Youtube! Zakrzyknęli specjaliści (niby ci od marketingu), nowa „ziemia obiecana”! Miejsce zasięgów i tony możliwości. Tylko rzeczywistość bywa bardzie...
Jacek Gadzinowski: Eldorado na Youtube
Rocznik 74. Pasjonat nowych technologii, kibic wsz...
Youtube! Zakrzyknęli specjaliści (niby ci od marketingu), nowa „ziemia obiecana”! Miejsce zasięgów i tony możliwości. Tylko rzeczywistość bywa bardziej przyziemna, przynajmniej na polskim podwórku.
Autorem wpisu jest Jacek Gadzinowski - Ex bloger, aka vloger (jak zwał tak zwał).
W chwili gdy zasięgi postów na Facebooku, głupawych obrazków i pierdzenia o „piąteczkach i piątuniach” poleciały na ryj zaczęło się gorączkowe poszukiwanie alternatywy. Gdzie teraz zaistnieć, kto nas zobaczy i co sprzedać klientowi (to z pozycji tych wszystkich firm wyrosłych na boomie facebookowym). Blogerzy, specjaliści marketingu… też rozpoczęli poszukiwania, a to Ask.fm, a to Instagramy czy inne dziwactwa (a kto pamięta jeszcze Pinteresta).
Był szał na blogi w 2013? No był, teraz gorące głowy nieco oprzytomniały i jakoś nastąpił przesyt na marketing czy funkcjonowanie w blogosferze. Można rzecz, że być może będzie bardziej normalnie bez spektakularnego napędzania tej bańki przez media szukające artykułów w stylu „znany bloger zgubił się idąc do WC”. Ale dość już o blogerach, bo nic nie kręci się wokół nich.
Jestem i ja od jakiegoś czasu na na autorskim kanale Youtube.
Nie jest to ani łatwe środowisko ani nie można spodziewać się tu cudów. Cuda to opowiadają w legendach z cyklu „mech i paproć”, więc…
Czas rozwiać trochę „legend” które są wokół Youtube.
Zanim zostanie się „zauważonym” mija sporo czasu, sporo filmów, sporo nakładów czasu i pieniędzy. Tu niema prostej recepty która jutro spowoduje jutro milionowe zasięgi. Może być i tak, że nie uda – ryzyko wkalkulowane.
Ale mimo tego ryzyka, na swoim przykładzie powiem że nawet początkujący na Youtube ma po 3 miesiącach większe zasięgi filmów niż wpisy na specjalistycznym blogu. 5-8 tysięcy widzów ogląda wywiad z człowiekiem danej pasji, sportu. Film gdzie pokazuję swoją pasję/podróż do Egiptu ogląda prawie 50 tysięcy.
Takich liczb nigdy nie osiągałem nawet bardzo popularnymi wpisami na swoim wesołym blogasku. Oczywiście, to są małe liczby w porównaniu do potentatów na polskim Youtube ale dają coś mi do myślenia, że chyba obraz i dźwięk wygrywa ze słowem pisanym (np. poprzez Instagram). Przynajmniej w kwestii opowiadania o sporcie, pasjach i podróżach. A to dopiero początek więc z czasem skala też jeszcze bardziej przechyli się na rzecz video.
Czy łatwo jest zaistnieć na Youtube, czy to jest dla wszystkich?
To jest jednak wynik długiej pracy, szukania swojego „formatu filmu”, jakiejś tam osobowości i pomysłu na siebie, więcej o tym mówi Radek Kotarski (twórca znanego kanału Polimaty)
Posłuchajcie i może nieco oprzytomniejecie, czy jest tak łatwo, lekko i przyjemnie?
Czy na Youtube jest eldorado, czy to przyszłość reklamy i komunikacji w Polsce?
Reklama
Nie… na ten moment. Stawki reklamowe w Polsce są kilku – kilkunastokrotnie mniejsze niż w cywilizowanych krajach. Dwa, obłożenie reklamą jest jeszcze znikome. Skutek? Przeciętny twórca video w Polsce nie ma szans utrzymać się z reklam wyświetlanych przy jego filmach. W US – owszem, średniej wielkości kanał YT z 40-50 tyś subskrybentów, to już źródło samodzielnego utrzymania się na znośnym poziomie. W Polsce kilkadziesiąt – kilkaset złotych miesięcznie, potentaci kilka tysięcy. Bogactwo co?
Do czasu jak duzi klienci i domy mediowe nie będą tutaj szukać alternatywy na reklamę banerową czy reklamę w TV, w stawkach reklamowych i obłożeniu reklamą na Youtube polskim niewiele się zmieni. To fakt który trzeba wbić sobie głęboko do głowy, jako twórca video.
Product placement, lokowanie produktu
To w zasadzie jedyny kierunek w Polsce który ma szanse w jakiś sposób rozwinąć tzw. scenę Youtube. Pierwsze próby już przeprowadzono w poprzednim roku i wcześniej. Często jednak były to takie próby, że produkt czy dana marka była podana w sposób inwazyjny lub mało zrozumiały dla widza: http://www.youtube.com/watch?v=4tnDziKeVTM. Komentarze widzów pod takimi filmami wskazują dobitnie, że chyba coś nie udało się. A widz na Youtube łapie szybko takie „ściemy”. A co jakby odbywało się to w stary sprawdzony sposób? Lata 70-te i bajka z Bolkiem i Lolkiem.
Branding wali aż po oczach ale… działało. I pewnie dzisiaj też by działało, albo podobne sceny widzimy w serialach, filmach i programach TV czy gazetach kolorowych, magazynach.
Idąc dalej:
Z jednej strony mamy naprawdę duże zasięgi, ilość widzów czy subskrybentów, dla przykładu:
- Wardega – ok 1,2 mln subskrybentów
- SKKF – 750 tys subskrybentów
- SCI FUN – 330 subskrybentów
- Red Lipstick Monster – 120 tys subskrybentów
- Cybermarian – 91 tys subskrybentów
Z drugiej strony jak przekuć to na korzyści dla marek czy też sposób zarobkowania dla twórców? Osobiście jestem zdania że drogą jest product placement znany z produkcji filmowej, gdzie bohaterzy/aktorzy używają produktu X czy Y. Takim sztandarowym filmem z masą product placementu jest James Bond i tam 20 czy więcej marek w 1 filmie nikomu nie przeszkadza a nawet jest osią samej akcji filmowej.
Kariera, kasa - międzynarodowa
Dla „anglojęzycznych” i tych którzy tworzą treści uniwersalne jest droga międzynarodowej kariery. Wtedy rzeczywiście przychody z adsense czy jakiejś sieci partnerskiej (która się zgłosi pewnie sama w tym czasie) zaczynają być godziwe i pozwalają utrzymać się z Youtube. W polskim środowisku i żyjąc tylko z adsense, można sobie tylko sznur kupić i powiesić się na najbliższym drzewie ;)
Koszulki, kubki i inne pierdy
Tak to może być całkiem dobre źródło kasy. Zwłaszcza jak ma się bardzo duże zasięgi i ilość subskrybentów. Idąc tzw. skalą zawsze ktoś kupi koszulkę z hasłem na dzisiaj lub czapeczkę z kubeczkiem. Kanały z grami to shit? Nie… jeśli sprzedajemy dostępy do serwerów. Prosty mechanizm
A może zrobić tak szkolenie z tego jak być „sławnym vlogerem”? Pewnie też znaleźliby się odbiorcy. Więc jak widać, nie same kliki filmów są tutaj źródłem utrzymania vlogera.
Youtube to tylko gimbaza?!
Bzdura! Powtarzana przez tych którzy nie potrafią się odnaleźć na Youtube lub bronią swojego stanu posiadania (a to takie agencje od nindżów ze soszialu lub blogerzy klikający sobie nawzajem lajki na fejsie, podbijając statystyki bloga czy onanizują się wskaźnikiem Klouta). Cholera poleciałem jakimś mało zrozumiałym slangiem.
Ale na serio, Youtube to nie tylko odbiorcy 13-17 lat ale też grupy starsze. Wiadomo, do nich będzie trudniej dotrzeć, bo im starszy odbiorca filmów tym bardziej jest wymagający. Pokażę to na swoim przykładzie…
Mimo jednak że starszy widz, to czasem klika rzeczy przewidywalne ;)
I jak tu żyć Panie Premierze, wszakże Youtube to eldorado! Ale chyba tak nie do końca i nie dla wszystkich.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu