Komunizm zostanie osiągnięty jeszcze za naszego życia, umożliwią to rozwiązania wprowadzone w ostatnich latach – tak w skrócie można przestawić myśl, którą wyraził Liu Qiangdong. Możecie nie kojarzyć tego człowieka, ale zakładam, że słyszeliście o firmie, której przewodzi: to JD.com, jeden z chińskich potentatów, który wypłynął na fali przemian technologicznych. Co ciekawe, ta myśl pochodzi z wywiadu przeprowadzonego jeszcze w ubiegłym roku i trudno zrozumieć, dlaczego akurat teraz robi furorę w mediach. Jej autor nie jest jednak zachwycony tym faktem i podkreśla, że nie należy bazować na wycinkach wypowiedzi, że to słowa wyrwane z kontekstu. W sukurs przyszedł mu nawet dziennikarz, który przeprowadzał ów wywiad.
Sytuacja dość zabawna, ponieważ biznesmen pochodzący z Chin i robiący interesy w tym teoretycznie komunistycznym kraju, wycofuje się ze słów na temat nastania czasu powszechnego dobrobytu i równości. Z jednej strony może mieć problem z władzami, które przecież od dekad budują krainę miodem i mlekiem płynącą, z drugiej strony z obywatelami/klientami, których mogą irytować wywody o równości wygłaszane przez miliardera. W Państwie Środka lepiej nie wychylać się z opiniami politycznymi – to jedna z niepisanych zasad udanego biznesu. Tymczasem Liu Qiangdong w przywołanym wywiadzie stwierdził, że roboty mogą wykonywać pracę ludzi, a władze są w stanie dystrybuować sprawiedliwie dobra do wszystkich ludzi. Nie będzie bogatych i biednych, a firmy… czeka nacjonalizacja. Koledzy w menedżerskiego środowiska stwierdzą pewnie, że miliarder kręci sznur na swoją szyję i przy okazji zaprasza ich do dzielenia swojego „szczęścia”.
Nie dziwi, że Chińczyk teraz wycofuje się z tych słów. Jednocześnie jednak, zastanawia, czy ten człowiek może mieć rację? Stosunkowo szybko można się uporać ze stwierdzeniem, że w przyszłości nie będzie bogatych i biednych: to mit. Miliarder z Państwa Środka raczej nie pozbędzie się majątku w trakcie swojego życia, zapewne go pomnoży. I tak mogą czynić kolejne pokolenia. Chyba, że padnie na wyjątkowego nieudacznika lub pechowca. W teorii jednak wiele pokoleń tej rodziny będzie pławić się w luksusach, bo zgromadziła ona olbrzymie środki. Podobnie jest i będzie w przypadku innych bogaczy – oni nie znikną. A skoro będą bogacze, to jak nazwać osoby stojące po przeciwnej stronie? Cóż, w zestawieniu z miliarderami czy nawet milionerami są po prostu biedne. Marny komunizm.
Trzeba mieć przy tym na uwadze, że Liu Qiangdong nie jest jedyną osobą, która mówi o zmianach w dystrybucji dóbr spowodowanych rozwojem technologicznym. Przecież podobne opinie wygłaszają tuzy kapitalizmu: Elon Musk, Bill Gates, Sam Altman. Wszyscy oni popierają dochód gwarantowany, który przez część komentatorów uznawany jest za powrót do idei komunizmu. Wypada jednak podkreślić ważną rzecz: żaden z nich w tym kontekście nie używa słowa komunizm. Bo ono po prostu źle się kojarzy, zamiast do przyszłości, odsyła do przeszłości i zniechęca chociażby do wysłuchania argumentów przemawiających za przychodem podstawowym. Różnica polega też na tym, że dyskutowane przez nich rozwiązanie nie zakłada ani wspólnej pracy – człowiek ma być „wynagradzany” (skromnie) z automatu, ani wspólnej własności. Jednostka w tym modelu nie musi jednak godzić się na minimum niezbędne do życia, przyjmuje się, że niektórzy ludzie będą się wybijać pond przeciętność, nie nastanie równość. Bo zwyczajnie nie może – ten stan był mitem i nim pozostanie. Chiński miliarder pewnie doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Pisząc krótko: nie, komunizm nie nastanie, nawet za sprawą rozwoju technologicznego. I to jest dobra informacja…
Więcej z kategorii Felietony:
- Albicla. Serwis tak dobry jak wybory, które się nie odbyły
- Windows 10 zaczyna mnie męczyć. Coraz częściej myślę o Macbooku
- Uwielbiam i nienawidzę życia online - praca i hobby stały się po prostu dziwne
- "Signal? Taka pasta do zębów?" - najważniejszy problem alt-komunikatorów
- Odkrycia roku 2020 na YouTube. Te kanały mnie wciągnęły