Doniesień z CES ciąg dalszy. Tym razem bohaterem wpisu maszyna Ehang 184. To dron opracowany przez chińskiego producenta. Dlaczego warto o nim wspomni...
Co tam autonomiczne samochody - ten dron bierze na pokład człowieka i leci z nim w wyznaczone miejce
Doniesień z CES ciąg dalszy. Tym razem bohaterem wpisu maszyna Ehang 184. To dron opracowany przez chińskiego producenta. Dlaczego warto o nim wspomnieć? Ponieważ wyróżnia się rozmiarami i zastosowaniem. To nie jest mały pojazd służący jedynie do zabawy, kręcenia filmów czy przenoszenia niewielkich ładunków - został stworzony z myślą o transporcie ludzi. Jednoosobowy środek lokomocji, którym latać może każdy. Tak, każdy - maszyna nie wymaga od użytkownika umiejętności pilotażu. Po prostu wsiadasz i lecisz...
Firma Ehang produkuje już mniejsze drony, osoby zainteresowane tym tematem mogły o niej słyszeć. To nie jest ani bardzo duży ani mocno rozpoznawalny producent, co ma spore znaczenie - trudno stwierdzić, czego należy się spodziewać po przedsiębiorstwie, czy zapowiedzi, które poczynili podczas targów i prototyp pokazany w Las Vegas są prawdziwe. Przecież może w tym być znacznie więcej marketingu, chęci i planów niż realnych możliwości. Już teraz podkreślę, że w USA nie odbył się pokaz latającej maszyny. To można wytłumaczyć brakiem pozwoleń, sprzęt nie był badany przez odpowiedni urząd, ale taka sytuacja jest bardzo wygodna dla producenta.
Firma zapewnia, że w Chinach testy są intensywne, jednak nie pokazano filmu, na którym uwieczniono człowieka lecącego maszyną - to wzbudza podejrzliwość niektórych mediów. Bez tego trudno stwierdzić, czy firma rzeczywiście stworzyła coś ciekawego. Zapewnieniami, iż stworzono rewolucyjny produkt jest przecież usiany crowdfunding i od kilku lat widzimy, że często są to deklaracje bez pokrycia, chodzi głównie o wyciągnięcie kasy od ludzi. Nie twierdzę, że to kolejny przykład - po prostu wyrażam wątpliwości.
Przyjmijmy jednak, że firmie udało się zrealizować to, o czym mówi: z czym mamy do czynienia? Dron działa na tej samej zasadzie, co mniejsze jednostki tego typu - mamy tu korpus, od którego odchodzą cztery ramiona, widzimy osiem śmigieł. Pojazd jest ponoć w stanie unieść człowieka o wadze do 100 kg. Maksymalny zasięg to 10 mil, mówi się też o 23 minutach lotu. Ale to chyba w dobrych warunkach, na niskiej wysokości (maksymalna wysokość lotu wynosi ponoć 3 km). I tu mamy pierwszy problem. Chyba najważniejszy: daleko tą maszyną nie zalecimy.
Akumulator ładuje się ponoć cztery godziny, z technologią szybkiego ładowania robią się dwie godziny. Sporo czasu, by przelecieć kilkanaście kilometrów. O ile uda się osiągnąć taki wynik. Gdzie można zastosować sprzęt z takim ograniczeniem? Zastanawiałem się nad tym dłuższą chwilę i nie mam całego pakietu propozycji - jest problem, by wymienić dwie. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to... Dubaj. Pisałem niedawno, że szejkowie zamówili jetpacki dla strażaków, może znaleźliby też zastosowanie dla takich dronów? Wyobraźcie sobie luksusowy hotel, w którym gość byłby przenoszony na pole golfowe czy jacht z pomocą takiego drona. To jest dodatkowa atrakcja, kolejny przejaw luksusu.
Firma mogłaby również liczyć na to, że lokalni urzędnicy szybko zmienią tam prawo, dostosują odpowiednio przepisy, by taki sprzęt mógł latać. W Europie czy w USA może to być znacznie trudniejsze. Za Dubajem lub innymi klientami z regionu przemawia też cena: to 200-300 tysięcy dolarów za jeden pojazd. Sporo. Wiele majętnych osób może stwierdzić, że nadal bardziej opłaca się zainwestować w helikopter... Atutem 184 jest to, że nie wymaga on pilota czy nawet umiejętności podstawowego pilotażu - pasażer jedynie wyznacza cel z pomocą dedykowanej aplikacji, a reszta dzieje się sama. Autonomiczny lot na całego.
Znowu jednak pojawiają się wątpliwości - producent zdołał stworzyć technologię, odpowiednie oprogramowanie umożliwiające taki lot? To nie jest prosta sprawa, pewnie wiele bardziej doświadczonych i majętnych firm ma z tym problem. Przecież trzeba tu brać pod uwagę zmieniające się warunki atmosferyczne, ukształtowanie terenu i zabudowania, ruchome obiekty, ewentualne problemy techniczne - to nie jest samochód, który po prostu może się zatrzymać. Dlatego znowu pozostaje pokręcić głową z niedowierzaniem i sceptycyzmem. Nie przekreślam maszyny, a zwłaszcza samej idei, bo to ma sens. Ale do zrobienia jest naprawdę sporo i chciałbym zobaczyć, że Chińczycy już wykonali poważną część tej pracy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu