Gry

Kirby: Planet Robobot - różowa kulka powraca w blasku chwały i... kostiumie robota!

Kamil Świtalski
Kirby: Planet Robobot - różowa kulka powraca w blasku chwały i... kostiumie robota!
Reklama

Nintendo, mimo że już dawno przestało być potęgą napędzającą rynek gier wideo, wciąż w swoich rękach ma cały zastęp marek, które spędzają graczom sen z powiek. Wśród nich wystarczy wymienić chociażby Mario, Pokemony, Fire Emblem czy Donkey Kong. Kirby, choć zadebiutował w 1992 roku na konsoli GameBoy, nigdy nie zdobył takiej popularności jak wspomniane serie — przynajmniej tu, w Europie. Mimo wszystko od ponad dwudziestu lat dzielnie towarzyszy nam na konsolach kolejnych generacji, wielokrotnie otrzymując gry będące jednym wielkim eksperymentem, vide: Kirby’s Dream Course, Kirby Mass Attack. A jak to z eksperymentami bywa, jedne udają się bardziej, inne mniej — a po niespecjalnie udanym Kirby and the Rainbow Curse na Wii U przyszedł czas na bardziej klasyczną odsłonę przygód tej urokliwej, walecznej różowej kulki. Jak na tle bogatej konkurencji wypada Kirby: Planet Robobot?

Nintendo, mimo że już dawno przestało być potęgą napędzającą rynek gier wideo, wciąż w swoich rękach ma cały zastęp marek, które spędzają graczom sen z powiek. Wśród nich wystarczy wymienić chociażby Mario, Pokemony, Fire Emblem czy Donkey Kong. Kirby, choć zadebiutował w 1992 roku na konsoli GameBoy, nigdy nie zdobył takiej popularności jak wspomniane serie — przynajmniej tu, w Europie. Mimo wszystko od ponad dwudziestu lat dzielnie towarzyszy nam na konsolach kolejnych generacji, wielokrotnie otrzymując gry będące jednym wielkim eksperymentem, vide: Kirby’s Dream Course, Kirby Mass Attack. A jak to z eksperymentami bywa, jedne udają się bardziej, inne mniej — a po niespecjalnie udanym Kirby and the Rainbow Curse na Wii U przyszedł czas na bardziej klasyczną odsłonę przygód tej urokliwej, walecznej różowej kulki. Jak na tle bogatej konkurencji wypada Kirby: Planet Robobot?

Reklama


Najpierw kilka słów na temat tego, czym będzie klasyczna odsłona Kirby’ego. Bo to nie mniej, nie więcej, a osadzona w dwóch wymiarach gra platformowa, w której to przemierzać będziemy rozmaite światy wciągając wszystko, co stanie nam na drodze. Bo jeżeli jest coś, co o Kirbym wiedzieć trzeba, to z pewnością jest to fakt, iż ten niepozorny glutek potrafi wciągnąć wszystko, co stanie mu na drodze. A żeby zabawa nabrała jeszcze więcej smaku, to sporą część z połkniętych przeciwników czy ich amunicji potrafi przekuć w unikalną dla nich zdolność, zamieniając się w jedną z kilkudziesięciu (!) wariacji walecznego bohatera. Te pozwolą nie tylko sprawniej rozprawić się z bossami, czy napotkanymi na drodze przeszkodami, ale także dotrzeć do wcześniej zablokowanych zakamarków.


A docierać tam warto — bowiem twórcy w różnych miejscach poukrywali dla nas w każdej z plansz zestaw kostek, a także naklejek. Naklejki, poza czysto kolekcjonerską sprawą, pozwalają nam ozdabiać nasze Roboboty — czyli tytułowe kostiumy, które regularnie będziemy przyodziewać. Kostki zaś są standardowym dla serii elementem zbieractwa, którego dostateczna ilość pozwala nam odblokować dodatkowe plansze w każdym ze światów, a także utorować przejście do bossa. Naturalnie dopiero po jego pokonaniu możemy ruszyć dalej. Zebranie wszystkich kostek może nie należy do zadań najtrudniejszych (choć, w mojej opinii, jest nieco bardziej wymagające niż w poprzedniej części serii, tj. Kirby Triple Deluxe), ale niektóre z nich potrafią zajść za skórę. W przypadku naklejek jednak sprawa się znacznie bardziej komplikuje, bo tych jest naprawdę od groma — i do tego odnoszę wrażenie, że napotkanie części z nich wymaga od nas więcej szczęścia, niż faktycznych umiejętności. Całe szczęście, że nawet powtarzanie plansz daje ogromnie dużo satysfakcji!


Największą rewolucją w przypadku Kirby: Planet Robobot są właśnie tytułowe Roboboty. Mechy, kostiumy — jak zwał, tak zwał. Te pozwolą nam na przemierzenia tamtejszych światów w nieco innej mechanice niż ta, która towarzyszy standardowym zmaganiom — na ten czas możecie zapomnieć chociażby o błogim wznoszeniu się w powietrze. Co ciekawe, będąc robotem również możemy kraść umiejętności napotkanym bohaterom — tradycyjnie również, w zależności od tego kim właśnie jesteśmy, możemy sobie pozwolić na dostęp do innych miejsc oraz zdobycie wspomnianych już naklejek czy kostek, które pozostaną poza naszym zasięgiem w przypadku innych konfiguracji.


Reklama

Zawsze z ogromną ciekawością obserwuję mechaniki które serwują nam twórcy Kirby’ego. W jednym momencie jesteśmy różową, potrafiącą fruwać, kulką, chwilę później ciężkim robotem, a nie trzeba sięgać wzrokiem dużo dalej, by zostać samolotem przy którym cała rozgrywka przypomina strzelaninę. Taką, w której nieustannie lecimy przed siebie i pozbywamy się wszystkich stających nam na drodze przeszkód. To niesamowite jak autorzy serii lubią bawić się konwencją, próbując, zmieniając i nie dając nam się nudzić choćby przez chwilę.

Pisząc o Kirby: Planet Robobot nie można przejść obojętnie obok wszystkiego co znalazło się obok głównego trybu. Poza fabularną platformówką, tradycyjnie już znalazły się mini-gierki. Kirby 3D Rumble to 13 plansz pełnych walk z nacierającymi z zewsząd przeciwnikami, po których jesteśmy poddawani ocenie — i nie dajcie się zwieść pozorom, żywe kolory i tona różu w tym wydaniu nie zwiastują niczego dziecinnie prostego, szczególnie jeżeli zależy nam na złocie. Team Kirby Clash to grupowe walki z napotkanymi wcześniej bossami — tym razem nieco sprytniejszymi i znacznie mocniejszymi niż w wydaniu, w którym obserwowaliśmy ich w trybie historii. A właśnie — po jego skończeniu odblokowujemy jeszcze Arenę (kolejny zestaw potyczek z bossami, tym razem na jednym życiu) oraz Meta Knightmare Returns — czyli speedrunową opcję w której kontrolujemy Meta Knighta. Jak widać nawet po skończeniu podstawowej części gry nie zabraknie tam czasu na nudę!

Reklama


Tradycyjnie też autorzy gry zdecydowali się na kilka rozwiązań czerpiących garściami z możliwości platformy, na którą stworzyli swój tytuł. Poza zestawem streetpassów, zadbali także o wsparcie dla Amiibo. Po zeskanowaniu figurki nasz Kirby przejmuje unikalne dla wykorzystywanego bohatera zdolności — to tak na wypadek, gdybyście nie mogli napotkać żadnego przeciwnika godnego połknięcia.

Pod względem oprawy niewiele się zmieniło z porównaniem do poprzedniej części. Jako, że najświeższą odsłonę Kirby’ego miałem okazję jednak ogrywać na New Nintendo 3DS, działanie efektu 3D jest znacznie lepsze i wygodniejsze, dlatego też przemieszczanie się między kolejnymi planami wypadało tutaj znacznie lepiej — tym samym o wiele bardziej przypadło mi do gustu. Poza tym nie spotkałem żadnych większych technicznych zgrzytów. Mechanika zabawy jest dobrana idealnie do możliwości sprzętu, z słodka oprawa idealnie komponuje się z charakterem połykającego wszystko co spotka na swojej drodze bohatera.


Kirby: Planet Robobot nie jest grą specjalnie długą — nawet uganiając się za wszystkimi kostkami, cała przygoda nie zajęła mi dłużej niż 6-7 godzin. Fabularna część to jednak znakomita rozgrzewka przed całą resztą. Nie należy do specjalnie trudnych, a najbardziej wymagającą jej częścią był pojedynek z ostatnim bossem, który potrafi dać się we znaki w każdej ze swoich faz. Tony mini-gier sprawiają, że do zabawy wraca się z ogromną przyjemnością — wspaniała mechanika w połączeniu z nutką wirtualnej rywalizacji to zawsze doskonałe połączenie. A po kilku tygodniach nawet powrót do znanych plansz potrafi być satysfakcjonujący, tym bardziej, że jest szansa na odkrycie tam jakiś nowych przejść i zamaskowanych przez autorów tajemnic. Niestety — podobnie dopieszczonych gier w platformowym klimacie dostajemy w ostatnich miesiącach coraz mniej, trzeba zatem czerpać garściami z najlepszych reprezentantów gatunku!

Reklama

Kirby po raz kolejny udowadnia, że pod wieloma względami nie ma sobie równych. Nieustępliwy, słodki, wiecznie głodny i nienasycony. Maskotka HAL może i nie należy do najbardziej promowanych serii w arsenale Nintendo, niewątpliwie jednak jest tą, która zasługuje na bardzo dużo naszej uwagi. Eksperymentuje, bawi się konwencją, a w swoich standardowych sztuczkach nie ma sobie równych. A przy tym jest ponadczasowy — gwarantuję, żę równie dobrze mogą bawić się przy nim ludzie w każdym wieku!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama