Felietony

To nie pandemia wykończy kina. Ona tylko przyspieszyła ten proces

Krzysztof Rojek
To nie pandemia wykończy kina. Ona tylko przyspieszyła ten proces
Reklama

Kino jako instytucja przeżywa obecnie bardzo trudny okres. Niestety dla kin, moim zdaniem z czasem będzie tylko gorzej.

Pandemia pokazała nam kilka istotnych rzeczy, jeżeli chodzi o sposób spędzania przez nas wolnego czasu. Jako społeczeństwo musieliśmy się bardzo szybko przestawić na pracę i rozrywkę zdalną, wykorzystując to, co mamy w domu. Ucierpiały na tym wszystkie instytucje kultury - kina, teatry, o takich miejscach jak festiwale muzyczne nie wspominając. Jednak teraz, kiedy restrykcje zostały (w większości) zdjęte (pomimo tego, żę krzywa się nijak nie wypłaszczyła) widzimy, że duża część z tych instytucji wraca do gry. Zespoły wróciły do koncertowania, teatry powoli się otwierają. Jednak jedna z tych instytucji ma się nieco gorzej niż inne - i tak, mówię tu o kinach. Tutaj bowiem pandemia wyrządziła moim zdaniem nieodwracalne szkody. Ludzie zobaczyli bowiem, że medium, jakim jest film, może być równie przyjemnie konsumowane w domowym zaciszu. Dlatego też, pomimo, że kina są teoretycznie otwarte, duże premiery albo są odwlekane, albo - prezentowane (jak Mulan) w sieci. A bez premier kina nie mają racji bytu. Zakładając jednak, że za jakiś czas wszystko wróci do "względnej" normy, kina i tak skazane są na porażkę. Oto dlaczego.

Reklama

Po pierwsze - kina same sobie są winne

Jedną z moich pierwszych prac, jeszcze na studiach, była praca w kinie. CinemaCity, żeby być dokładnym. Być może dlatego właśnie jestem mocno wyczulony na to, co robią sieci kin, żeby zmaksymalizować zyski, nie ponosząc przy tym żadnych kosztów inwestycyjnych i nie polepszając doświadczeń widza. Przykładów jest całkiem sporo. Wszyscy wiemy, że wycena jedzenia w kinowym "bufecie" to najczęściej jakiś kompletny absurd. Ceny te nie są nigdzie widoczne poza samym barem, więc można nimi dowolnie manipulować. Dodatkowo niewiele osób wie, że gramatura wszystkiego jest tam bardzo dokładnie określona i jeżeli tylko pracownikowi sypnie się za dużo, to no cóż... musi on za to zapłacić. Drugą rzeczą są siedzenia. Jeżeli ktoś ostatni raz był w kinie 10 lat temu, może się zdziwić. Najpierw powstały "rzędy premium" w optymalnej odległości od ekranu, za które trzeba było dopłacić więcej, a następnie - fotele VIP w samym środku tych rzędów. Za nie, oczywiście, też trzeba było zapłacić dodatkowo.


Dlatego też kina, przynajmniej w mojej głowie, przestały kojarzyć się z miejscami rodzinnej rozrywki, a zaczęły z maszynami do wyciągania pieniędzy z konsumenta na każdym możliwym kroku. Chodzenie do nich sprawiało mi coraz mniejszą przyjemność. Wszystko dlatego, że stosunek ceny do doświadczenia stawał się coraz mnej i mniej korzystny.

Po drugie - technologia poszła do przodu

Jeszcze 10 lat temu kina miały całkiem sporo sensu, ponieważ mało kto miał w domu dobrej klasy sprzęt multimedialny. Jednak jeżeli dziś wejdziemy do dowolnego elektromarketu, zobaczymy, że na ścianach wiszą OLEDowe telewizory o olbrzymiej przekątnej i rozdzielczości 4K (bądź nawet 8K).  Obok nich stoją soundbary zdolne wyprodukować naprawdę przyzwoitej jakości brzmienie. I oczywiście - dalej kina mają przewagę wielkości ekranu i jakości dźwięku, jednak chodzi mi tu o wspomniany wcześniej stosunek ceny do doświadczenia. Jeżeli ktoś ma w domu świetny telewizor i dobrej klasy sprzęt audio (a coraz więcej osób ma) i może za dosłownie kilka złotych pobrać z sieci film w wysokiej jakości, który dzięki szybkiemu internetowi będzie pobierał się dosłownie chwilę, jaki jest sen chodzenia do kina? Technologia pozwala cieszyć się filmami w domu taniej, szybciej i wygodniej niż kino kiedykolwiek byłoby w stanie.


Po trzecie - koronawirus

Strach przed zarażeniem był tym, co na samym początku odciągnęło ludzi od kin. Jednak branża musiała funkcjonować, dlatego wszystkie najważniejsze premiery przeniosły się do sieci i usług VOD. I to był właśnie moment przełomowy, ponieważ kina straciły swój największy atut szybciej, niż ktokolwiek by się spodziewał. Jeżeli bowiem ten eksperyment wypali (a moim zdaniem - jak najbardziej wypali z powodów podanych powyżej) to nikt nie będzie chciał już do kina chodzić. Premiery w sieci to moim zdaniem przyszłość. Tak dziś prezentowana jest muzyka, seriale i nie widzę powodów, by filmy prezentowane były jakkolwiek inaczej. To, moim zdaniem, stałoby się wcześniej czy później, natomiast koronawirus zwyczajnie sprawił, że ludzie szybciej połączyli kropki. Jeżeli bowiem można coś robić szybciej, taniej i wygodniej, to dlaczego nie?

Dlatego właśnie uważam, że teatry i koncerty po koronawirusie wrócą do dawnej świetności. Dostarczają bowiem odbiorcy coś, czego nie doświadczy w domu - występ na żywo. Kino natomiast polega głównie na atucie posiadania danego filmu na wyłączność. Atucie, który koronawirus właśnie mu zabrał.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama