Felietony

Godzina Zero - oceniamy pierwszy materiał Krzysztofa Stanowskiego na nowym kanale

Krzysztof Rojek
Godzina Zero - oceniamy pierwszy materiał Krzysztofa Stanowskiego na nowym kanale
Reklama

Jest godzina 00:30, właśnie skończył się pierwszy materiał na Kanale Zero. Dzięki temu o pomyśle Krzysztofa Stanowskiego wiemy już dużo więcej.

Nigdy nie oglądałem dużo telewizji. Oczywiście — eventy sportowe czy jakieś wielkie i ważne wydarzenia (jak początek wojny na Ukrainie) skłoniły mnie do włączenia odbiornika. Głównie dlatego, że w takim wypadku dla telewizji nie ma alternatywy, jeżeli chodzi o przekaz na żywo. Jeżeli jednak chodzi o wszystkie inne treści, jak kwestie polityczne, gospodarcze czy społeczne — zawsze wybierałem źródła pisane, głównie dlatego, że w ten sposób wygodniej mi jest analizować pewne kwestie oraz — jest to po prostu szybsza forma. Podobnie jest z rozrywką. Od kiedy internet stał się powszechny idea oglądania filmu o konkretnej godzinie i do tego jeszcze przecinanego reklamami, stała się dla mnie niepojęta.

Reklama

Polecamy na Geekweek: Jak się macie? Najgorzej. Wpis Elmo z "Ulicy Sezamkowej" wywołał w sieci burzę

Teoretycznie jestem więc idealnym kandydatem na odbiorcę nowego "Kanału Zero", czyli internetowej telewizji na YouTube, z codzienną ramówką zawierającą zarówno filmy jak i streamy, które odbywać się będą o konkretnych godzinach, podobnie jak to jest w przypadku telewizji. Jednocześnie — ma to być medium zrobione "na poważnie", stawiające na pierwszym miejscu merytoryczność oraz posiadające budżet i know-how do stworzenia nawet najbardziej ambitnych materiałów. Wiadomo, że zawsze start takiego projektu może nam dużo powiedzieć (choć nie wszystko) o jego przyszłości. Jakie są więc moje odczucia po pierwszym, 4,5 godzinnym streamie?

Jak wypadł pierwszy program "Godzina Zero"?

Pozwólcie, że swoją ocenę zacznę od kwestii technicznych, ponieważ tutaj widać, jak wiele uwagi zostało przywiązane do detali. Przede wszystkim — wideo jest na naprawdę wysokim poziomie, mieliśmy ciekawe kadry, ładne kolory — widać rękę profesjonalisty. Nieco gorzej było z dźwiękiem, gdzie przez pierwsze pół godziny mieliśmy małe problemy z głośnością mikrofonów, na które skarżyli się przede wszystkim użytkownicy oglądający na smartfonach (ja tego aż tak nie odczułem). Potem ewidentnie ktoś to poprawił.

Źródło: YouTube / Kanał Zero

Do tego mieliśmy bardzo ładne animacje i widać, że ekipa do brandingu Kanału Zero podchodzi bardzo poważnie. Studio też robiło dobre wrażenie, ale niestety, ekrany stojące za prowadzącymi powinny mieć albo lepsze kąty widzenia, albo jakąś powłokę antyrefleksyjną (ciężko powiedzieć, co stanowiło problem), ponieważ czysty obraz mieliśmy tylko z tego skierowanego na wprost kamery. Na plus - mieliśmy fajny, nienachalny sponsoring w postaci plansz i elementów jak naklejka na laptopie czy figurka na półce. W tym wypadku chyba największym mankamentem pod kątem realizacji, do którego faktycznie można się przyczepić, to plansze, które były sterowane z reżyserki, a które nie zawsze zgadzały się z tym, o czym mówili prowadzący, a i sama czytelności ich pozostawia sporo do życzenia. W momencie omawiania ramówki dało radę zgubić się, co jest kiedy, jeżeli nie słuchało się bardzo, bardzo uważnie.

Źródło: YouTube / Kanał Zero

Bardzo też podobał mi się zabieg z telefonami od widzów (choć akurat ten jest stary jak świat) oraz wizyta pieska w studiu. Piesek w studiu jest efektem współpracy Kanału Zero i Schroniska na Paluchu, a zwierzaki, które pojawiają się na Kanale Zero, każdorazowo będą możliwe do adopcji. Może i jest to trick na zdobycie PR'owych punktów, ale jeżeli dzięki takim akcjom pieski znajdą domy na stałe — mogę za to dać tyle PR'owych punktów, ile tylko Krzysztof Stanowski sobie zażyczy.

Źródło: YouTube / Kanał Zero

Ogólnie jednak do kwestii technicznych czy realizacyjnych naprawdę nie można się przyczepić, patrząc na czas powstania kanału i potencjalną skalę inwestycji. Nie da się ukryć, że mamy tu do czynienia z projektem niesamowicie ambitnym i w tym kontekście — bardzo kibicuję, żeby się udał, bo YouTube, czy to polski czy zagraniczny, ambitnych projektów potrzebuje jak tlenu. Moje zarzuty dotyczą trochę czego innego.

"Błagam, dajcie mi kawy", czyli czy można zrobić telewizję dla ludzi nielubiących telewizji?

Jak wspomniałem, teoretycznie jestem idealnym celem dla Kanału Zero. Osobą, która nie lubi telewizji z dokładnie takich samych powodów, co Krzysztof Stanowski (co zresztą podkreślił w rozmowie z Przemysławem Rudzkim). Jak więc wypadł, można powiedzieć, mój pierwszy program telewizyjny obejrzany od dawna? No cóż - tak średnio.

Reklama
Źródło: YouTube / Kanał Zero

Zacznę jednak od tego, co sam Krzystof Stanowski powiedział o tym, co chce tutaj zrobić. Kanał Zero ma być "kamieniem w bucie" mediów mainstreamowych. Żeby użyć sławnego porównania — Krzysztof Stanowski chce "wywrócić stolik" i dać Polsce medium, które jest ambitne i przeznaczone dla "mądrych widzów", a jednocześnie — korzysta z zalet internetu. Jakich? Ot chociażby nielimitowany czas. Nie ma górnej granicy czasu trwania streama na YouTube, więc jeżeli prowadzący mieliby taką wolę (a osoby w reżyserce wytrzymałość), można by odbierać telefony od widzów do 5 nad ranem.

Źródło: YouTube / Kanał Zero

Jednak nie udało się tu uniknąć niektórych elementów, które są negatywne w przypadku telewizji. Przede wszystkim mowa tutaj, co jest bardzo smutne, o tym, że stream był... nudny. Nie mówię, że nie było w nim ciekawych momentów. Podobała mi się rozmowa z osobami od badania wariografem, ciekawe zapowiedzi czy tematy, które pojawiły się po 4 godzinach, jak pytania o umowy z TVP czy dotyczące spraw sądowych. Niestety, to wszystko zostało przykryte bardzo dużą ilością nudy, do tego stopnia, że moja przyjemność z oglądania była po prostu nikła. Jako widz "internetowy" jestem przyzwyczajony, że uruchamiam materiał o konkretnej tematyce z maksymalną dawką informacji na minutę. Tutaj miałem przeciwieństwo tego i wątpię, bym w przyszłości poświęcił na taki format kolejne 4,5 godziny.

Reklama
Źródło: YouTube / Kanał Zero

Tutaj niestety jest to też zarzut w kierunku Przemysława Rudzickiego, który delikatnie nie poradził sobie z rolą prowadzącego. Przede wszystkim - obiecywana seria "niewygodnych pytań" zamieniła się w pół godziny komplementów, do tego stopnia, że na bieżąco zaczęły pojawiać się na ten temat memy. Dodatkowo — wybór pytań (szczególnie tych dotyczących rodziny) sprawił, że Krzysztof Stanowski kilka razy powiedział, żeby jakiś temat "zostawić", co nigdy nie stawia prowadzącego w dobrym świetle. Pytania nie były też ze sobą powiązane, więc rozmowa raczej nie miała jakiegoś naturalnego "flow". Doszło nawet do tego, że końcówkę prowadził bardziej Krzysztof Stanowski, decydując, co akurat będzie w tym momencie robione i ile telefonów od widzów jeszcze odbierzemy.

Fakt, że całość transmitowana była na żywo, oznaczało też, że widzowie mogli wyrażać swoje opinie na czacie. I o ile czaty na streamach nigdy nie mogą być brane na poważnie, o tyle tutaj reakcje ludzi były bardzo jednoznaczne, do tego stopnia, że czat mówił tak naprawdę jednym głosem. Ba, na problem nudy zwrócił uwagę nawet jeden z gości, który dodzwonił się na antenę.

To też niestety odbiło się na wyświetleniach. Przed startem na stream czekało 25 tysięcy osób, przy starcie mieliśmy 90 tys. widzów, a w peaku - 120 tys. Jednak wartość ta szybko zaczęła maleć i stream zakończył się z widownią 57 tysięcy osób. Ile z nich, tak jak ja, obejrzało materiał od deski do deski? Prawdopodobnie ułamek. Tutaj nie mogę też nie zauważyć, że jestem przekonany, że pierwszy stream z udziałem Krzysztofa Stanowskiego długo będzie jednym z popularniejszych pod kątem średniej widzów na żywo. Co jednak ciekawe, Krzysztof wbił podczas niego szpilę Kanałowi Sportowemu i podzielił liczbę ich widzów na streamie przez liczbę województw. Cóż, jeżeli podzielimy 60 tys. (a tyle osób oglądało w końcowych momentach) przez 16, wyjdzie nam nieco poniżej 4 tys. osób na województwo. Wielokrotnie więcej niż KS, ale też nie za wiele. Transmisje z Sejmu, które nie są programami rozrywkowymi, ogląda na żywo więcej osób.

Źródło: YouTube / Kanał Zero

Problem utrzymania uwagi widza jest więc tym, z czym Kanał Zero, podczas live'ów mających być główną częścią działalności, będzie musiał się zmierzyć. Żyjemy w erze TikToka, informacji podawanych w sposób bezpośredni. I oczywiście - Krzysztof Stanowski ma olbrzymie doświadczenie w dogłębnych, redakcyjnych materiałach, za których stworzenie bardzo go podziwiam. Ale tutaj wyzwanie jest jednak trochę inne i pod tym kątem start oceniłbym raczej na szkolne "3".

Jednak czy po tym streamie mogę jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie:

Reklama

Czy taki format ma szansę w dzisiejszym świecie?

I tak, i nie. Trzeba bowiem przyznać, że pierwszy stream miał swoje sukcesy. 4 tysiące osób, które próbowały się jednocześnie (!!!) dodzwonić na antenę to potwierdza. Dodatkowo — mamy tu luźną formułę (pojawiły się nawet przekleństwa) oraz szereg tematów, które będą "samograjami". Bo zapowiedziany wywiad z Andrzejem Dudą na pewno "się kliknie". Materiał o Caroline Derpieński również. Wysoka jakość realizacji + zajmowanie się tematami, które ludzi interesują gwarantuje, że pod kątem wyświetleń ten kanał się obroni.

Czy w dłuższej perspektywie będzie w stanie zapewnić widzom wartość dodaną? Na pewno podczas streamu pojawiło się dużo zapowiedzi, ale i dużo kontrowersji (kilku widzów podczas rozmowy telefonicznej wyraziło swoją opinię o składzie Kanału Zero), a tam gdzie kontrowersja — tam i wyświetlenie. Jednak jeżeli dobrze przeczytałem intencje Krzysztofa Stanowskiego, to droga redakcji ma być dwutorowa. Materiały mające budzić emocje mają generować kliki i przychody i "utrzymywać" te, które ze względu na ograniczone pole tematyczne tych klików nie zbiorą tak wiele, nawet jeżeli są superciekawe i supermerytoryczne. To się chwali.

Czy więc Kanał Zero będzie kamieniem w bucie dla mediów? Nie sądzę, ponieważ jest to inna grupa odbiorców. Jeżeli miałbym porównać go do czegoś pod kątem ambicji ramówki, to byłby to polski Linus Media Group i w moich oczach jest to duży komplement (nawet pomimo ich ostatnich problemów). Jeżeli więc Kanałowi Zero udałoby się rozwiązać problem utrzymania uwagi (przede wszystkim przez lepsze zarządzanie czasem "antenowym"), myślę, że możemy mieć do czynienia z projektem, o którym będą potem pisane prace magisterskie z marketingu i dziennikarstwa. Mam nadzieję, że połączy to, co najlepsze, a nie najgorsze w internecie i telewizji.

Patrząc po reakcjach ludzi — potencjał na sukces jest olbrzymi.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama