Google

Już nic nie zatrzyma globalnego sukcesu Chrome. Chyba, że zabiorą nam weekendy

Grzegorz Ułan
Już nic nie zatrzyma globalnego sukcesu Chrome. Chyba, że zabiorą nam weekendy
21

Kiedy w 2008 roku Google udostępniało swoją wizję przeglądarki w postaci Google Chrome, nikt nie dawał mu szans na znaczący udział w rynku, ewentualnie w znikomym procencie na wzór Linuksa wśród systemów komputerowych. Był to czas, kiedy przodowały dwie przeglądarki IE oraz Firefox, jednak bez jakie...

Kiedy w 2008 roku Google udostępniało swoją wizję przeglądarki w postaci Google Chrome, nikt nie dawał mu szans na znaczący udział w rynku, ewentualnie w znikomym procencie na wzór Linuksa wśród systemów komputerowych. Był to czas, kiedy przodowały dwie przeglądarki IE oraz Firefox, jednak bez jakiegokolwiek trendu, który mógłby świadczyć chociażby o zagrożeniu zabrania miana najpopularniejszej temu pierwszemu.

IE w porywach 71%, Firefox maksymalnie 29%, obydwie z jednostajnymi wahaniami. Oczywiście mówimy o globalnych statystykach, które najbardziej oddają panujący trend i pozwalają określić przyszłościowe zmiany na tym rynku. Lokalnie różnie to bywało, w Polsce na przykład Firefox był popularniejszy.

Ciężko nawet ocenić i analizować taki wykres. Po prostu Firefox zdobył popularność wśród określonych użytkowników Internetu i wśród takiej grupy pozostał. Aż do chwili, gdy pojawił się Chrome. W dniu, kiedy po raz pierwszy Chrome wyprzedził IE, sugerowałem, iż jest to wynikiem tego, że z Chrome korzystamy w domu, w dni robocze wracamy do firmowych komputerów z narzuconym IE. Tylko spójrzmy na ten wykres, trend ten zaczyna schodzić, w dość krótkim okresie, do punktu zwrotnego, jakim może być odwrócenie tych statystyk na korzyść Chrome.

Jeżeli się utrzyma, jeszcze przed kolejnym weekendem Chrome będzie można ogłosić globalnym zwycięzcą w tej krótkiej batalii. To, co nie udało się Firefoxowi w tym samym czasie, Chrome systematycznie i rzeczywiście w weekendowych odstępach, niepostrzeżenie właśnie osiągnął.

Ten weekendowy trend widać od dłuższego czasu. Spójrzmy na roczny rozkład udziałów.

Jeśli na całym świecie byłyby tak popularne długie weekendy jak w Polsce, pomyślałbym, że ludzie jeszcze nie wrócili z majówki i stąd już teraz mamy ten punkt zwrotny. Jednak tak przecież nie jest i na drugim wykresie widzimy już bliski koniec hegemonii IE. Nie na koniec roku, jak przypuszczałem w poprzednim wpisie, ale już na dniach.

Co tak naprawdę pokazują te statystyki i ten weekendowy rozkład? Czy użytkownicy rzeczywiście idą do pracy i samodzielnie instalują swoją ulubioną przeglądarkę? Ten ostatni roczny wykres niezaprzeczalnie, według mnie, na to wskazuje. I proces ten jest dość intensywny w ostatnich dwóch miesiącach.

Czy macie może jakąś inną teorię na ten temat?

Tylko proszę, obejdźmy się dziś bez wojen przeglądarkowych w komentarzach. Każda z nich ma swoje zalety i wady, to już wszyscy wiemy. Jednak o wiele ciekawsza wydaje mi się dyskusja nad źródłem takiego stanu rzeczy, jaki widzimy na tych wykresach. I to zarówno w temacie linii "prostej" popularności Firefoxa jak i zbliżaniem się do siebie IE i Chrome.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

FirefoxChromeInternet Explorer