Każdy gracz wie, że gry stają się coraz to krótsze i prostsze. Jeszcze niedawno w pełni nie pojmowałam tej tendencji i mogłam się tylko na nią denerwować. Teraz wszystko jest już jasne.
Jestem graczką od wielu lat. Zaczęłam grywać jeszcze w podstawówce. Obecnie mam za sobą 24 lata życia na tym łez padole, skończone studia oraz dwie prace. Nie mieszkam już z rodzicami, nie mam dzieci. Po co ten cały rysopis? Żebyście mogli mniej więcej wyobrazić sobie moją codzienną sytuację i dostęp do wolnego czasu. Kiedyś było go o wiele więcej, nie oszukujmy się. Nawet w czasach, gdy lekcje zajmowały mi podobną ilość czasu, co praca, to przecież nie było to samo. Który gracz w szkolnych czy studenckich latach nie zarywał nocek na granie, nie przejmując się, że będzie następnego dnia niewyspany na matmie? Kto nie stwierdził, że granie jest danego dnia nieco ważniejsze od zadania domowego na biologię? Kto w czasie choroby nie spędził całego dnia przy komputerze, bo nie miał innych, palących obowiązków? No właśnie. W życiu dorosłym nie możemy sobie szastać czasem na prawo i lewo, bo go zwyczajnie tyle nie mamy. To niby oczywiste. Zbyt długo jednak traktowałam gry jako „rozrywkę dla dzieciaków”.
Dlaczego gry są coraz krótsze?
Społeczeństwo graczy się starzeje. Oczywiście wciąż dołącza do tego grona młodzież, ale też wielu z nas zwyczajnie z niego nie odchodzi. Osoby, które zaczynały grywać w czasach nastoletnich, grają nadal. Mniej, ale nadal. Raport z 2019 roku stworzony przez Polish Gamers Observatory jasno pokazuje, że młodsi już nie będziemy.
Coraz większa liczba graczy to ludzie dorośli, niebędący jednocześnie studentami czy uczniami. Mój styl życia niespecjalnie różni się od żyć moich znajomych w podobnym wieku. Kiedy w tym gronie zaczną się jeszcze rodzić dzieci... cóż. Czasu będzie jeszcze mniej. A miłość do gier zostanie. Polska nie jest pod tym względem jakimś dziwacznym krajem, ta tendencja obejmuje cały gejmerski światek. A twórcy gier doskonale zdają sobie z tego sprawę.
To świetna gra do Xbox Game Pass. I nic więcej. Recenzja Gears Tactics
Oczywiście wciąż pojawiają się tytuły, na które musimy poświęcić 70, 90 czy ponad 100 godzin. Jednak coraz to więcej gier AAA, które mają trafić do masowego odbiorcy, jest po prostu skracana. Kilku- czy kilkunastogodzinna fabuła nie jest niczym dziwnym ani obraźliwym. Tak to po prostu wygląda. Ludzie muszą jakoś te gry przejść, prawda? Dużo łatwiej jest zasiąść na krótko, przejść dany fragment i wrócić do tytułu kilkukrotnie, wiedząc, że nie czeka nas wielomiesięczna przeprawa, a co najwyżej kilkutygodniowa. Oczywiście często działa to na tej samej zasadzie, na jakiej płyną teraz seriale. Łatwiej jest nam usiąść do czegoś, co ma 30-60 minut niż co najmniej półtorej godziny. A to, że po jednej takiej krótszej formie odpalimy kolejny odcinek, potem jeszcze jeden i następny to już tylko efekt naszych zakręconych umysłów.
Tak umiera legenda. Redakcja „CD-Action” otrzymała wypowiedzenia
Skondensowane, kilkugodzinne paczki wrażeń oferuje chociażby seria Call of Duty. Tryb fabularny od dawna jest krótki, zajmuje około 6 godzin. Są to jednak godziny bardzo intensywne, niepozwalające graczowi się nudzić, wywołujące uczucie tęsknoty za produkcją, gdy od niej odejdziemy. W tego typu grach kampania dla pojedynczego gracza to nie wszystko. Dochodzą tryby multi, jakieś wyzwania, nowa gra+ i tak dalej, i tak dalej. Twórcy sprytnie manipulując naszym pojęciem czasu, dając nam dokładnie to, czego oczekujemy. Przestało mnie to po prostu denerwować. Samodzielnie raczej na to nie wpłynę, to raz. A dwa, faktycznie tak jest po prostu wygodniej.
Nie mam czasu nie mieć czasu
To wszystko dotarło do mnie w czasie ogrywania Persony 5. Gry jeszcze nie skończyłam, za mną około 70 godzin, a przejście produkcji zajmuje średnio 90. Kwarantanna trochę mi w całości pomaga, ale nie spodziewam się ujrzeć napisów końcowych chociażby w tym tygodniu, co byłoby jak najbardziej możliwe jeszcze za czasów uczniowskich. Kiedy już zakończę tę (skądinąd świetną) grę na pewno zabiorę się za coś krótszego. Dla oddechu i świętego spokoju. Nie będę widzieć w tym już niczego złego, grzecznie przystosowując się do rynkowej tendencji. A może jednak nadal powinnam protestować?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu