Podczas wizyty w Izraelu, dowiedziałem się, jak dużo może zrobić miasto, jego magistrat, by nakręcać rozwój nowych technologii. Okazało się, że Tel Awiw wyrósł na startupowe zagłębie m.in. dlatego, że decydenci na szczeblu centralnym i lokalnym nie bali się podejmować odważnych decyzji, inwestować, wspierać i zachęcać. Dodam, że spotkanie z przedstawicielami miasta nie było przepełnione pustymi frazesami - usłyszałem ciąg konkretów. Mając to w pamięci, zastanawiam się, jak Katowice wykorzystają swoje przedstawicielstwo w Dolnie Krzemowej: wydmuszka czy realne działanie?
Katowice tworzą przedstawicielstwo w Dolnie Krzemowej - takie doniesienia pojawiły się w ostatnich dniach w mediach. Znowu zaskoczyło mnie miasto, w którym żyję. Niedawno pisałem o systemie inteligentnego monitoringu miejskiego, teraz dowiaduję się, że urzędnicy myślą o "romansie" z technologicznym pępkiem świata. Intrygujące.
Przedstawicielstwo ma być uruchomione w Palo Alto, a zatem w jednym z najsłynniejszych miast Doliny. Dojdzie do tego w październiku, a nadrzędnym zadaniem biura ma być kontaktowanie polskich i amerykańskich firm (przypomina to pomysł władz centralnych na ożywienie ekspansji naszych firm). Warto podkreślić, że nie chodzi tylko o katowicki biznes - szansy mogą tu szukać także inne firmy z regionu. Prezydent Katowic, Marcin Krupa, powołał też nowego doradcę: do spraw współpracy z Doliną Krzemową - profesor Pior Moncarz, którego powołano na to stanowisko, pracuje na Uniwersytecie Stanforda i działa w Polsko-Amerykańskiej Radzie Współpracy skupiającej się na kwestiach wymiany gospodarczej, wspópracy naukowej oraz rozwoju technologii.
O co właściwie chodzi? Jakie cele stawia przed sobą samorząd? Otóż chce on nawiązać konkretną współpracę z firmami z Kalifornii. Katowice i Śląsk mają się tam kojarzyć jako dobre miejsce do inwestycji: z solidnym zapleczem naukowym i pracowniczym, z urzędnikami gotowymi do współpracy, dobrym fundamentem inwestycyjnym
Współpraca ma polegać na wymianie informacji i wiedzy w zakresie nowych technologii, ale przede wszystkim na promocji śląskich produktów na rynku amerykańskim oraz pozyskiwaniu środków finansowych na rozwój innowacyjnych pomysłów w Polsce - tak, by móc je później sprzedawać za granicą.[źródło]
Prezydent Katowic podkreślił, że celem jest nie tyle eksport przedsiebiorców (a do tego zmierzają Amerykanie, którzy upraszczają przepisy wizowe, by ściągnąć startupy), ile rozwijanie w Polsce nowoczesnego biznesu przy wsparciu zza Oceanu. W tym ujęciu Polska ma eksportować gotowy, dobry produkt, a nie idee czy ludzi. Brzmi ciekawie, ale od idei do konkretów droga daleka. Ciekaw jestem, jak sprawę rozkręci profesor Moncarz, który tak wyobraża sobie rozwój:
- Nie chcemy przyjechać do Doliny Krzemowej - choć fajnie byłoby, ale może to jest nierealistyczne - z następną wersją +iPhone'a+, by sprzedawać go na cały świat. Natomiast chcielibyśmy przyjechać z jakimś rozwiązaniem, które będzie częścią tego "iPhone'a", ta część będzie produkowana i rozwijana w Polsce, i będzie wiadomo, że jest z Polski - wyjaśnił.[źródło]
Z jednej strony sceptycznie podchodzę do takich pomysłów, stwierdzam, że to niepotrzebne twory, które jedynie podkręcą koszty. Przynajmniej w polskim wydaniu - we wstępie wspominałem o przykładzie z Izraela, lecz Polska to nie Izrael. Ale jest też druga strona medalu. Ta, na której widzę IEM organizowany od kilku lat w stolicy Śląska, ta, która przejawia się w propozycji zniszczenia Spodka w popularnej serii filmów. Ta, w której dostrzegam chęć działania i zrozumienie dla współczesnego świata, zachodzących w nim zmian i środków, z których warto korzystać jeśli chce się być na szczycie. A przynajmniej relatywnie wysoko.
Katowice nie staną się polską Doliną Krzemową, gdy przeczytam taki slogan pewnie zacznę drwić i wzywać Niebiosa. Ale miasto i region mają szansę skorzystać na wspomnianym przedstawicielstwie. Pomysł dobry, teraz wypatruję działań i efektów.
PS Na specjalne życzenie Czytelnika nie wrzucam już zdjęcia polskiej flagi ;)
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu