Nauka

Misja ispace zakończona katastrofą. Już wiemy, co zawiodło

Jakub Szczęsny
Misja ispace zakończona katastrofą. Już wiemy, co zawiodło
Reklama

Kosmos rzadko bywa łaskawy dla ambitnych projektów. Zdjęcia opublikowane przez NASA 20 czerwca ujawniły miejsce katastrofy – chłodny, 16-metrowy krater przypominający, że nawet najlepsze plany mogą zostać brutalnie zweryfikowane przez szczególnie niegościnny kosmos. 

282 metry na południe i 236 na wschód – tyle zabrakło, by Resilience zaliczył idealne lądowanie. Firma szybko rozpoczęła analizy, najpierw podejrzewając sprzęt i oprogramowanie. Sytuacja jednak szybko się skomplikowała, bo telemetria była bezlitosna: oprogramowanie działało idealnie, a napęd nie zawiódł. Co zatem zawiniło?

Reklama

Bohater drugiego planu

Podejrzenia padły na dalmierz laserowy. Sprzęt, który miał precyzyjnie mierzyć odległość od powierzchni, przeszedł wszystkie testy przed startem. Jednak w trakcie misji i tak coś poszło nie tak. Urządzenie zawiodło w krytycznym momencie, a inżynierowie stanęli przed kolejną zagadką: czy winne były warunki na Księżycu, słabsza moc lasera, czy może zabójcza kombinacja prędkości i warunków środowiska na Księżycu?

Dwie katastrofy, różne historie

To nie pierwszy raz, gdy ispace musi zmierzyć się z rozczarowaniem na Księżycu. W 2023 roku pierwszy lądownik firmy również nie dotarł szczęśliwie na powierzchnię. Wtedy jednak wina leżała po stronie oprogramowania, które błędnie oszacowało wysokość i pozwoliło lądownikowi zawisnąć pięć kilometrów nad powierzchnią, aż skończyło się paliwo. Tym razem scenariusz porażki był nieco inny. Pierwszy lądownik miał sprawny dalmierz, ale był to już inny model. Nieznany nam producent przestał produkować sprawdzoną w boju wersję, a nowy typ urządzenia Resilience nie miał jeszcze na koncie udanego lotu. Czyżby testowano za mało intensywnie?

Przyszłość wymaga odwagi

Ispace reaguje błyskawicznie. Firma zapowiada dwa kluczowe kroki, by uniknąć podobnych problemów w trakcie kolejnej misji. Pierwszym jest rygorystyczne przeprojektowanie testów, które muszą lepiej symulować ekstremalne warunki lądowania na Księżycu. Drugim – bardziej drastycznym – jest zmiana samego dalmierza laserowego na zupełnie inny model, być może wsparty dodatkowymi czujnikami: choćby LIDAR-em lub tradycyjnymi kamerami.

Wsparcie techniczne przyjdzie także z zewnątrz – ispace powołało zewnętrzną komisję rewizyjną, składającą się m.in. z byłych inżynierów NASA i JAXA. Dodatkowo firma zamierza pogłębić współpracę z JAXA, wykorzystując ich ogromną wiedzę techniczną. Koszt tych zmian nie będzie mały – ispace przewiduje dodatkowe wydatki na poziomie 1,5 miliarda jenów (około 10,3 miliona dolarów).

Czytaj również: NASA sfotografowała miejsce katastrofy japońskiego lądownika. Widać ciemną smugę na Księżycu

Czy misje 3. i 4. są zagrożone?

Pomimo trudnej sytuacji, ispace nie zamierza opóźniać swoich planów. Misja numer 3, realizowana przez amerykański oddział dla Drapera na zlecenie NASA, oraz japońska misja numer 4 mają odbyć się zgodnie z planem, z terminem ustalonym na 2027 rok. Dla firmy — szczególnie biorąc pod uwagę jej pochodzenie — to wręcz punkt honoru.

Przedsiębiorstwo nie ukrywa, że chce odzyskać zaufanie klientów i interesariuszy i... nie traci optymizmu. Ich determinacja przypomina nam, że kosmos nie wybacza błędów, ale za to nagradza odważnych. Wiele wskazuje, że kolejna misja ispace może zakończyć się powodzeniem. I oby tak było.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama