W ramach przerywnika krótka historia z kolejki do prezentacji Toyoty. Nie czekałem na nią jakoś szczególnie, poszedłem, bo akurat pojawiło się okienko...
W ramach przerywnika krótka historia z kolejki do prezentacji Toyoty. Nie czekałem na nią jakoś szczególnie, poszedłem, bo akurat pojawiło się okienko w grafiku. I muszę napisać, że miałem niezły ubaw stojąc w tłumie. Uporządkowanym tłumie - zadbała o to pewna starsza pani z obsługi.
Zacznę od tego, że nie jest tak, jak sobie wyobrażałem sprawę: przychodzę kwadrans przed wydarzeniem, ludzie siedzą już w środku, wchodzę, zajmuję krzesło, czekam. Nie - o wejście trzeba zawalczyć. Im większa firma, tym większa kolejka. Obserwowałem przez chwilę tłum czekający na prezentację Samsunga: kolejka miała kilka rzędów, każdy po dobrych kilkadziesiąt metrów. Stoi 200 osób, po kwadransie przybywa 300. Albo 1000. Czy w takiej sytuacji może wydarzyć się coś ciekawego? Może.
Ustawiłem się w rzeczonej kolejce do pokazu Toyoty i czekam. Przede mną kilkadziesiąt osób, za mną robi się szybko kilkaset. Do rozpoczęcia jakieś 45 minut. Nagle pojawia się starsza pani z obsługi. Wskazuje linię na dywanie biegnącą wzdłuż ściany (jakieś 1,5 metra od niej) i mówi stanowczym tonem, że nie można jej przekroczyć, bo to oznacza wypadnięcie z kolejki. Brzmi trochę śmiesznie, sporo osób uśmiecha się do kobiety, większość przekracza linię (w kierunku ściany, czyli posłusznie przechodzi na właściwą stronę), jeśli stali kawałek od niej. Niemiec w średnim wieku i niezłym garniturze stoi niewzruszony. Staruszka podchodzi do niego i pyta, czy ma jakiś problem. Trzyma się przy tym za boki, stoi w lekkim rozkroku i podnosi dziarsko głowę do góry, bo do wysokich nie należy. Człowiek robi wielki oczy, kręci głową, mówi cicho, że nie i szybko przybliża się do ściany.
Chwilę później do stojącego obok mnie Anglika podchodzi kolega z jego redakcji. Jeden z nich odpowiada za kamerę, drugi robi zdjęcia i pisze - ekipa. Pierwszy pyta, czy nie mamy problemu z tym, że trzymał miejsce dla drugiego. Nikt nie ma. Prócz starszej pani. Zjawia się nagle, wskazuje na tego drugiego i mówi, że ma iść na koniec kolejki. Krótka dyskusja, argumenty w stylu „jesteśmy razem, jesteśmy ekipą“ i po chwili jeden z panów stoi na szarym końcu kolejki.
Drugi Anglik wychodzi z kolejki i zmierza w stronę toalety. Kobieta krzyczy za nim, że nie ma powrotu. To znaczy jest: na koniec kolejki. Tłum zaczyna rechotać, Anglik wraca do kolejki. Stojąca 20 metrów za nami kobieta rusza do śmietnika, żeby wyrzucić spory zestaw pudełek po jedzeniu, puszek i butelek. Też nie chciałbym z tym stać. Co słyszy? Tak, jeszcze jeden krok i traci miejsce w kolejce - porządek musi być. W ten sam sposób został skarcony jakiś Azjata, na jego twarzy pojawił się wyraz wstydu, potulnie wrócił pod ścianę i stał ze zwieszonym nosem. Kobieta niczym radar wyłapywała, kto wbija się w kolejkę lub chce ją opuścić i natychmiast reagowała. Kolejny Azjata, mój kolejkowy kompan, zaczął się głośno śmiać, wręcz rechotać i zarażał tym - pani z obsługi mierzyła wszystkich wzrokiem, a w nim widać było, że to ona tu rządzi.
Nagle w tym humo-terrorze następuje coś niespodziewanego: otwierają się przy nas drzwi do sali Toyoty i staje w nich Michio Kaku. Tak, Michio Kaku. Rozgląda się chwilę, przekracza linię i idzie do toalety. Kobieta nie jest pewna, skąd się wziął, więc nie wie, czy reagować. Odpuszcza, a znany popularyzator nauki idzie spokojnie do toalety. Gdy wracał, kobieta ruszyła za nim, ale nie zdążyła - zdołał wejść przez te same drzwi. Stanęła. Pewnie zrozumiała, że on jest uprzywilejowany, wróciła zatem do pilnowania kolejki, a ta... ruszyła. Na koniec spektaklu słyszymy starszą panią wykrzykującą Hallelujah!. Tak, w kolejce może się coś wydarzyć i może być wesoło. Chyba, że musisz iść do toalety...;)
PS Tekst pisany w kolejce na konferencję Sony. Ta była obsługiwana przez kelnerów - przynosili przekąski i wino, żeby ulżyć w cierpieniu kolejkowiczów...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu