Wielkie korporacje wykorzystujące pracę dzieci albo płacące grosze dorosłym za ciężką i niebezpieczną pracę. Doniesienia tego typu nie są czymś nadzwy...
Korporacje technologiczne wykorzystują pracę dzieci. A ja patrzę na to przez palce
Wielkie korporacje wykorzystujące pracę dzieci albo płacące grosze dorosłym za ciężką i niebezpieczną pracę. Doniesienia tego typu nie są czymś nadzwyczajnym i dotyczą podmiotów z różnych sektorów gospodarki. Firmy odzieżowe szyją w krajach trzeciego świata w warunkach, które można uznać za koszmarne, giganci ze spożywki prowadzą nierzadko gospodarkę rabunkową w tych samych państwach, a kolosy z branży technologicznej nie ustępują im miejsca. Którzy konkretnie? Chyba trudno wskazać firmę, która nie miałaby czegoś na sumieniu...
Od paru dni w mediach omawiany jest raport Amnesty International. Dotyczy wydobycia kobaltu i konstrukcji łańcucha dostaw tego pierwiastka. Pierwiastka niezwykle istotnego w branży technologicznej - jest on wykorzystywany m.in. w produkcji akumulatorów, a te pojawiają się w coraz większej liczbie produktów. Wyobrażacie sobie dzisiejszy świat bez akumulatorów w Waszych smartfonach czy laptopach? A przecież pojawiają się one także w smartwatchach, samochodach czy odzieży. Jeżeli coś ma być smart, connected, to zazwyczaj powinno posiadać źródło zasilania. A kobalt jest w tym przypadku istotnym materiałem.
Problem z tym pierwiastkiem jest taki, że występuje on przede wszystkim w Afryce, a jego głównymi dostawcami są kraje, które pod wieloma względami odstają od standardów właściwych dla państw zachodnich. Dotyczy to np. warunków pracy, praw pracowników i uczciwości w prowadzeniu biznesu. Organizacje pozarządowe od lat zwracają uwagę na ten problem, ale to cały czas przypomina walkę z wiatrakami. Albo hydrą - jeżeli zlikwiduje się jeden element tego złożonego problemu, w jego miejsce pojawią się inne, równie ułomne.
Amnesty International przyjrzało się wydobyciu kobaltu w Demokratycznej Republice Konga. Raport dotyczący ich śledztwa może szokować. Za głodowe stawki pracują nie tylko dorośli, ale też dzieci. Dziesiątki tysięcy dzieci. BHP nie istnieje, w prymitywnych kopalniach wypadki są codziennością, nie brakuje przemocy, kilkuletnie dzieci za długi dzień ciężkiej pracy dostają dolara lub dwa. W żadnym stopniu nie przypomina to górnictwa, szerzej przemysłu, który znamy chociażby z własnego podwórka. Chyba, że mowa o biedaszybach. Ale nawet w tym przypadku sytuacja nie jest aż tak przerażająca.
Kobalt jest wydobywany, następnie do gry wkraczają pośrednicy. Wśród nich wielką rolę odgrywają Chińczycy, którzy mocno eksploatują Afrykę. Pierwiastki (nie tylko kobalt) trafiają do Państwa Środka. Część zostaje tam, część po przetworzeniu rusza w dalszą drogę i ląduje np. w Japonii i w Korei Południowej. Kobalt wykorzystywany jest do produkcji akumulatorów, które później trafiają do urządzeń znanych firm. Kogo wymienia się w tym łańcuchu? Oprócz dobrze znanych firm chińskich, na liście znajdziemy gigantów z Ameryki, Japonii czy Korei Południowej. Apple, Microsoft, Samsung, Sony, Volkswagen, Huawei, Dell czy ZTE to marki, których nikomu nie trzeba chyba przedstawiać, a które pojawiają się w raporcie Amnesty International.
Co na to firmy? Jeżeli już odpowiadają, to w sposób, którego można się po nich spodziewać: staramy się/robimy wszystko, co w naszej mocy, walczymy z tym, nie tolerujemy, zero tolerancji, sprawdzamy, kontrolujemy. Takie słowa i stwierdzenia padają w odpowiedziach, firmy tłumaczą, że wykorzystywaniu pracy dzieci mówią "nie". Jednak nie oznacza to, że w ich łańcuchach dostaw nie istnieje ten problem. Czasem stwierdzają, że... nie są w stanie tego kontrolować. Zasłaniają się niewiedzą, skomplikowanym systemem dostaw, przerzucają winę na pośredników. Sensowne tłumaczenia?
Gdyby firmom naprawdę zależało na załatwieniu tej sprawy, szybko rozwiązałyby problem. Wystarczą pracownicy wysłani na stałe do kontroli łańcuchów dostaw. Nie z zapowiedzianą wizytą do jakiejś pokazowej wioski, ale działający w kopalniach, które mają dostarczać kobalt (lub inny pierwiastek) danej korporacji. Są wątpliwości? Szukamy innego dostawcy. To jest możliwe. Ale czy firmy są zainteresowane takim rozwiązaniem? Czego oczy nie widzą... Przecież łatwiej walczyć o prawa człowieka we własnym kraju i przedstawiać raporty dotyczące dywersyfikacji płciowej/seksualnej/rasowej, przekonywać, że jest się obrońcą i ostoją podstawowych wartości. A że gdzieś tam jakieś dzieci wdychają pył kilkadziesiąt metrów pod ziemią?
Winne tylko firmy? Nie. Winne też państwa, media, inne firmy działające w tym systemie. Ja też jestem winny. Bo nigdy nie pytałem skąd pochodzi dany towar, jak został wyprodukowany. Interesowała mnie cena i parametry, a nie to, czy w trakcie jego tworzenia ktoś zginął albo stracił nogę w wyniku oberwania się skały. Najgorsze jest jednak to, że po napisaniu tych słów prawdopodobnie nadal nie będę o to pytał. Kupię produkty wspominanych firm i udam, że nie pamiętam. Ewentualnie będę to sobie tłumaczył tym, że wszystkie korporacje robią to samo, a od kogoś towary muszę kupować.
Co z tym zrobić? Nie wiem. Naprawdę nie wiem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu