Recenzja

Kapitalny, konkretny dodatek do świetnej gry. Recenzja Dying Light: The Following

Paweł Winiarski
Kapitalny, konkretny dodatek do świetnej gry. Recenzja Dying Light: The Following
Reklama

Dying Light było moim zdaniem jedną najlepszych gier ubiegłego roku. Brakowało mi w niej w zasadzie tylko jednej rzeczy - porywającej opowieści. Okazało się jednak, że Techland taką przygotował, ale pokazał graczom dopiero w dodatku The Following. Chociaż słowa „dodatek” czy „DLC” to w przypadku kolejnej przygody ze świata Dying Light określenia krzywdzące. Rozszerzenie mogłoby bez problemu funkcjonować jako samodzielna gra. Bardzo dobra gra, dodajmy.

A może by tak rzucić wszystko i wyjechać na wieś?

The Following pozwoliło mi wreszcie wyjść z Harranu. Akcja dodatku przenosi nas…na wieś, okazuje się bowiem, że to właśnie tam część ludzi nie potrzebuje Antyzyny, lekarstwa opóźniającego efekty ugryzienia przez zombie. Wieść gminna niesie, że część ludzi czerpie swoją odporność z kultu Matki, który na pierwszy rzut oka wydaje się być sektą. Kyle Crane postanawia zbadać to niesamowite zjawisko, ale żeby móc chociaż liznąć prawdy, będzie musiał stawić czoła masie niebezpieczeństw i zżyć się z miejscową ludnością. Oznacza to wykonywanie zarówno misji rozkręcających fabułę, jak i zadań podocznych, które pomogą w rozbudowie auta i ulepszaniu własnych umiejętności (dwa nowe drzewka, w tym jedno dla samochodu). Boję się, że zdradzę za dużo, psując Wam tym samym zabawę - wiedzcie więc tylko, że fabularnie jest o wiele lepiej niż w podstawce, a końcówka „ryje banię”. Może na początku przygody z dodatkiem tego nie dostrzeżecie, ale z każdą kolejną godziną opowieść zyskuje, by mniej więcej od połowy pokazać lepszy poziom niż w zwykłym Dying Light. Przygotujcie się na 8-9 godzin zabawy - jak na dodatek, to naprawdę sporo.

Reklama

Może Cię podwieźć?

Parkour nie jest już najważniejszy, teraz liczą się umiejętności kierowcy. Niedługo po rozpoczęciu gry w Wasze ręce oddany zostanie pojazd buggie. Na początku powolny, łatwy do zniszczenia, ale niezbędny. Nie ma tu bowiem punktów szybkiej podróży, a odległości które należy pokonać, są naprawdę duże. Zaprzyjaźnijcie się z autem, dbajcie o nie, ulepszajcie. W pewnym momencie to będzie forteca na kółkach - z miotaczami płomieni, podłączoną do prądu klatką i specjalnym miejscem na miny, dzięki którym pozbędziecie się goniących Was zombiaków. Pod żadnym pozorem nie zapuszczajcie się na nocne łowy bez samochodu, nawet jeśli to jego podstawowa wersja - szanse na przeżycie są wtedy zerowe, choć zdarza się, że i w samochodzie ucieczka przed szybkimi przeciwnikami graniczy z cudem.

Model jazdy wyszedł przednio, widać że Techland ma doświadczenie w tworzeniu wyścigówek i potrafił je przenieść na grunt Dying Light. Nie bójcie się eksperymentować zarówno z wjeżdżaniem w tłumy nieumarłych jak również z wszelkiej maści hopkami, czy pagórkami. Efektowna jazda nabija punkty doświadczenia, choć jeździjcie na tyle rozsądnie, by nigdy nie zabrakło benzyny. Tę, podobnie jak części potrzebne do naprawy i ulepszania samochodu, znajdziecie w stojących w okolicy wrakach aut. Warto też zapamiętać, gdzie znajdują się stacje benzynowe, to również świetne źródło paliwa. Mam wrażenie, że dzięki wykorzystaniu pojazdu, gra nabrała większej dynamiki - więcej tu akcji, a mniej skradania. Ale przyznaję, że trochę tęskniłem za skakaniem po dachach, szkoda, że jest go tu tak mało.

Do The Following możecie zaimportować postać z podstawki, do czego oczywiście zachęcam - będzie łatwiej. Naszą recenzję Dying Light znajdziecie natomiast tu.

Kilka razy zdarzyło mi się wysiąść z auta i bez względu na zbliżające się zombiaki, podziwiać jak zachodzące słońce podświetla pola. Wiem, że brzmi to dziwnie, sam nie jestem jakimś wielkim fanem wiejskich klimatów, ale niektóre widoki robią wrażenie. Oczywiście wersja PC-towa prezentuje się lepiej, ale tej konsolowej niczego nie brakuje. Wciąż nie jest to najlepsza technicznie gra, nie ma najpiękniejszych tekstur, ale niektóre niedociągnięcia nadrabia pomysłami i wspomnianymi widokami. A potem przychodziła noc, wsiadałem do samochodu i zwiewałem do najbliższej bezpiecznej strefy, bo podobnie jak w zwykłym Dying Light, kręcenie się po zmroku to proszenie się o niezłe kłopoty.

Werdykt

Dodatek przez duże „D”. Z jednej strony imponujący rozmiar gry, z drugiej nowości względem zwykłego Dying Light. Do tego bardzo fajny „setting”, świetna fabuła i jeszcze cięższy klimat. W erze płatnych zbroi dla konia, dodatków z dwiema mapami na krzyż czy paczkami strojów dla postaci to naprawdę niezłe zaskoczenie. Jeśli graliście w podstawkę, chwytajcie The Following bez namysłu. Jeśli nie, bierzcie się za Dying Light: The Following - Enhanced Edition, nadróbcie podstawową historię, a potem od razu wskakujcie do dodatku. Tak powinny wyglądać DLC, brawo Techland.

Kup Dying Light The Followed Enchanced Edition na PS4, PC, Xbox One. Kliknij!

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama