To się nie opłaca, ta inwestycja się nie zwróci, ten projekt nie ma sensu. Takie komentarze czytam często pod tekstami dotyczącymi nowych technologii....
Krytyka odnawialnych źródeł energii ma swoje granice i czasem jest słaba
To się nie opłaca, ta inwestycja się nie zwróci, ten projekt nie ma sensu. Takie komentarze czytam często pod tekstami dotyczącymi nowych technologii. Sprawa dotyczy szczególnie pomysłów związanych z odnawialnymi źródłami energii, pozyskiwaniem tzw. zielonej energii. Bo panele drogie i mało wydajne, bo od wiatraków dostaje się raka, bo węgiel jest tańszy i lepszy.
Podchodzę z dużym dystansem do tematu OZE. Kiedyś entuzjazmu było znacznie więcej, uważałem, że panele i wiatraki szybko zastąpią "brudne elektrownie", powietrze stanie się czyste i wszystkim będzie się żyło lepiej. Z tego etapu już wyszedłem, ale nie oznacza to, że całkowicie przekreślam potrzebę poszukiwania i rozwijania alternatywnych źródeł energii. Wręcz przeciwnie - kasę trzeba w to pompować. Po prostu nie wierzę w rewolucję na tym polu i nie mogę przyklasnąć ekologom potępiającym całkowicie energię pozyskiwaną z węgla, ropy czy atomu.
Intryguje mnie projekt samochodu Toyoty zasilanego wodorem (w dużym uproszczeniu), kibicuję Tesli i Muskowi, który chce nam zawieszać baterie na ścianach, czekam na samochody elektryczne, które nie pozostawią złudzeń, że są lepszym rozwiązaniem. Przynajmniej na polu opłacalności i ekologii. Wiem jednak, że droga do realizacji tych projektów będzie długa i kręta. Pochłonie biliony dolarów, w wielu przypadkach okaże się, że brniemy w ślepą uliczkę, masa ludzi będzie niezadowolona. Trzeba jednak próbować i inwestować.
Piszę to w kontekście dwóch informacji, na jakie trafiłem w ostatnich dniach. Jedna dotyczy farmy słonecznej stworzonej na terenie zamkniętego wysypiska śmieci w Ustroniu Morskim. Jej moc wynosi 1 MW, a inwestycja pochłonęła ponad 7,5 mln złotych. Drugi wątek odnosi się do ścieżki rowerowej stworzonej w Holandii. Krótkiej ścieżki, zaledwie kilkudziesięciometrowej. Wyróżnia się ona tym, że jest pokryta panelami fotowoltaicznymi. Może zatem produkować energię elektryczną. Przez pół roku droga wygenerowała 3000 kWh. Więcej niż spodziewali się twórcy, ale nadal nie jest to inwestycja opłacalna.
Ten wątek podnoszą w dyskusji przeciwnicy obu inwestycji: po co wydawać miliony na projekty, które nie są opłacalne? Po co płacić za coś, co nie ma prawa się zwrócić? Przecież lepiej (bo taniej) pozyskiwać energię z innych źródeł. Rozumowanie słuszne, ale tylko wtedy, gdy przyjmiemy, że rozwój nie jest nam już potrzebny, że dotarliśmy do ściany, której nie ma sensu forsować. Jeżeli uznamy, że wystarczą nam nieodnawialne źródła energii, to faktycznie nie ma sensu wydawać pieniędzy (zwłaszcza publicznych) na takie pomysły. Tylko gdzie nas to zaprowadzi?
Obecnie rozwiązania z gatunku OZE są w wielu przypadkach nieopłacalne, rozczarowują wydajnością, ale takie są koszty rozwoju technologicznego - nie da się stworzyć idealnej technologii w jeden rok. Dopłacamy do biznesu, by ów biznes mógł się kręcić: firmy działające na tym polu muszą skądś czerpać środki na dalsze prace, na wprowadzanie zmian i usprawnień. Możemy czekać na to, że ktoś w pierwszej wersji stworzy technologię idealną, ale to trochę ryzykowne.
Pierwsze maszyny parowe nie były zbyt wydajne. Pierwsze samochody czy samoloty mogły wzbudzać śmiech i ludzie pytali: po co to? Przecież to się nie opłaca, bo szybciej/taniej będzie np. bryczką. Ale ludzie kontynuowali prace, usprawniali rozwiązania i w końcu zaprezentowali coś naprawdę godnego uwagi. Wcześniej potrzebne były im jednak pieniądze, by eksperymentować. Podobnie może być dzisiaj z OZE - możliwe, że projekt ścieżki rowerowej z panelami jest chybiony i będzie nieopłacalny nawet za kilka dekad, gdy się go wyniesie na zupełnie inny poziom. Ale jest też opcja, że takie ścieżki staną się powszechne, bo naprawdę dużo dzięki nim zyskamy. Na razie tego nie wiemy, wiec trzeba próbować. Te próby kosztują, ale wypada się z tym pogodzić.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu