Felietony

Jak zostałem okradziony przez smartfon

Grzegorz Marczak
Jak zostałem okradziony przez smartfon
243

Autorem poniższego wpisu i jednocześnie ostrzeżenia dla wszystkich jest Paweł Wimmer W lipcu postanowiłem zmienić wreszcie antyczną Nokię Classic i dokładnie 12 lipca (termin istotny) kupiłem w Orange oparty na Androidzie, nowoczesny smartfon Motorola Defy. Wymagał dopłacenia 300 zł, wybrałem tar...

Autorem poniższego wpisu i jednocześnie ostrzeżenia dla wszystkich jest Paweł Wimmer

W lipcu postanowiłem zmienić wreszcie antyczną Nokię Classic i dokładnie 12 lipca (termin istotny) kupiłem w Orange oparty na Androidzie, nowoczesny smartfon Motorola Defy. Wymagał dopłacenia 300 zł, wybrałem taryfę 59 zł plus 15 zł za 500 MB pakietów internetowych. W domu mam WiFi.

Oczywiście po przyjściu do domu zaraz zabrałem się do konfigurowania urządzenia, pobierania dodatkowych aplikacji, testowania, pokazywania bliższej i dalszej rodzinie. I wszystko było miło i fajnie, dopóki nie przyszedł pierwszy rachunek – spodziewałem się oczywiście jakichś 80 złotych, ale otrzymany wymiar kary po prostu mnie przewrócił: ponad 600 złotych.

Spodziewając się jakiejś pomyłki, zacząłem natychmiast badać swoje konto w Orange i wykryłem, że wszystkie opłaty miały miejsce w okresie od 12 do 29 lipca, a potem nagle zmieniła się nazwa taryfy i opłaty skończyły się, jak ręką odjął. Największą część zabrało łączenie się telefonu co 15 minut z serwerem, co za każdym razem kosztowało 25 groszy, a zatem wynosiło 24 zł na dobę. Do tego doszło jeszcze łączenie się z Android Marketem, pokazywanie innym filmów itd. W sumie, jak
powiedziałem, przez 17 dni każde połączenie szło w zwykłą taryfę, a nie w pakiety internetowe.

W sierpniu zadzwoniłem zdenerwowany do biura obsługi klienta Orange, by poskarżyć się na tę sytuację. Dowiedziałem się, że informacja o dacie włączenia pakietów musiała być umieszczona w umowie. Być może, problem jednak w tym, że mało kto czyta wszystkie informacje w umowie,a na dodatek nikt nie raczył mnie poinformować o sytuacji. Co więcej, telefon był na dzień dobry skonfigurowany tak, że łączył się regularnie z serwerem, co kosztowało 24 złote dziennie. Jednym słowem, nieświadomie wziąłem sobie do domu żmiję, która mnie przez dwa i pół tygodnia kąsała, rujnując mi rachunek telefoniczny.

Firma, wiedząc przecież z góry, kiedy włączone zostaną pakiety, nie powinna mieć prawa sprzedawania pakietów internetowych kiedy indziej, niż ostatniego dnia przed terminem włączenia. Czuję się ograbiony z 600 złotych, bo ktoś nieświadomie (aż boję się pomyśleć, że celowo) nie poinformował mnie, że od chwili wzięcia nowego smartfonu do domu będę bezlitośnie rabowany przez telefon, dopóki mój operator (bardzo miły, gdy kupowałem – w końcu jestem klientem Orange i jego wcześniejszych postaci od 15 lat) nie raczy włączyć pakietów internetowych. Jednym ruchem, w ciągu dwóch tygodni, firma odbiła sobie połowę kosztu smartfonu, który i tak będę oczywiście spłacać przez 36 miesięcy umowy. Mam jednak wrażenie, że to ostatnie miesiące z tym operatorem i zastanowię się nad zmianą.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

daneorangeGSMsmartphone