W ten weekend miałem okazję polatać dronem i przyznam szczerze, że mi się niesamowicie spodobało. Początkowo miałem problemy z opanowaniem sterowania ...
W ten weekend miałem okazję polatać dronem i przyznam szczerze, że mi się niesamowicie spodobało. Początkowo miałem problemy z opanowaniem sterowania gadżetem, jednak po pewnym czasie okazało się, że sprawa nie jest tak skomplikowana, jak mi się początkowo wydawało. Jedyne na co narzekam, to dosyć krótki czas pracy zabawki. Wygląda jednak na to, że do listy wakacyjnych zakupów dołączę właśnie taki sprzęt - choć z zabawek wyrosłem już dawno temu.
Latając takim dronem będę musiał jednak pamiętać, że obok mnie mieszkają jeszcze sąsiedzi, którzy niekoniecznie mogą być zadowoleni z moich podniebnych wyczynów. O tym, jak bardzo irytować może miniaturowa maszyna latająca dosyć boleśnie przekonał się Eric Joe, którego własnoręcznie wykonany dron został zestrzelony przez krewkiego sąsiada. Po takim ostrzale okazało się ponadto, że urządzenie nie nadaje się nawet do naprawy.
Sąsiad Erica odmówił pokrycia kosztów użytych w dronie części. Joe udowodnił, że nie wkroczył na teren należący do sąsiada - jako dowód okazał dane GPS gromadzone przez drona w sprzężeniu z Google Maps. Wynika z nich jasno, że sprzęt nie naruszył granicy posesji człowieka, który postanowił zmasakrować drona. Co ciekawe - McBay (sąsiad Erica Joe) tłumaczył się, że zestrzelił drona, bo bał się szpiegowania ze strony CIA. Poszkodowany odbił piłeczkę i dodał, że w dronie nie były zainstalowane żadne urządzenia do rejestrowania dźwięku lub obrazu, a jeżeli takowe by się znalazły, ogół części byłby warty o 300 dolarów więcej.
Prawnik Erica wyjaśnia, że dron nie naruszył posesji McBaya i nawet, gdyby tak się stało, nie miał prawa strzelać do takiego urządzenia. Według amerykańskiego prawa należy dostosować środki obrony własności do okoliczności zdarzenia. W tym przypadku będzie łatwo udowodnić, że do niekoniecznie trzeba było strzelać do drona. Jeśli w ciągu określonego przez prawnika czasu McBay nie pokryje kosztów uszkodzonego drona, sprawa wyląduje w sądzie. Wszystko jednak wskazuje na to, że sprawa będzie mieć taki właśnie finał - ze strony sąsiada nie ma jak na razie nawet chęci zadośćuczynienia Ericowi.
Z drugiej strony...
Co prawda wyprowadzam się z wynajmowanego domu do centrum Rzeszowa i nie będę mieć okazji latania tam dronem, raz na jakiś czas będę mógł przyjechać do rodziców (2 godziny w jedną stronę to nie tak źle) i na niemałej działce będę mógł bawić się tym urządzeniem w taki sposób, by nikomu nie przeszkadzać. Drony są całkiem głośne, choć nie powiem, by robiły one więcej jazgotu niż kosiarka, czy piła łańcuchowa. Warto jednak zwracać uwagę na to, czy nasze ewolucje dronem nie komplikują naszych relacji z sąsiadami. Myślę, że warto ich spytać o to, czy nie mają nic przeciwko, albo uświadomić, że to, co lata nad naszą posesją to nie urządzenie do szpiegowania tylko nowoczesna zabawka.
Grafika: 1, 2
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu