Laptop

Laptopy do gier z możliwością wymiany podzespołów właśnie umarły. I dobrze, nie będę za nimi płakał

Paweł Winiarski
Laptopy do gier z możliwością wymiany podzespołów właśnie umarły. I dobrze, nie będę za nimi płakał
Reklama

Pamiętacie jak jeszcze rok temu sporo mówiło się o laptopie Alienware Area-51m, który oferował możliwość wymiany podzespołów, a co za tym idzie ulepszania sprzętu? Było miło, ale się skończyło - koncepcja była fajna na papierze, w praktyce nie zdała egzaminu.

Laptop do gier jest gorszy od stacjonarnego PC, bo nie można go rozbudować

Sam używam gamingowego laptopa i jestem z niego zadowolony, ale im sprzęt starszy, tym bardziej brakuje mi możliwości rozbudowy jego podzespołów. Nie mówię tu o podmiance dysku twardego czy rozbudowie pamięci RAM, ale faktycznych zmianach, które znacząco podniosłyby wydajność urządzenia. Od momentu kiedy stanął na moim biurku, wypuszczono nowe procesory i karty graficzne. Znajomi coś tam już grzebią w swoich stacjonarkach, robią wymiany, cieszą się z nowej grafiki - a ja trwam w tym, co było. Na razie jeszcze nie narzekam, ale za rok z detali na medium zejdę na low, a kolejna aktualizacja programów do edycji wideo sprawi, że komputer zacznie się krztusić. W sumie to już mu się to zdarza, choć kiedy zaczynałem z nim pracować, takie rzeczy się nie działy.

Reklama

Idealnym rozwiązaniem byłby oczywiście stacjonarny PC, ale że pracuję na tym samym komputerze w domu i w redakcji - laptop jest wygodniejszy w transporcie. Co ja mówię, laptopa po prostu da się przewieźć w plecaku, nawet nie myślałbym o taszczeniu ze sobą stacjonarki. Sprzętem, który idealnie wpasowałby się w moje oczekiwania był ubiegłoroczny Alienware Area-51m, czyli mocny laptop pozwalający na wymianę podzespołów. A mówię o tym dlatego, że właśnie zapowiedziano jego następcę - model Area-51m R2 ze świeżym procesorem Intela 10-generacji, nową kartą graficzną Nvidii, szybszym RAM-em i lepszym wyświetlaczem.

Rewolucyjny 17-calowy notebook do gier w obudowie ze stopu magnezu z procesorami zaprojektowanymi dla komputerów stacjonarnych Intel Core dziewiątej generacji z możliwością modernizacji i przetaktowania oraz układami graficznymi NVIDIA GeForce RTX

- można wciąż przeczytać na stronie producenta laptopa AAlienware Area-51m

Dziwnie to wygląda, prawda? Następca laptopa, którego dało się rozbudowywać nowymi podzespołami. Po co? Przecież wystarczy zmienić te podzespoły i mieć ulepszony sprzęt. Rzeczywistość niestety szybko zweryfikowała ten ciekawy - na papierze - pomysł. Wymiana procesora, RAM-u, GPU, nawet systemu chłodzenia, czyli odwrotnie do tego co dostajemy zarówno w ultrabookach, jak i gamingowych laptopach. Teoretycznie tak, w praktyce jednak taka wymiana jest bezsensowna. Co więc poszło nie tak?

Otóż Alienware i Dell znów popełniają ten sam błąd wprowadzając ograniczenia, które nie tylko ograniczają pole manewru użytkownikowi, ale wydają się pozbawione sensu. Zarówno pierwszy jak i drugi modularny laptop umożliwiają wymianę kart graficznych - owszem. Ale w obrębie aktualnej oferty producenta i dodatkowo w ramach jednej generacji. Oznacza to, że kupicie komputer z RTX 2070 lub 2080, nie będziecie mogli do niego włożyć RTX 2070 Super albo RTX 2080 Super. Czyli jeśli macie pierwszy model laptopa Alienware i chcielibyście mieć w nim nowszą kartę - musicie kupić nowy model komputera.

Przeczytaj też: Kupujemy laptopa do gier. Na co zwrócić uwagę?

Gdzie tu sens, ja się pytam? Chyba nie o to chodziło. Raczej nie spotyka się przecież ludzi używających stacjonarnych PC, którzy regularnie wymieniają karty w ramach jednej generacji. Czekają, aż przyrost mocy będzie na tyle duży, by usprawiedliwił wydatek i często wręcz omijają jedną generację, starając się jak najdłużej używać posiadaną kartę graficzną. Ale żeby było jasne, żadne obietnice ze strony Alienware nie zostały złożone, raczej wszyscy źle zrozumieliśmy zamysł tego laptopa. Co nie zmienia faktu, że jest to głupie i bezsensowne.

Reklama

Ale jeszcze nie odchodźcie, to nie wszystko. No bo co w takim razie z procesorem? Pierwszego laptopa nie można wyposażyć w procesor Intela 10. generacji, choć podobnie jak z nowymi kartami graficznymi, kupicie go w modelu drugim. Dlaczego? A choćby dlatego, że zmieniło się złącze. W stacjonarnym PC wystarczyłoby wymienić płytę główną, jednak w przypadku laptopów Alienware nie ma takiej opcji.

A wszystko to za jedyne 2000-5000 dolarów (a dolar tani dziś nie jest, więc przemnóżcie to sobie przynajmniej przez 4 złote). Super opcja, nie ma co. Te konkretne modele laptopów Alienware dają jasno do zrozumienia, że nie ma co wymyślać koła na nowo i nawet ciekawa koncepcja nie przybliży tego segmentu do desktopów. Oczywiście nie dla każdego brak możliwości rozbudowy komputera to aż tak duży minus i mobilność konstrukcji bierze górę - a kiedy sprzęt jest już przestarzały, zostaje wymieniony na nowy. Muszę jednak przyznać, że w ubiegłym roku pomysł Alienware mnie zaciekawił, ale jeśli tak to ma wyglądać, to główna zaleta tego komputera jest praktycznie nieistotna. Chcesz nowe podzespoły? Musisz kupić nowy komputer - czyli po staremu. To mógł być początek czegoś nowego, ale w takiej cenie i z takimi ograniczeniami, kompletnie mi tego pomysły nie szkoda.

Reklama

źródło

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama