10 mln euro to nie w kij dmuchał. Kto może oszczędza dzisiaj na znacznie mniejszych kwotach, toteż taka suma, którą udało się ocalić przed roztrwonien...
10 mln euro to nie w kij dmuchał. Kto może oszczędza dzisiaj na znacznie mniejszych kwotach, toteż taka suma, którą udało się ocalić przed roztrwonieniem może budzić respekt. Co ma do tego Linux? Łatwo się domyślić. A Monachium i Steve Ballmer? O tym warto już szerzej opowiedzieć.
Nie dziwię się firmom i organizacjom, które nie palą się specjalnie do aktualizowania systemu do Windows 8. To spory wydatek - nie tylko na poziomie zakupu produktu, ale przede wszystkim wdrażania. Szkolenia dla pracowników, dostosowywanie infrastruktury to duże wydatki, na które w czasach kryzysu finansowego niewielu może sobie pozwolić. Nie dziwi mnie też, że coraz więcej osób szuka oszczędności. Ale o takich, jakie udało się uzyskać władzom Monachium dawno nie słyszałem.
Rozwiązanie niby proste. Zastępujemy płatne programy ich darmowymi wersjami. Zamiast pakietu Office - OpenOffice. Zamiast Windows - Linux. Proste? Wcale nie. Władze Monachium do takiego kroku przymierzały się już od dawna. Już 10 lat temu wszystko wydawało się być gotowe do wdrożenia, ale pojawił się czarny charakter, który nie pozwolił w ich zrealizowaniu. Tym kimś był nie kto inny jak Steve Ballmer.
Na wieść, że stolica Bawarii ma porzucić Windows na rzecz otwartego oprogramowania CEO Microsoftu specjalnie przyleciał ze Stanów. Nie tylko przekonywał do systemu swojej firmy, ale również zaoferował korzystne upusty i pomoc we wdrożeniach. Niestety, mimo gorących zapewnień Ballmera, że Windows jest najlepszym rozwiązaniem, prędko pojawiły się problemy z zachowaniem jednolitości ekosystemu. W najgorszym momencie urzędnicy musieli pracować na komputerach z nawet 21 wersjami Windows.
Monachium borykało się z tym jeszcze przez 10 lat, by wreszcie ostatecznie porzucić system Microsoftu na rzecz własnej dystrybucji opartej po części na Debianie, a po części na Ubuntu (LiMux). Na początek wdrożono jednak OpenOffice, który zastąpił Microsoft Office. Potem zaczęto powoli wprowadzać Linuksa - rok temu dostępny był już on na 9 tys. komputerów. Urzędnicy dostali do dyspozycji m.in. Firefoksa, Thunderbirda i oczywiście OpenOffice.
Jak można przeczytać w opublikowanym raporcie (jeśli zna się niemiecki, ja korzystałem via H-Online), miasto na wdrożeniu Linuksa zaoszczędziło od 7 do 11 mln euro. Tyle kosztowałoby bowiem utrzymanie i konserwacja systemu Windows i pakietu Office (albo Windows + OpenOffice). Koszta wdrożenia Linuksa wyniosły zaś... 270 tys. euro.
Dodatkowy gwóźdź do trumny to informacje o zmniejszeniu liczby zgłoszeń o problemach. Kiedy w Monachium korzystano z Windows średnio było ich 70 miesięcznie. Teraz - 46. Moim zdaniem bardzo wyraźnie pokazuje to, że ujednolicenie ekosystemu w Monachium opłacało się. Wymagało to oczywiście dużych nakładów pracy - nie tylko uczenia urzędników obsługi nowego systemu, ale również choćby przepisania 18. tys. makr i szablonów do OpenOffice.
Oczywiście całość można podsumować tak, aby dopiec Microsoftowi. Nie o to chyba jednak chodzi. Moim zdaniem najważniejsze w całej informacji są 2 elementy. Zaoszczędzona suma i wprowadzenie jednolitego systemu. Gdyby to samo udało się osiągnąć za pomocą rozwiązań firmy z Redmond nie byłoby problemu. Okazuje się jednak, że darmowe i często określane jako amatorskie rozwiązania w praktyce wygrały z płatnymi i profesjonalnymi. Ciekawe, czy inni też wezmą wzór z Monachium?
Grafika: Fabian Gonzalez, muenchen.de
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu