przypadków, jeśli tylko mogą, wybierają wersję cyfrową. Jednak patrząc na kolejne znikające gry (a tych, jak możecie sprawdzić w serwisie Delisted Games co rusz przybywa) cieszę się, że nośniki fizyczne wciąż się trzymają. Kto wie, może za jakiś czas będzie to jedyny sposób by nabyć wiele z tytułów, do których na ten moment mamy swobodny dostęp w PlayStation Store, Xbox Live Arcade czy na Steamie. Pytanie tylko co wtedy z ich cenami: poszybują w górę do kosmicznych kwot, podobnie jak retro gry obecnie?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Marvelfelieton