Filmy

Klasyka kina - te filmy zdecydowanie warto zobaczyć

Krzysztof Kurdyła
Klasyka kina - te filmy zdecydowanie warto zobaczyć
Reklama

Klasyka kina... uzyskanie tego statusu jest efektem wypadkowej gustów milionów widzów i czegoś ponadczasowego w konstrukcji filmu. To stawia taki tytuł ponad często tematycznie podobną konkurencję i pozwala przetrwać próbę czasu. Z tym czasem jest zresztą zabawnie, łaska widzów, jak w przysłowiu, na pstrym koniu jeździ. Część filmów, które w pewnym momencie osiągnęły taki status, potrafiły go nagle utracić i pójść w zapomnienie, inne w momencie premiery ponosiły porażkę, by zbiegiem czasu zostać docenione.

Klasyka kina - czym kierowaliśmy się przy układaniu listy

Kiedy w redakcji dostałem do opracowania ten temat, pierwsze co przyszło mi na myśl, to pytanie, jakie sito zastosować. Filmów, które moglibyśmy określić mianem klasyków, są dziś tysiące, a polecić w artykule można co najwyżej kilkanaście. Najciekawszym kluczem, jaki wpadł mi do głowy, było ułożyć listę, w której z każdej dekady wybrałbym jeden, góra dwa filmy, które nie tylko mają taki status, ale w jakiś sposób wpłynęły na rozwój kinematografii. Choćby przez zastosowanie jakiegoś nowatorskiego sposobu narracji czy użycia innowacyjnych nowych środków technicznych. Mam więc nadzieję, że ten poradnik będzie też trochę podróżą po historii filmu.

Reklama

Kilka z wymienionych tu filmów budziło i budzi do dziś spore kontrowersje. Przełomów, szczególnie we wczesnym okresie dokonywali ludzie o dużej charyzmie, choć niekoniecznie akceptowalnych poglądach. Niektórzy z nich pełnili ważne role w trybikach propagandowych najgorszych reżimów politycznych XX w. Niemniej wydaje mi się, że dla każdego kinomaniaka taki zestaw będzie znacznie ciekawszy, niż zestawienie bazujące tylko na wynikach z box office czy sentymentach.

Pamiętajcie jednocześnie, że nie jest to lista najlepszych filmów z tych okresów. Owszem, takie tytuły się tam pojawiają, ale w większości przypadków są to filmy jedne z najlepszych, tylko wnoszące jakąś wartość dodaną. Gdzieś od lat 60-tych genialnych tytułów jest tak dużo, że miałbym duży problem, żeby wybierać spośród nich najlepsze pojedyncze sztuki, nawet gdyby ktoś mi przyłożył pistolet do głowy.

Klasyka kina XX wieku - nasze propozycje

Ponieważ zestawienie ma mieć charakter chronologiczny, trzeba od czegoś zacząć, pominę tutaj początkowy okres kina z krótkometrażówkami braci Lumiere czy Meliesa, a zacznę od czasu, gdy film przyjął już z grubsza formę, w której funkcjonuje do dziś.

Narodziny narodu i Nietolerancja

Nietypowo rozpocznę od specyficznego dyptyku Davida W. Gryffitha, który chyba jako pierwszy odcisnął ogromne, społeczne piętno przy pomocy taśmy filmowej. Przy okazji, reżyser ten jako pierwszy doświadczył rollercoastera związanego ze spektakularnym sukcesem, rodzącym jeszcze większą porażkę. Jako pierwszy wywołał też dyskusję o odpowiedzialności twórcy za przekaz filmu. Pod wieloma względami oba filmy to zapowiedź tego, jak będzie działało kino przez następne dziesięciolecia.

Obie, jak na ówczesne czasy ogromne produkcje, były przełomem, jeśli chodzi o sposób prowadzenia narracji i montażu. Ujęcia kręcono z kilku kamer, świadomie stosowano plany filmowe, obu dziełom nadano zmienny rytm z kilkoma punktami kulminacyjnymi pozwalającymi utrzymać dłużej uwagę widza. W „Nietolerancji” reżyser opowiadał wielowątkową, osadzoną w różnych czasach historię, stosując skomplikowany montaż równoległy.

„Narodziny narodu” odniosły wielki sukces finansowy i jednocześnie wywołały olbrzymi skandal, jako film gloryfikujący Ku Klux Klan i niewolnictwo. Jego mocny wydźwięk przyczynił się zresztą do odrodzenia tej, nieistniejącej wtedy, organizacji. Odpowiedzią reżysera, oburzonego takimi interpretacjami, była właśnie „Nietolerancja”, film jednoznacznie krytykujący tę ludzką przywarę. Film stał się pierwszą wielką klapą, a opinię arcydzieła zyskał dopiero po latach.

Pancernik Patiomkin

Lata 20-te przyniosły dalszy rozwój języka filmowego, w czym ważną rolę odegrał Siergiej Eisenstein, twórca nowoczesnego montażu, który przestał mieć tylko proste narracyjne zadania, ale zaczął być głównym narzędziem oddziaływania na psychikę widza. Szczytowym osiągnięciem tego reżysera jest propagandowy „Pancernik Patiomkin” z niezapomnianą sceną masakry na odeskich schodach, do której nawiązania pojawiają się w wielu późniejszych filmach.

Reklama

Dyktator

Film pojawił się co prawda w 1940 r. ale wydaje się, że jest idealnym tytułem zamykającym lata 30-te, pełne propagandowych filmów takich jak dzieła wspomnianego Eisensteina czy Leni Reifhenstal. Chaplin stworzył piękną, zabawną, a jednocześnie zmuszającą do myślenia odtrutkę na ten typ filmów, z fantastyczną sceną zamykającą, która pokazała jak wielka siła tkwi w wiarygodnej ekspresji przemawiającego do kamery aktora.

Obywatel Kane

Zaledwie rok później pojawiła się kolejna rewolucyjna produkcja, często uznawany za najlepszy film w historii, „Obywatel Kane” Orsona Wellsa. Jeśli Griffith i Eisenstein wprowadzili większość podstawowych środków przekazu filmowego, to Welles doprowadził je do perfekcji, dokładając jeszcze kilka nowatorskich patentów. Także pod względem narracji film wyprzedzał swoje czasy. Film, od którego często zaczyna się nauczanie w szkołach i na kursach filmowych. Lektura obowiązkowa.

Reklama

12 gniewnych ludzi

Z filmów, które powstały w latach 50-tych XX w. wyróżnię „12 gniewnych ludzi” Sydneya Lumeta. Dokonały film o niełatwej pracy ławników sądowych mających wydać wyrok w sprawie o zabójstwo i meandrach ludzkiej psychiki z tym związanych. Akcją dzieje się praktycznie cały czas w jednym pomieszczeniu. Film gra na naszych emocjach, ale jest też ciekawy pod względem realizacyjnym, z ujęciami mającymi coraz bardziej nas przytłaczać. Całość wieńczą wiarygodne i przekonujące role aktorskie.

Odyseja kosmiczna

Lata 60-te to już takie natężenie doskonałych produkcji, że po wstępnej selekcji musiałem rzucić kostką, żeby wybrać jeden z kilku wielkich tytułów. Padło na „Odyseję kosmiczną” Kubricka i w sumie, sam po dłuższych przemyśleniach chyba wybrałbym to samo. „Odyseja” na zawsze zmieniła charakter kina science-fiction, samemu nie będąc typowym przedstawicielem tego gatunku. Film będący filozoficzną podróżą przez historię człowieka, jego naturę i potrzeby, rozważający kwestię wiary, zwracający uwagę na rolę sztucznej inteligencji... To wszystko nakręcone w taki sposób, że oglądając go, sami czujemy się jakbyśmy byli współpasażerami na statku „Discovery”.

Czas Apokalipsy

Lata 70-te także nie ułatwiają wyboru, jednym tchem można by jednym tchem wymienić kilkadziesiąt filmów zasługujących na najwyższe uznanie. Zdecydowałem się polecić Wam „Czas apokalipsy”, czyli udaną próbę pokazania wojny przez pryzmat ludzkich demonów. Powolna i mroczna narracja, przetykana epickimi scenami, takimi jak atak helikopterów na wioskę w rytm muzyki Wagnera czy pokaz surfowania w trakcie desantu. Film w przekonujący sposób pokazuje różne postawy ludzkie w obliczu horroru wojny i pozostawia niezapomniane, choć przygnębiające wrażenie.

Obcy - decydujące starcie

Długo zastanawiałem się, czy z klasyki lat 80-tych wybrać film Camerona, czy „Łowcę Androidów” Scotta. Ponieważ jednak polecam już w tym zestawieniu filozoficzne science-fiction, to tu umieszczę najlepiej nakręcony film akcji w historii kina „kosmicznego”. Śledzenie próby uratowania się oddziału Marines oraz Ripley i Newt przed ksenomorfami, które opanowały kosmiczne osiedle wbija w fotel, chwyta za gardło i nie puszcza do samego końca seansu. Do tego jest jeden z niewielu przykładów, gdzie sequel arcydzieła przebił pierwowzór.

Miś

W tym miejscu odejdę trochę od zasady narzuconej na wstępie, ponieważ chcę wspomnieć o klasyce z naszego kraju. „Miś” Barei kinematografii nie zrewolucjonizował, ale to też w ogóle się nie zestarzał. Pomimo że PRL-u dawno już nie ma, duch jego absurdów jest w naszym kraju ciągle żywy a jego kolejne emanacje obserwujemy właściwie na każdym kroku. Mówiąc krótko, klasyczny polski śmiech przez łzy, w którym bez problemu odnajdziemy ilustrację także dzisiejszych problemów. Koniec dygresji.

Reklama

Matrix

Moim ulubionym filmem lat 90-tych jest „Ostatni Mohikanin”, rewolucję w sposobie pokazywaniu wojny wprowadził „Szeregowiec Ryan”, a Tarantino zszokował wszystkich, a szczególnie polskich krytyków, pomysłami i narracją w „Pulp Fiction”. Mimo wszystko największe piętno na tamtej dekadzie odcisnął chyba jednak „Matrix”, choćby dlatego, że trafił na moment ogromnego skoku technologicznego, wzmacniającego jego przekaz. Nowatorskie ujęcia i efekty specjalne, jak i tematyka łącząca antyutopię z filmem akcji, podlanym filozoficznym sosem powodowały, że z kin wychodziło się na czworaka.

Klasyka kina XXI wieku - nasze propozycje

Podziemny krąg

Manifest pokolenia X, obraz postępującej schizofrenii bohatera, krytyka bezmyślnego konsumpcjonizmu, absurdy anarchistycznej wizji świata - różne są interpretacje przekazu tego niesamowitego filmu, ale jedno jest pewne... Ten film odciska swoje piętno jak mało który, zmusza cię do obejrzenia go przynajmniej dwa razy i każe zastanowić nad tym, co robimy z własnym życiem. Jednocześnie jest kolejnym udanym eksperymentem, w którym twórcy sięgają po niestandardowe środki narracji filmowej i używają ich z doskonałym, wzmacniającym wymowę filmu, efektem.

Mroczny rycerz

Film Nolana stał się klasykiem jeszcze przed premierą. Genialna rola i przedwczesna śmierć Heatha Ledgera w połączeniu z doskonałym scenariuszem i perfekcyjną realizacją ustawiły następcom poprzeczkę tak wysoko, że wywalił się na niej nawet sam Nolan w zamykającym jego trylogię „Mroczny rycerze powstaje”. Joker, wyśmiewanego początkowo, Ledgera zmiótł z piedestału samego Jacka Nicholsona i stworzył najdoskonalszą postać typu, który w grach RPG określilibyśmy jako „chaotic evil”.

Dzień świra

Jeśli z polskich filmów miałbym wybrać jakiś wartościowy suplement do wymienionego wcześniej „Misia”, to będzie to dzieło Marka Koterskiego. Doskonała diagnoza problemu Polaków samych ze sobą, z biegiem lat chyba nawet coraz bardziej aktualna. Film, który powinien być wyświetlany każdemu Polakowi przed wręczeniem mu do ręki dowodu osobistego. Do tego jeden z niewielu polskich filmów, w którym świadomie i z dobrym skutkiem używa się niestandardowych środków narracyjnych, często ocierających się nawet o groteskę.

Klasyka kina stale ewoluuje czy właśnie umiera?

Kino się zmienia, wraz z nim w niepamięć odchodzą jeszcze niedawno doceniane filmy z lat 50-tych i wcześniej. Przypuszczam, że wielu z Was nie słyszało o filmach, które wymieniłem na początku artykułu, a które popchnęły rozwój kinematografii na nowe tory, że zasługują, aby o nich wspomnieć.

Jaki los czeka dziś produkowane filmy? Które z nich mogą stać się klasykami podobnymi do „Odysei kosmicznej”, „Obcego” czy „Szeregowca Ryana”? Mam wrażenie, że będzie to coraz trudniejsze. Przez to, że coraz większą rolę, wśród wartościowych produkcji odgrywają seriale, „klasyka” w nomen omen „klasycznym” znaczeniu, produkcji, do których co jakiś czas wracamy, będzie chyba zanikać. Choćby z tej przyczyny, że ciężko jest wrócić i obejrzeć jeszcze raz 8 sezonowy serial...

Jednocześnie na tej serialowej rewolucji, z co najmniej kilku powodów tracą też filmy. Produkcje wbijające w fotel pojawiają się dziś znacznie rzadziej. Filmów dobrych jest sporo, ale oglądamy dziś tyle rzeczy, że one już nie zapadają tak w pamięć, jak kiedyś. Z czasem może być jeszcze gorzej, serialowa rewolucja zmienia nasze podejście do ekranowych bohaterów, coraz bardziej przyzwyczajamy się do dokładnej obserwacji ich przemian, na które w filmach nie ma tyle czasu. Im więcej będziemy oglądać seriale, tym bardziej filmy mogą nam się zacząć wydawać zbyt prymitywne, skrótowe, z wątkami ciosanymi siekierą.

Dlatego mam wrażenie, że z nowych filmów do klasyki będą przechodzić tylko filmy nietypowe, takie jak „Parasite”, „Na noże” czy kameralne typu „Manchester by the Sea”. Przy czym zasięg tej „klasyczności” będzie marginalny i ograniczony do bardzo specyficznego typu widza. Większość osób będzie chłonąć coraz więcej nowych produkcji na Netflixach, Amazonach czy HBO, które nie będą pozostawiać zbyt mocnych szram sentymentalnych na naszej psychice.

Myślę, że nie obronią się pod tym względem nawet tak głośne i wywołujące emocje w momencie premiery produkcje, jak „Avengers: Koniec gry”. Za 5 lat, będziemy po seansie kolejnych 15 filmów i pewnie ze 3 kilkusezonowych seriali z tego uniwersum... Moim zdaniem ilość obecnie pochłanianych przez widza filmów i seriali spowoduje, że za jakiś czas nowej klasyki już nie będzie. Za to przyda się wsparcie mocnych algorytmów, które pomogą nam wybrać z tej masy coś, co będzie miało szansę chociaż na chwilę nam się spodobać.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama