Felietony

LG G7 ThinQ? Flagowiec - żart tego roku, który mnie nie przekonał

Albert Lewandowski

...

Reklama

W końcu po kilku miesiącach oczekiwania oficjalnie go poznaliśmy. Koreańska firma oficjalnie zaprezentowała LG G7 ThinQ, czyli nowego flagowca, który ma pomóc w wyjściu na finansową prostą. Muszę jednak przyznać, że pod kilkoma względami producent po prostu zawiódł.

LG G7 ThinQ – co należy pochwalić?

Zanim zacznę narzekanie na nowego high-enda, należy wspomnieć o jego atutach. Bez wątpienia najpoważniejszym pozostaje jakość dźwięku na słuchawkach, o którą to LG wyjątkowo zadbało i podkreśla to w każdym materiale promocyjnym i moim zdaniem bardzo słusznie. W końcu to rzeczywiście wyróżnia ich produkty.

Reklama

Podobnie jak w LG V30, V30S ThinQ czy G6 Plus, LG G7 ThinQ oferuje 32-bitowy przetwornik cyfrowo - analogowy Quad DAC HiFi. Nie zabrakło także głośnika Boombox, oferującego wyższą głośność maksymalną oraz dwa razy lepsze basy niż w poprzednich modelach. Zresztą już na etapie projektowania zadbano o to, aby konstrukcja pozwalała na uczynienie z tego modelu, jak najlepszego muzycznie urządzenia. Mamy tu także system dźwięku przestrzennego DTS:X 3D, wspierającego m.in. kodek MQA. Dodając do tego wciąż obecne złącze słuchawkowe, mamy genialny smartfon dla audiofilów.

Pochwalić go należy również za wodo- i pyłoodporność oraz spełnienie normy militarnej MIL – STD 810G, ale to już norma w ich produktach z najwyższej półki. Na plus da się zaliczyć jeszcze przycisk do włączania Asystenta Google i wsparcie dla Google Lens oraz dodatkowych komend dla tego asystenta głosowego. Podobno mikrofony zrozumieją nasze żądanie nawet z odległości 5 metrów. Podoba mi się to, że firma informuje, że w każdej chwili można wyłączyć wcięcie w wyświetlaczu i nazywa je Nowym drugim ekranem. Rozsądne posunięcie.

LG G7 ThinQ – tego nie rozumiem

Największy zawód dla mnie stanowi aparat i od niego też zacznę. Z tyłu zastosowano podwójny moduł. Zero zaskoczenia, ponieważ dwie matryce we flagowcach to już standard i widać nawet, że być może kolejne firmy pójdą śladem Huawei i postawią nawet na trzy. W LG G7 ThinQ mamy dwa razy 16 Mpix z matryc Sony IMX351. Względem V30 zwiększono rozdzielczość drugiego sensora z 13 do 16 Mpix, ale te cyferki na dobrą sprawę niewiele zmieniają.

Ponownie pierwszy aparat ma przysłonę f/1.9 i kąt widzenia 71 stopni. Drugi z kolei dalej pozostaje przy f/1.9, ale z zupełnie niezrozumiałych względem ograniczono jego kąt widzenia do skromnych 107 stopni. G5 oferował aż 135, G6 już 125, a w V30 było to 120. Największa głupota w wydaniu tego producenta. Moim zdaniem możliwość wykonania panoramicznej fotografii była jednym z wyróżników ich flagowców, a tu nagle sami ograniczają tą możliwość, podczas gdy rywale już ich wyprzedzili. Twoje telefony słabo się sprzedają? Pozbaw je jakiegoś atutu, wtedy na pewno będą hitami.

Teoretycznie na obronę mamy optyczną stabilizację obrazu oraz algorytmy sztucznej inteligencji, jednak już pierwsze opinie nie pozwalają wierzyć w to, że będą one czynić cuda. Jednocześnie zmniejszono pojemność baterii. Wszyscy narzekają na zbyt krótki czas pracy telefonów, więc Koreańczycy uznali, że należy zmniejszyć akumulator z 3300 do 3000 mAh.

Cena?

Sugerowana cena LG G7 ThinQ za naszą zachodnią granicą została ustalona na 849 euro. Oznacza to w polskich warunkach około 3599 złotych – dokładnie na tyle samo wyceniono Samsunga Galaxy S9. Byłaby to podwyżka o 300 złotych względem G6 i o 700 w porównaniu do G5.

Poza tym LG G7 ThinQ został wyposażone w najmocniejsze podzespoły, tj. Snapdragon 845, 4 GB RAM i 64 GB pamięci wbudowanej oraz 6,1-calowy ekran MLCD+ o rozdzielczości 3120 x 1440 pikseli, oferujący jasność nawet 1000 nitów. Trzeba jednak pamiętać, że mówimy tu o LG, które przy takiej wycenie nie ma szans. Moim zdaniem LG V30 stanie się jeszcze ciekawszą propozycją, której niczego nie brakuje. Tymczasem kolejny raz z rzędu, firmę czeka porażka sprzedażowa ich flagowca i ponowne szybkie obniżki ceny. W porównaniu do rywali brakuje tu jakiegoś elementu zaskoczenia lub po prostu lepszego stosunku możliwości do ceny. Ktoś w Korei zapomniał, że rywalizacja z Samsungiem nie oznacza jedynie tworzenia równie drogich smartfonów.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama