Ktoś może przeczytać wyżej podany tytuł i stwierdzić: "nihil novi". Wszak były już na rynku urządzenia, które nosiły na sobie 7 cali żywego ekranu i n...
Jeżeli producent mówi o 7-calowym smartfonie, to znaczy że "z główką coś nie halo"
Ktoś może przeczytać wyżej podany tytuł i stwierdzić: "nihil novi". Wszak były już na rynku urządzenia, które nosiły na sobie 7 cali żywego ekranu i nazywano je smartfonami. Na upartego mój Tab Pro również może być smartfonem, a ma już nieco ponad 8 cali. Ale na szczęście, Samsung nigdy go tak nie nazwał. Do wypowiedzenia się w tej sprawie skłonił mnie "smartfon" Blu Studio 7.0, który według samego producenta urządzenia jest smartfonem. Jak to w końcu jest?
Kto ma rację?
Z jednej strony można by było przyjąć, że producent może sobie nazwać urządzenie jak chce. Ok, 7-calowy smartfon, wszystko idzie do przodu. Według tejże logiki widły nazywamy widelcem, laski dynamitu petardami, a toasty zacznijmy wznosić nie kieliszkami, a chochelkami. Jak się bawić, to się bawić, prawda?
Ok, już przestaję się wygłupiać. Sami widzicie, o co mi chodzi. Producenci nieco zapędzili się w "rozwoju" urządzeń mobilnych. Dzisiaj trudno jest czymkolwiek się wyróżnić - praktycznie wszystkie drogi rozwoju zostały obadane wzdłuż i wszerz. Mamy świetne aparaty, mamy niewiarygodne rozdzielczości. Mamy i ogromne ekrany. Do niedawna jeszcze 6 cali wydawało się być wartością przesadną, dla niektórych flagowców i to jest mało.
Z drugiej strony jednak powinniśmy się trzymać już ustalonych ram. Tablety naturalnie zaczynały się od 7 cali w górę - wszystko niżej było smartfonami (ze szczególnym podziałem na phablety). Owego podziału dokonano naturalnie, bez jakichkolwiek debat i uzgodnień. Media technologiczne i producenci ustalili sobie "od tak" co będzie phabletem, a co nie. Najczęściej podaje się, że granicą jest przekątna ekranu - od 5,5 cala do 6,9 włącznie. Ja przyjmuję natomiast, że phablet powinien się zaczynać już od "piątki".
Trudno jest mówić o 7-calowym smartfonie, kiedy na rynku mamy tablety o takiej przekątnej ekranu, prawda? Posunięcie BLU jest niczym innym, jak próba uzyskania rozgłosu. I jak widzicie, udaje się. Niektóre media wzmiankują o "przerażająco wielkim telefonie", a ja bawię się w jednoosobową lożę oburzonych. Obok mnie leży 6-calowy phablet (lepszy nie jestem, prawda?) i uwierzcie mi - przez pewien czas nawet ten telefon wydawał mi się wręcz irracjonalnie wielki.
Ślepa uliczka
Ewolucja ewolucją - ale patrząc na to, co popełnił producent BLU - nie ma niczego, czym można było się poszczycić. Owszem, cena na poziomie 550 złotych jest bardzo przystępna. Ale specyfikacja - nie pokazuje niczego nowego. Dwurdzeniowy procesor z zegarem 1,3 GHz, gigabajt pamięci RAM, ekran o żałosnej rozdzielczości 1024 x 600 px i... bateria o pojemności 3000 mAh. O 400 miliamperogodzin więcej mam u siebie, w 6-calowym smartfonie.
Sztuka dla sztuki - niestety nawet niszowi producenci dają się wciągnąć w wyścig o złote gacie. Tym razem na skróty i bez polotu. Nie tędy droga.
Grafika: 1, 2
Źródło: Droid Life
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu