Patrząc na konferencje największych firm technologicznych, istnieje spora różnica pomiędzy tym, jak o swoich produktach opowiada Apple, a jak robią to jego najwięksi konkurenci. Postaram się pokrótce wyjaśnić, dlaczego to włąśnie sposób firmy z Cupertino jest dla mnie lepszy.
Pracując w Antywebie często jesteśmy gośćmi na konferencjach. W ostatnim roku (może powinienem powiedzieć, że latach, skoro za chwilę dobijemy do pierwszej rocznicy wprowadzenia "chwilowych obostrzeń") są to oczywiście konferencje wirtualne, co jednak daje wszystkim organizatorom równe pole do popisu. I muszę przyznać, że w tym momencie widać chyba najmocniejsze różnice w tym, jak poszczególne marki podchodzą do tematu i dlaczego tylko jedna z nich naprawdę robi to dobrze. I tak, w tym momencie mam na myśli Apple. Zanim jednak napiszecie, że oto kolejny bloger próbuje się podlizać firmie, zachęcam do zerknięcia na ten krótki materiał, podsumowujący, dlaczego coś takiego jak kult Apple w polskiej blogosferze tech zwyczajnie nie występuje. Szczerze? Życzyłbym sobie, żeby w tym temacie wszyscy mieli właśnie takie podejście, jak firma z Cupertino - moja praca byłaby wtedy znacznie przyjemniejsza.
No dobrze, więc dlaczego Apple w tym temacie wygrywa?
Inni mówią JAK coś zrobili, Apple mówi DLACZEGO to zrobiło
Będę tu porównywał do siebie 3 ostatnie premiery smartfonów z największych stajni: Samsunga (S21), Xiaomi (Mi11) i Apple (iPhone 12). Widać tutaj, jak bardzo te firmy różnią się podejściem do tego, na co chcą położyć nacisk. W największym skrócie, jeżeli Samsung i Xiaomi chcą zaznaczyć, że jakiś aspekt ich produktu ma być istotny dla użytkownika, zazwyczaj robią z tego kilkuminutową tyradę na temat tego, ile pracy musieli włożyć w to, by coś zrobić czy zaprojektować. Na ostatnich konferencjach widać to było aż za mocno, ponieważ niesamowicie dużo czasu było poświęcone kolorowi Samsunga S21 Ultra oraz kształcie i kolorom obudowy Mi 11. Przez cały ten czas prowadzący nie zająknęli się nawet słowem o powodach takich, a nie innych decyzji oraz tym, co taki a nie inny design daje użytkownikom, ba - sami użytkownicy wydali się być kompletnie wycięci z procesu projektowego. Wyglądało to tak, jakby samo pokazanie technologicznego zaawansowania produktu sprawi, że użytkownicy będą go pożądać.
Konferencje Apple natomiast pokazują nieco inne podejście. Opowieść o każdej nowej funkcji w iPhonie zaczyna się i kończy na tym, co użytkownicy mogą dzięki niej osiągnąć. Warto zauważyć, jak często na konferencjach z Cupertino powtarzają się frazy "satysfakcja", "łatwe w użyciu", "wygoda" czy "bezpieczeństwo". Takie powtarzanie, wraz już sztandarowym "amazing", ma za zadanie przekonać oglądających, że każda rzecz wprowadzana do iPhone'a nie jest bezmyślnie kopiowana z innych urządzeń, tylko stanowi przemyślany krok w kierunku celów, których firma trzyma się od zawsze. Nikt nie opisuje, jak działa nowy pulsoksymetr w Apple Watchu, ważne jest, ż ratuje on życie. Nikt nie wchodzi w szczegóły konstrukcji nowej obudowy - ważniejsze jest, że jest jeszcze lżejsza i smuklejsza. Nikt nie zastanawia się nad technologią LiDAR - ważniejsze jest, co dzięki niej można osiągnąć. To właśnie to skupienie się na tym, co użytkownik może osiągnąć dzięki iPhone'owi, zamiast na tym, jak dana rzecz działa pozwala Apple budować wizerunek producenta urządzeń które "po prostu działają", pomimo tego, że ich Androidowe odpowiedniki wcale są daleko w tyle.
Na konferencjach Apple wszystko ma swoje "story"
O tym już jakiś czas temu mówiłem, ale tutaj można to osadzić w nieco szerszym kontekście. Kiedy oglądamy konferencję Apple, nie sposób nie zauważyć, że każdy aspekt smartfona nie jest "po prostu" przedstawiany, ale budowana jest wokół niego kompletna narracja w taki sposób, by pokazać, co stoi za nawet najbardziej kontrowersyjnymi decyzjami. Oczywiście, łatwiej jest opowiadać o tym, że procesory z serii A od lat sprawiają, że iPhony to najszybsze urządzenia na rynku, niż o tym, że nie będzie się dołączało ładowarki do zestawu, ale tu właśnie widać największą siłę Apple. Firma nie boi się opowiedzieć o swoich decyzjach i robi to w takich sposób, by użytkownik czuł, że jest to po prostu część naturalnego procesu rozwoju technologii. Usunięcie gniazda jack było "drogą ku bezprzewodowej przyszłości" i "rozwiązaniem problemów z bezprzewodowymi technologiami, których nikt inny nie potrafił rozwiązać". Usunięcie ładowarki to oczywiście "dbanie o środowisko", a MagSafe ma być "odpowiedzią na problemy użytkowników z ładowaniem bezprzewodowym".
W przypadku żadnych innych konferencji nie udało mi się do tej pory wychwycić takiego podejścia do opisu produktu, sprzedania kompletnej, atrakcyjnej narracji na jego temat. Warto też tutaj zauważyć, że konferencje Apple są niesamowicie płynne. W przypadku chociażby Samsunga mamy zafundowane skakanie po wszystkich funkcjach, z częstymi powrotami do poprzednich wątków i przemieszania tematów (tak jak temat ładowarek został wciśnięty zupełnie bez sensu pomiędzy nowe funkcje OneNote a SmartThing). U Xiaomi (czy wcześniej - Huawei) z racji wzorowania się na Apple jest już z tym nieco lepiej, jednak nie perfekcyjnie. Zauważcie bowiem, że o ile Apple na swoich konferencjach skupia się na 1, 2, maks 3 produktach, Xiaomi lubuje się w tym, by na swoich konferencjach reklamować... wszystko. Smartfon zazwyczaj zajmuje co prawda 90 proc. czasu, ale niezbywalnym elementem pod koniec prezentacji jest dorzucenie do niej na szybko pozostałych elementów porfolio. Tutaj niestety mamy pełen przekrój - od telewizorów, przez odkurzacze i nawilżacze powietrza po hulajnogi.
Inne marki dla Apple nie istnieją
Tutaj z kolei pięknie wykłada się chociażby Xiaomi, ale i Samsung ma swoje za uszami. Jeżeli popatrzymy na ich konferencje, widzimy wyraźnie, że pozycjonują oni bieżący model iPhone'a jako głównego konkurenta dla swoich flagowców. Xiaomi posuwa się nawet do tego, że po omówieniu każdego aspektu telefonu - aparatów, baterii, oprogramowania etc. przedstawia piękną tabelkę, w której wyjaśnia, dlaczego jego urządzenie jest lepsze od iPhone'a. Takie porównywania, choć mogą się wydawać atrakcyjne, niestety osłabiają pozycję reklamującego, ujawniając, że ma on pewnego rodzaju "kompleks iPhone'a", jak to ktoś dosyć trafnie pod jedną z konferencji Xiaomi podkreślił.
Apple z drugiej strony swoje konferencje prowadzi w taki sposób, jakby żadna inna marka poza nimi nie istniała. Owszem, wspomina np. o Microsofcie czy Verizon, ale tylko wtedy, gdy ogłasza partnerstwo z daną firmą. Jeżeli więc iPhone jest do czegokolwiek przyrównywany, to tylko do... poprzedniego iPhone'a. Ponadto, Apple zawsze pokazuje, jak jego elementy działają tylko w połączeniu z innymi produktami firmy (a pamiętajmy, że część funkcji np. słuchawek nie działa z Androidem).
Czy to dobrze? I tak i nie
Oczywiście, jak wszystkie decyzje, pójście tą konkretną drogą na konferencjach ma swoje wady i zalety. Zaletami w tym wypadku jest chociażby zdecydowanie lepszy odbiór i większa popularność samych konferencji. Tą od Apple do tej pory obejrzano w serwisie YouTube ponad 50 mln razy, podczas gdy Samsung zgromadził ich o 20 mln mniej, a Xiaomi "zaledwie" 500 tys. Oczywiście mam świadomość, że obie te konferencje odbyły się później niż ta Apple, ale odnoszę również wrażenie, że najwięcej widzów zdobywają one w dniu prezentacji i jakiś czas po nim, a nie miesiące czy lata wprzód. Oczywiście - są też negatywy. Dla kogoś, kto ogląda je, by poznać specyfikację nowych urządzeń, prezentacja produktowa Apple jest praktycznie bezużyteczna, ponieważ firma nie mówi na niej takich elementów jak szczegóły procesora, ilość pamięci RAM czy pojemność baterii. Tak jak wspomniałem, zamiast tego firma opowiada, co też użytkownik może z tymi rzeczami zrobić.
W związku z tym osoby, które nie są wielkimi entuzjastami technologii, nie mają często świadomości, że w niektórych aspektach Apple jest "do tyłu" za resztą świata - wyższa częstotliwość odświeżania, pojemność baterii, szybkie ładowanie czy pojemność pamięci RAM - jeżeli ktoś ogląda wyłącznie konferencje Apple może nie wiedzieć nie tylko, jak w tym aspekcie prezentuje się iPhone, ale też - o ile lat jest za swoimi konkurentami. Ale, z drugiej strony, jeżeli co roku iPhone jest najlepiej sprzedającym się smartfonem na świecie, to czy takie informacje są w ogóle istotne?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu