Apple

Jak o Watchu myślałem wczoraj, a jak myślę dzisiaj, po konferencji?

Jakub Szczęsny

Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...

Kiedy piszę ten tekst, na temat Apple Watcha wiadomo jeszcze tylko to, co zostało pokazane podczas premiery iPhone 6 i 6 Plus. Czas między wspomnianą ...

Kiedy piszę ten tekst, na temat Apple Watcha wiadomo jeszcze tylko to, co zostało pokazane podczas premiery iPhone 6 i 6 Plus. Czas między wspomnianą konferencją, a dzień dzisiejszy wypełniały liczne przecieki, gdybania oraz prognozy na temat nowego urządzenia w portfolio Apple. Sprzętu niebędącego novum w świecie nowych technologii, ale na pewno bardzo ważnego - już przed tym, jak go zobaczyliśmy, okrzykniętego hitem. Należy sobie zadać bardzo ważne, właściwie moje ulubione pytanie, pasujące do wszystkiego.

Dlaczego?

Trudno zacząć tekst traktujący o iWatchu, czy jakimkolwiek urządzeniu Apple bez zastanowienia się nad tym, jakie wydarzenia mogły mieć wpływ na to, czym firma jest teraz. A jak jest obecnie - wiemy wszyscy. Lecąc ogólnikami - mamy do czynienia z kolosem, który nie poprzestaje na ustanawianiu rekordów. Ustawianie poprzeczki i obserwowanie konkurentów, jak bardzo męczą się z próbami jej przeskoczenia nie jest celem Apple. One ciągle są pobijane - tak, jakby nie istniały w ogóle, a niekończący się wzrost był czymś całkiem naturalnym - jakby to działo się od zawsze. Wbrew prawidłom ekonomii, stojąc w opozycji do niezadowolenia przeciwników marki - a tych jest niemało. Apple wzbudza emocje... o właśnie.

Mimo, że o technologiach zwykłem mówić jak o rzeczach absolutnie bezemocjonalnych, bo zdecydowanie bardziej interesują mnie ludzie, to właśnie smartfony, tablety, czy też marki są bardzo wdzięcznymi nośnikami emocji. Stąd też w mediach technologicznych, jak i we wszyskich innych mamy do czynienia ze znamionami... religii. Mimo moich apeli o niezabijanie się o Microsoft, Samsunga, Apple, Nokię, Google, Androida, czy cokolwiek innego, w dalszym ciągu Disqus często staje się areną do walk miłośników danej platformy, firmy, czy też technologii. Uważam to za absolutnie niezdrowe - głównie dlatego, że w życiu są raczej ważniejsze rzeczy do lokowania w nich naszych emocji. Dla mnie technologia to jedynie pasja. Nie element mojej religijności, z którą jest tak, że wiem o jej istnieniu, ale nic poza tym.

Czy Apple cokolwiek robi, by wzbudzić wielkie emocje? Widzieliście kiedyś jakikolwiek banner tej firmy na stronie o technologiach? Czy w reklamach Apple widzieliście kiedykolwiek rozległe opisy? Nie. Obraz, obraz i jeszcze raz obraz. To, co jest wewnątrz jest najmniej ważne. Gigaherce? Gigabajty? Megapiksele? Piksele? Mamy iSight, Retinę, TouchID i inne części całości, którymi są produkty Apple. Nazwy nic nie mówią i... mówić za dużo nie powinny. One przemawiają same za siebie.


Nie oznacza to, że w produktach Apple nie ma potencjału do przenoszenia emocji. Wystarczy przeczytać pierwszą lepszą sylwetkę Jobsa - jego dbałość o szczegóły, ruganie pracowników za kształty urządzeń - idące za daleko w jedną lub drugą stronę, pedantyczność i często szaleńcza pogoń za uzyskaniem czegoś w kategoriach perfekcji (symetria w iPhone 6 Plus kosztem powierzchni zajmowanej przez wyświetlacz). Jeżeli uważacie, że Jobs umarł i wraz z nim umarła też idea, którą podczas kierowania firmą konswketnie realizował - mylicie się. Tim Cook dobrze wie, że w szaleństwie Steve'a nie tylko była metoda, ale i iskra geniuszu. Mimo, że Jobsa na świecie już nie ma, ale jego duch w Apple pozostał, niezaprzeczalnie.

Apple można krytykować za wiele rzeczy - pozorne ignorowanie pompowania procesorów i ilości pamięci, za wysokie ceny. Ale nie można tym urządzeniom odmówić genialnego zgrania oprogramowania z urządzeniem - co dziwne nie jest. iOS jest obecny jedynie na urządzeniach, które sygnowane są logo giganta z Cupertino, co oczywiście wszyscy wiedzą. Jakie korzyści za tym idą, tłumaczyć nie muszę. iPhone, iPada, a już niedługo i Apple Watcha nie będziemy porównywać z resztą stawki pod kątem specyfikacji.

Złudzenie wyjątkowości

To trochę inaczej działa w USA, a nieco inaczej w Polsce, gdzie iPhone uchodzi za towar luksusowy. Rozmawiałem ostatnio ze swoją dziewczyną, która akurat w swojej szkole ma mnóstwo koleżanek zza naszej wschodniej granicy - Rzeszów jest blisko Ukrainy i to miasto jest jednym z częściej wybieranych przez przyjezdnych studentów. W realiach permanentnego zagrożenia ze strony Rosjan, powszechnego głodu i częstego braku podstawowych towarów, posiadanie telefonu z jabłuszkiem z tyłu automatycznie podnosi wartość jednostki. Choćby w dziurawych butach człowiek chodził, choćby śmierdział jak „długo dojrzewający kloszard”, telefon będzie z miejsca definiował jego pozycję.

W Polsce jest podobnie, szczególnie wydaje mi się wśród młodzieży. Jestem zaskoczony tym, ilu nastolatków (12-16 lat) dzisiaj biega właśnie z urządzeniami Apple. Nieco przeskanowałem ów temat i okazuje się, że jest niesamowite parcie na pokazywanie się z drogimi i modnymi rzeczami. Jabłuszko stało się elementem stylu życia, tak jak kiedyś obowiązkowe było w szkole posiadania markowych butów, czy ciuchów. Wszystko idzie krok dalej - teraz pożądana jest nawet naznaczona logo znanego producenta bielizna. Tak, teraz status społeczny nastolatka jest definiowany przez to, jaki telefon nosi w kieszeni - między innymi.


Gdyby ludzie mieli gdzieś manifestowanie swojego statusu społecznego przez rzeczy, którymi się otaczają, nikt nie zawracałby sobie głowy oferowaniem iPhoneów wykonanych ze szczerego złota i innych, funkcjonalnie nieznaczących nic gadżetów. Ludzie lubią otaczać się rzeczami ładnymi, podnoszącymi ich wartość w oczach sąsiada, znajomego, czy nawet człowieka, którego mija na ulicy.

Czy iPhone to urządzenie wyjątkowe? Czy potrafi coś więcej, niż podobny telefon z Androidem, BlackBerry OS, czy Windows Phone? Jedno Apple trzeba oddać - jako pierwsi pokazali oni telefon komórkowy taki, jaki miał potencjał wprowadzić smartfony pod strzechy. Prosty do bólu interfejs, intuicyjny, dotykowy ekran, atrakcyjny wygląd urządzenia. Od tego momentu zaczęła się moda na mądre urządzenia, które zmieniły to, jak postrzegamy nowe technologie. Dzięki smartfonom i tabletom Internet nie jest już przeglądany jedynie na desktopach, laptopach. Dostęp do tego medium mamy w naszych kieszeniach - wszędzie.

W dalszym ciągu Apple spija śmietankę dzięki byciu „pierwszym”, który pokazał, że smartfony nie są tylko dla biznesmenów - równie dobrze mogą się czuć w rękach reszty, która - jak mylnie wydawało się wcześniej, nie potrzebowała inteligentnego urządzenia.

Jednak niektórzy idą zbyt daleko w sympatii do swojego urządzenia - nie jest to wada związana jedynie z gronem osób korzystających z rozwiązań Apple. Takich ludzi idzie spotkać i wśród miłośników Androida oraz Windows Phone. Internet codziennie pokazuje mi, jak bardzo ludzie potrafią być zdeterminowani w „walce” przeciw innym opcjom - na rzecz „jednej słusznej”. iOS jest dla pozerów i niczego nowego nie wnosi, Android jest dla idiotów i laguje, a Windows Phone nie ma aplikacji i wyprodukowany został przez zły Microsoft. Piszą to ludzie, którym żadna firma stojąca za największymi platformami mobilnymi krzywdy nie zrobiła. A teksty, komentarze są pisane tak, jakby co najmniej CEO wspomnianych wyżej gigantów osobiście wypłacił delikwentowi cios „z bani”, albo podpalił dom.

Z powyższych powodów dostaje się mnie - jako aktywny użytkownik Windows Phone piszę więcej właśnie o ekosystemie urządzeń i usług Microsoftu. To akurat zrozumiałe - z tymi technologiami jestem zaznajomiony najbardziej, mogę coś szybko zweryfikować - to nie tak, że ktoś mi za to płaci. Płaci mi Grzegorz, Microsoft nie dokłada do tego ani złotówki. Uwierzcie, że chciałbym, by to właśnie ta firma przelewała mi co miesiąc „kieszonkowe” - na pewno byłoby mnie spokojnie stać na to, by kupić iPhonea, dobrze żyć i popłacić jeszcze swoje rachunki.

Wrzucamy granat do sadu

Strategia Apple nie opiera się wcale na wymyślaniu nowych rzeczy. iPhone, iPad nie były urządzeniami absolutnie nieznanymi wcześniej - smartfony pojawiały się przecież przed pierwszym telefonem z Cupertino, a tablety również były znane wcześniej, niż nastąpiła premiera tego typu urządzenia z jabłuszkiem na obudowie. Apple zgodnie ze swoją dewizą „think different” znajduje perspektywiczne urządzenia na rynku i zajmuje się nimi - od początku do końca tak, by były lepsze, bardziej przystępne. Taki był iPhone - dzięki niemu technologie mobilne przeżyły swój renesans dzięki smartfonom i możemy się cieszyć inteligentnymi słuchawkami w kieszeni - niekoniecznie z iOS na pokładzie. Podobnie było z tabletami. Czy tak będzie z Watchem?

Zaznaczam raz jeszcze - piszę to dosłownie dzień przed premierą tego urządzenia i mam zbyt mało danych do tego, by jednoznacznie stwierdzić, czy rzeczywiście zegarek Apple zdoła podbić serca klientów na całym świecie i stanie się kolejnym hitem sprzedażowym w wynikach finansowych tego producenta.


Okazuje się jednak, że media technologiczne już orzekły. Watch jeszcze przed tym, jak znalazł się w rękach pierwszych klientów został okrzyknięty hitem. Analitycy wieszczą niewiarygodną sprzedaż tego akcesorium. Właściwie trudno mi jest Watcha jednoznacznie sklasyfikować.

Z jednej strony mamy urządzenie, które wkupia się w ideę smartwatcha. Mamy jak na razie szczątkowy pogląd na to, jak owe urządzenie będzie działać. Wiemy m. in. to, że Apple sugeruje deweloperom, by użytkownik nie spędzał zbyt długo czasu podczas interakcji z aplikacją. To ma trwać sekundy - podejrzeć powiadomienie, podjąć decyzję, czy jest to wiadomość wymagająca naszego większego zaangażowania, czy też na razie możemy ją sobie odpuścić. Opcja idealna, gdy akurat sprawdzanie każdego powiadomienia może być dla nas problematyczne - na rowerze, w pracy, w drodze. Wszędzie tam, gdzie sięgnięcie po smartfona mogłoby nas zbytnio rozproszyć.

Apple Watch - przewaga dzięki aplikacjom

W Cupertino wiele uwagi przykłada się do szczegółów i to one mają opowiadać się za tym, że Watch zapisze się wielkimi literami w historii technologii mobilnych. Ogólny design zegarka mi nie odpowiada - jest zbyt krzykliwy i w niczym nie przypomina gadżetu, z którego się wywodzi. Watch to bez wątpienia element galanterii i sprzęt zarazem - niektórym będzie odpowiadać z tego powodu, że według ich gustów będzie ładny. Natomiast inni będą zachwycać się jego podejściem do kwestii aplikacji. Przeciwnicy zaś i tak sobie znajdą elementy, które będą punktować raz po raz przy okazji tradycyjnych w środowisku nowych technologii wojenkach. Kontrowersyjny design to tylko wierzchołek góry lodowej - jeżeli potwierdzi się kiepski czas pracy na jednym ładowaniu, nieprzychylnie nastawieni komentatorzy będą kruszyć kopie właśnie o to, że zasilanie jest jednym z tych elementów, które w owym zegarku nie wybijają się wśród reszty stawki.

Jestem po konferencji Watcha i...

Jeżeli doszukujecie się w tym tekście nieścisłości czasowych - już je wyjaśniam. Tekst ten zacząłem pisać przed premierą, a ostatnie akapity stworzyłem tuż po tym, jak wszystko stało się jasne. O Watchu wiadomo więcej i teraz można zweryfikować wszystko to, co napisałem wyżej.

Design to w dalszym ciągu kwestia dyskusyjna. Mnie wygląd Watcha, jak już wspomniałem niezbyt odpowiada. Ogromną wagę przyłożono, jak wspominałem do aplikacji, które wyglądają o wiele lepiej, jak samo urządzenie. I to może być rzecz, która przemówi za rozwiązaniem Apple - ponownie sprawdza się strategia tego producenta oparta na podpatrywaniu tego, co robi konkurencja, a następnie robienie rzeczy po prostu lepszej. Konferencja - jak zwykle obszerna, treściwa i opakowana w bardzo subtelny teatr.

Nasłuch Siri - rzecz, której trzeba było się absolutnie spodziewać. Watch nie ma być odrębnym od iPhone urządzeniem, lecz jego dopełnieniem, stąd też funkcja wywołania Siri bez jej uprzedniej aktywacji. Rodzi to pewne obawy co do naszej prywatności i jest to całkiem zrozumiałe, jednak będąc konsumentem nowych technologii należy sobie dzisiaj zdawać sprawę, że ceną za korzystanie z ogromu usług, do których mamy dostęp nie jest tylko to, co wykładamy na ladę przy zakupie urządzenia. Sprzęt chce wiedzieć o nas jak najwięcej - nie bez powodu. Informacja obecnie to rzecz najcenniejsza, jeśli mówimy o czystym biznesie.


To, co Apple zrobił z Watchem pod kątem oprogramowania robi wrażenie. Aplikacje są świetnie skrojone na miarę inteligentnego zegarka, choć na przykład taki Instagram, którego mieliśmy okazję zobaczyć, to już zwyczajnie sztuka dla sztuki. W beczce miodu łyżką dziegciu zapewne będzie to, że Apple Watch zgodnie z wcześniejszymi doniesieniami będzie pracować około 18 godzin na jednym ładowaniu. Wynik niezwykle lichy. Wychodzi na to, że kładąc się spać będziemy ładować nie tylko iPhone'a, ale i Watcha - codziennie.

Czekacie zapewne na to, aż orzeknę, czy Watch będzie hitem. Będzie. Media już przed jego prawdziwą premierą orzekły, że będzie się świetnie sprzedawał. Analitycy zgodnie z komentatorami nowych technologii stwierdzili, że rozejdzie się w milionach. Nie oznacza to, że Apple, gdyby wydał największy chłam, jaki tylko się da - i tak by go kupiono. Niezwykła integracja dwóch urządzeń mobilnych w ramach jednego ekosystemu - doświadczenie pokazuje mi, że klienci Apple są w stanie za to zapłacić, a firma właśnie w to celuje. A nie będzie to zakup horrendalnie drogi - w najtańszej wersji Watcha 349 dolarów to nie jest jeszcze kosmiczna cena. Bywały większe.

Grafika: 1, 2, 3, 4

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu