Felietony

Kto zagraża nauce? Trolle internetowe

Maciej Sikorski
Kto zagraża nauce? Trolle internetowe
Reklama

Informacje zaczynające się od słów Amerykańscy naukowcy… zawsze przyciągają moją uwagę. Rzeczy, których można się dowiedzieć z takich doniesień potraf...

Informacje zaczynające się od słów Amerykańscy naukowcy… zawsze przyciągają moją uwagę. Rzeczy, których można się dowiedzieć z takich doniesień potrafią całkowicie zmienić podejście do życia. Człowiek przeczyta/usłyszy, że przyprawione jedzenie smakuje lepiej, że w piątek humor się poprawia (właśnie zauważyłem, iż mają rację), że częściej dzwonią osoby, która mają telefon… Tym razem ich wnioski zainteresowały mnie podwójnie, ponieważ pod lupę wzięto blogi i ich wpływ na dzisiejszą naukę. Okazuje się, że blogi to zło.

Reklama

Najpierw przedstawmy odkrywców: to naukowcy z Uniwersytetu stanu Wisconsin (dokładnie z miasta Madison). Być może nie jest to największy lub najbardziej znany ośrodek naukowy, ale i tak mamy do czynienia z amerykańską nauką – to powinno nam wystarczyć. Co z badaniami i wnioskami? Pierwszy jest taki, że blogi od jakiegoś czasu wpływają na środki masowej informacji. Trudno z tym polemizować. Ale badacze z Madison postanowili pójść krok dalej i sprawdzić, jak blogi wpływają na rozwój nauki i postrzeganie jej przez społeczeństwo.

W badaniu wykorzystano teksty naukowe, do których dołączono różnego typu komentarze Internautów. Część z nich dotyczyła koncepcji i badań zaprezentowanych w tekście (nazwijmy je merytorycznymi), a część odnosiła się bardziej do kwestii pieniędzy (a właściwie ich wyrzucania w błoto), zaangażowania naukowca w konkretne sprawy, zmian klimatycznych oraz wielu innych spraw mniej związanych z danym tematem. Ludzie, którzy czytali teksty okraszone komentarzami trolli (nie bójmy się tego słowa) znacznie gorzej oceniali dane badania czy projekty, a nawet wartość nauki jako całości. Na tym oczywiście nie koniec – trolle miały największy wpływ na ludzi gorzej wykształconych i religijnych (to już można śmiało uznać za prowokację).


Ostateczny wniosek jest następujący: rola Internetu w naszym życiu będzie rosła, a to oznacza dalszy wzrost wpływu blogerów i trolli na status nauki. Tyle amerykańscy naukowcy. Można powiedzieć, że obywatel USA kolejny raz mógł poczuć satysfakcję z płacenia podatków – te pieniądze są inwestowane z głową. Powyższe wnioski warto odnieść nie tylko do nauki – przenieśmy je np. na grunt startupowy (czasem te dwa segmenty nachodzą na siebie. Czasem).

Grupka zapaleńców tworzy startup, a ich pomysł trafia na AW. Załóżmy, że pomysł jest dobry, ale autor tekstu miał gorszy dzień albo nie lubi koloru czerwonego, korty znalazł się w logo projektu. To troll numer jeden. Potem dochodzą kolejni, czyli czytelnicy, którzy (imiennie lub nie) nie będą pisali o plusach i minusach biznesu, ale o cwaniactwie startupowicza, bezrobociu (w końcu szukają na ten biznes kasy, którą można zainwestować w inny, czyli sensowny sposób) i swojej wizycie w Słowenii, w której już widzieli podobny pomysł (a może to była Słowacja?).

Startupowicz naczyta się komentarzy w piątkowe popołudnie i, podobnie jak młody naukowiec o błyskotliwym umyśle, dojdzie do wniosku, że to jednak nie dla niego. Postanowi zająć się czymś bardziej sensownym i złoży papiery na filozofię. Albo kulturoznawstwo. Za rok powstanie podobny startup albo projekt naukowy, ale tym razem na Słowacji (lub w Słowenii) i zawładnie galaktyką. W Sieci blogerzy zaczną się zastanawiać, dlaczego to nie powstało u nas, a komentujący stwierdzą, że zdolni ludzie albo wyjechali albo zgłębiają wiedzę na kulturoznawstwie. Wniosek? Albo merytorycznie albo wcale. Jestem ciekaw, czy amerykańscy naukowcy sprawdzaliby wówczas, jak te zmiany wpłynęły na samopoczucie komentujących – czy koniec trollowania mógł im podciąć skrzydła?

Źródło grafiki: militarytobusiness.blogspot.com

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama