Moje doświadczenia z iPhone’ami były jak dotąd równie intensywne co krótkotrwałe. Z ekosystemu Apple najbardziej lubiłem iPada, który okazał się jednym z najlepszych technologicznych zakupów w moim życiu. Przyszedł jednak czas na większe zmiany i tak mojego OnePlusa 9 Pro zastąpił iPhone 14 Pro Max. Czy pacjent przeżył ten eksperyment?
iPhone 14 Pro Max - recenzja. Czy wieloletni androidowiec polubi się z jabłkami?
Tegoroczna generacja smartfonów Apple to zdecydowanie jedna z tych bardziej zachowawczych i bezpiecznych. Posiadacze ubiegłorocznych modeli nie mają czego tutaj szukać dla siebie – to pewne. Czy jednak wszyscy pozostali powinni? W końcu jesteśmy na rok przed poważną zmianą w iPhone’ach – zniknie port Lightning i (prawdopodobnie) zastąpi go USB-C. Dla „androidziarzy” oznaczałoby to nieco bardziej bezbolesną przesiadkę.
Jak zawsze, na końcu zadecydują pewnie kwestie indywidualne oraz… zasobność portfela. Podwyżki cen w Apple nad Wisłą są wręcz oszałamiające, co czyni gadżety tej marki jeszcze bardziej nieosiągalnymi dla wielu konsumentów w naszym kraju.
iPhone 14 Pro Max to najmocniejszy i najdroższy smartfon Apple. Za wersję 1 TB trzeba zapłacić ok. 10 tys. złotych. W tym budżecie spokojnie kupimy imponująco wyglądające urządzenie typu Fold (i jeszcze zostanie na tablet z Androidem). Oczywiście nawet przy takim wydatku nie liczmy, że Apple dorzuci nam do zestawu ładowarkę – tę w dalszym ciągu należy kupić osobno. W pudełku znajdujemy zatem tylko i wyłącznie kabelek USB-C – Lightning.
Wygląd i wykonanie
Bryła nowego iPhone’a nie uległa zmianie od zeszłego roku. W dalszym ciągu mamy tutaj do czynienia z dwiema taflami szkła połączonymi stalową ramką, szlifowaną na wysoki połysk. Ta jest praktycznie pozbawiona wypukłości i lakierowana na wysoki połysk. Nie muszę chyba tutaj wspominać, że konstrukcyjnie nie ma tutaj mowy o żadnych niedoskonałościach. Obudowa mierzy 160,7 mm x 77,6 mm x 7,85 mm przy wadze 240 g.
Prezentowany na zdjęciach model nosi kolor nazywany przez Apple „głęboką purpurą”. Prawdę mówiąc, nie jest to najbardziej atrakcyjny z kolorów, jakie Apple wprowadzało do oferty, ale z całą pewnością będzie się wyróżniał na tle innych smartfonów – o ile oczywiście nie korzystacie z etui (co przy smartfonie wycenianym na takie astronomiczne kwoty wydaje się mało rozsądne).
Z tyłu mamy charakterystyczną wyspę z 3 obiektywami. Towarzyszy im dioda LED, autofocus oraz dedykowany nagraniom wideo mikrofon (wykorzystywany również przy redukcji szumów podczas rozmów). Element ten jest bardziej wypukły niż do tej pory, a więc nie da się praktycznie położyć smartfona płasko na blacie. Słyszałem, że generuje to problemy z niektórymi ładowarkami indukcyjnymi w samochodach. Rozwiązaniem może być etui, które trochę zniweluje ten efekt.
Układ elementów na krawędziach smartfona jest dość klasyczny. Po lewej stronie mamy dwa przyciski do regulacji głośności oraz typowy dla Apple przełącznik trybu dzwonka/cichego. Po prawej znajdziemy jedynie przycisk zasilania. Na dole umieszczono port Lightning, a także dwa rzędy okrągłych otworów, pod którymi kryje się głośnik multimedialny i mikrofon.
Drugi głośniczek jest tuż nad ekranem – pod maskownicą słuchawki do rozmów. Trzeba przyznać, że duet ten gra naprawdę fajnie, czysto i donośnie. Szczególnie wrażenie zrobiły na mnie tutaj głębokie niskie tony i klarowność brzmienia. Jeżeli lubicie oglądać wideo bez słuchawek, powinniście się mile zaskoczyć.
Wyświetlacz
iPhone 14 Pro Max został wyposażony 6,7-calowy ekran Super Retina XDR. Jest to panel OLED LTPO o rozdzielczości 2796 x 1290 px (proporcje 19.5:9, 460 PPI) i adaptacyjnym odświeżaniu 120 Hz.Maksymalna jasność ekranu to 1000 nitów (1600 w trybie HDR, 2000 nitów na otwartej przestrzeni w trybie auto). Panel zabezpieczono powłoką oleofobową, a zastosowane szkło Ceramic Shield Glass ma być odporne na zarysowania i pomniejsze uszkodzenia.
Ekran kryje właściwie najwięcej tegorocznych innowacji. Jedną z nich jest tryb always-on-display, w którym nasz iPhone będzie stale prezentował na ekranie informacje o dacie i godzinie, powiadomienia, widżety, a także aktualnie ustawioną tapetę. Odświeżanie ekranu jest redukowane wtedy do 1 Hz, a podświetlenie niemal kompletnie dezaktywowane. Niestety, jego przydatność jest dość wątpliwa, biorąc pod uwagę, że użytkownik jest praktycznie pozbawiony jakichkolwiek możliwości konfiguracji trybu AOD. Osobiście wolałbym zamiast tapety mieć po prostu godzinę + plakietki z powiadomieniami. Nie wspomnę już o tym, że w trybie AOD smartfon rozładowuje się po prostu szybciej. W związku z tym jedną z pierwszych czynności, które zrobiłem po skonfigurowaniu urządzenia, było dezaktywowanie tej funkcji.
Drugiej z nowości już tak łatwo wyłączyć się nie da. Mowa oczywiście o Dynamic Island – tym dużym, czarnym „czopku” tuż przy górnej krawędzi ekranu. Apple w ten sprytny sposób zamaskowało obecność przedniej kamery i sensora FaceID, implementując w tym miejscu mechanizm do obsługi aplikacji działających w tle oraz wyświetlania powiadomień systemowych.
Muszę przyznać, że jestem wielkim fanem tego rozwiązania. Wyspa okazuje się naprawdę przydatna. Łatwo za jej pomocą można wracać do Spotify albo do aplikacji Ubera, kiedy czekamy na kierowcę. Wszystkiemu towarzyszą estetyczne animacje, a także możliwość szybkiego podglądu np. aktualnie odtwarzanego utworu. Szkoda tylko, że na razie możliwości Dynamic Island wykorzystuje tak mało aplikacji. Bez wsparcia ze strony twórców aplikacji to rozwiązanie dla wielu użytkowników pozostanie z czasem jedynie efektowną ciekawostką.
Oprogramowanie i możliwości
iPhone 14 Max Pro pracuje pod kontrolą systemu operacyjnego iOS 16.1. Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że na tej wersji się tutaj na pewno nie skończy, bo cykl życia produktów Apple jest fenomenalnie wręcz długi. To jeden z tych elementów, który może uzasadniać wyższą cenę i zarazem być decydujący przy przesiadce z Androida. Po drugiej stronie barykady z tymi aktualizacjami bywa niestety różnie…
Co wieloletni użytkownik Androidów może napisać o iOS? Cóż, skupię się na tym, co mi się spodobało, a także na aspektach, do których zdecydowanie trudno się przyzwyczaić.
Na przestrzeni lat iOS i Android pod pewnymi względami zbliżyły się do siebie. W związku z czym nawigowanie po systemie Apple nie jest jakimś rewolucyjnym doświadczeniem. Sęk w tym, że możliwości konfiguracji i personalizacji naszego urządzenia okazują się zaskakująco wąskie w porównaniu z tym, co serwuje się nam po drugiej stronie barykady. Przykładem niech będzie wspomniany AOD, ale też nie da się w iOS wyłączyć ekranu z widżetami na pulpicie. Nie da się też dezaktywować wprowadzonej stosunkowo niedawno szuflady z aplikacjami. Kiedy w Androidzie pojawiały się jakieś nowości, twórcy zawsze pozostawiali furtkę pozwalającą na ich wyłączenie. Tutaj jest inaczej – to Apple wie (a przynajmniej tak twierdzi), czego chce użytkownik i mu to narzuca.
Z rozczarowujących rzeczy na pewno wymieniłbym brak tzw. „chat heads”, czyli pływających na ekranie bąbelków Messengera (czy innego komunikatora), które pozwalają na Androidzie prowadzić rozmowę i jednocześnie robić inne rzeczy. Tutaj musimy sięgać do powiadomień. Sam ekran powiadomień też jest zresztą znacznie mniej intuicyjny niż w Androidzie – brakuje szybkich akcji, a także nie mamy możliwości wyłączenia np. jednego typu powiadomień (np. tych dotyczących promocji) w danej aplikacji, jak to od niedawna oferuje Google.
Idąc dalej, mamy możliwość zainstalowania alternatywnej klawiatury – jak np. świetny GBoard. Ale Apple i tak, co i rusz wciśnie swoją natywną – podczas wpisywania haseł, bo, jak twierdzi, jest bezpieczniejsza.
Porażką jest dialer systemowy, gdzie jeszcze znajdziemy taki relikt przeszłości, jak poczta głosowa. Rejestr połączeń jest dużo uboższy niż w Androidzie. Osobiście brakuje mi też filtra antyspamowego, który w Google skutecznie informował mnie o połączeniach od telemarketerów i botów. Apple tego nie ma – musimy ręcznie blokować niechciane numery.
I tu płynnie przeszedłbym do zalet. Bo brak niektórych funkcji, jak np. wspomniany filtr to pokłosie znacznie bardziej rygorystycznego podejścia Apple do kwestii prywatności i danych użytkownika. Firma nie śledzi naszych połączeń, wiadomości i masy innych rzeczy, które przewalane są przez serwery Google w przypadku Androida. W rezultacie pewnych funkcji nie oferuje (i prawdopodobnie nigdy nie zaoferuje). Coś za coś.
Ten nacisk na prywatność jest widoczny wszędzie, a jego wizytówką jest okienko dialogowe, które pozwala nam „poprosić aplikację o nieśledzenie”. Pod tym niewinnym hasłem kryje się odcinanie reklamodawców od wszelkich narzędzi służących im do personalizowania komunikatów reklamowych. Swego czasu napsuło to dużo krwi Facebookowi i trudno się dziwić.
Siłą Apple są też natywne aplikacje. Klient poczty e-mail to solidna propozycja, która też oferuje kilka unikatowych funkcji wspierających prywatność. Wiele dobrego by można pisać też o takich pozycjach jak Zdrowie, Skróty (automatyzacje), Portfel (płatności) czy Zdjęcia. Im mocniej jesteśmy związani z ekosystemem usług Apple, tym większe możliwości nam to daje.
Nie sposób też pominąć doskonałej integracji iOS z innymi urządzeniami Apple. Jeżeli macie słuchawki Airpods – nie musicie ich parować, bo zostaną połączone z telefonem niemal natychmiast. Używacie iPada albo Maca? Będziecie mogli odbierać na nim połączenia z telefonu, nie robiąc dosłownie nic. Przesyłanie plików między urządzeniami za pomocą takich mechanizmów jak AirDrop jest bajecznie wręcz przyjemne. A to tylko wierzchołek góry lodowej, bo mniejszych i większych integracji jest cała masa. Ta synergia jest potężnym atutem, ale też pewną pułapką – bo kiedy już raz wsiąknie się w nią, to droga powrotu do rozwiązań konkurencji nie jest taka prosta.
Opisywanie iOS w kontekście Androida (i na odwrót) to temat rzeka i powstały już setki artykułów (w tym również na Antyweb), które się do niego odnoszą. Dlatego kończąc ten przydługi wywód, trzeba jeszcze podkreślić szybkość działania systemu operacyjnego Apple. A ta jest wręcz już legendarna. Mam iPada Pro z 2018 roku, który działa ciągle rewelacyjnie bez jakichkolwiek spowolnień czy przycięć. Trudno, aby w przypadku najnowszego iPhone’a 14 Pro Max było inaczej – mamy tutaj do czynienia z naprawdę potężną (jak na Apple) jednostką.
Mamy bowiem tutaj chip A16 Bionic przygotowany specjalnie z myślą o tegorocznej serii Pro. To 6-rdzeniowa jednostka bazująca na architekturze ARMv8.6-A. Dwa rdzenie Everest pracują z maksymalną częstotliwością 3,46 GHz, a cztery energooszczędne Sawtooth – z 2,02 GHz. Cały chip jest produkowany w litografii 4 nm przez TSMC (w gruncie rzeczy jest to 5 nm z ulepszeniami, ale marketingowo stosuje się tutaj z oczywistych względów 4 nm).
A16 Bionic to również 5-rdzeniowy GPU oraz 6 GB pamięci LPDDR5. Za AI i powiązane z nią funkcje odpowiada natomiast dedykowany 16-rdzeniowy Neural Engine. Jeżeli chodzi o pamięć wbudowaną, do dyspozycji mamy wersje 128 GB, 256 GB, 512 GB i 1TB (wszystkie NVMe). Oczywiście zapomnijcie o jakichkolwiek slotach na karty SD.
Parametry te nie przekładają się na problemy z kulturą pracy smartfona. Nawet w bardziej wymagających scenariuszach nie zaobserwowałem, by nadmiernie się on nagrzewał czy powodował dyskomfort w dłoniach. Trudno też mówić o jakimkolwiek agresywnym throttlingu odczuwalnym dla użytkownika. Pod tym względem w przypadku Apple’a, jak zwykle zresztą, nie ma o co się martwić.
Aparat i kamera
Możliwości foto i wideo iPhone’ów są już od jakiegoś czasu pewną wizytówką marki. Seria 14 Pro wprowadza szereg ulepszeń na tym polu.
Na główny system rejestrowania obrazu składają się tutaj trzy aparaty:
- Podstawowy: 48 Mpx, f/1.78 z OIS oraz Dual Pixel AF
- Ultra-wide: 12 Mpx, f/2.2 z Dual Pixel AF
- Tele: 12 Mpx, f/2.8 z OIS
Co nam to daje w praktyce? Cóż, nad jakością fotografii naprawdę można się rozpływać, bo jest to absolutna smartfonowa czołówka. Zdjęcia są nasycone, żywe, a jednocześnie wyglądają naturalnie i dobrze oddają rzeczywistość. Poziom szczegółowości jest bardziej niż zadowalający, a w połączeniu z świetnym kontrastem i szeroką dynamiką tonalną daje to fantastyczne rezultaty nawet w niezbyt sprzyjających warunkach. Do plusów trzeba też zaliczyć bardzo sprawne działanie autofocusa i precyzyjnie rysowany efekt bokeh w zdjęciach portretowych.
Wady? Naprawdę trudno mi było znaleźć sytuacje, w których iPhone 14 Pro Max się gubił. Były to jednorazowe przypadki, gdzie balans bieli był ustawiany niepoprawnie, albo pojawiały się jakieś drobne szumy. Miało to jednak dość marginalne znaczenie, a przy tym dało łatwo wyeliminować w postprodukcji.
Przedni aparat 12 Mpx doczekał się autofocusa oraz przysłony na poziomie f/1.9. W tym wydaniu okazuje się on zaskakująco dokładny i szczegółowy. Nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń do poziomu detali, a także odwzorowania kolorów i balansu bieli. Algorytmy Apple dbają o to, aby twarze prezentowały się naturalnie, a w trybie portretowym dodatkowo mamy do dyspozycji fantastycznie i precyzyjnie renderowany bokeh. Minusem może być tutaj doskwierający czasem w kiepskich warunkach oświetleniowych szum – ale nie znam telefonu, w którym przednia kamera radziłaby sobie z tym lepiej od tej w iPhone 14 Pro Max.
Zarówno przedni jak i główny aparat doskonale radzą sobie z rejestrowaniem wideo w rozdzielczości 4K@60. Główna jednostka posiada też funkcjonalne tryby slow-motion 120/240 fps oraz sławetny tryb Cinematic mode, który dynamicznie rozmywa tło. Tu prawdziwym majstersztykiem jest stabilizacja, która wręcz rzuca na kolana – chyba nie widziałem dotąd lepiej radzącego sobie z drganiami telefonu na rynku. W połączeniu ze świetnym autofocusem i sprawnie działającym pomiarem ekspozycji daje to nam naprawdę spory wachlarz możliwości, jeśli chodzi o nagrywanie wideo telefonem.
Bateria
Zastosowany w iPhone 14 Pro Max akumulator ma pojemność 3200 mAh. Na tle smartfonów z Androidem teoretycznie nie robi to wrażenia, w praktyce jednak czas pracy urządzenia jest po prostu niesamowity.
Przy wyłączonym always-on-display nie byłem w stanie jednego dnia wykorzystać więcej niż 50% baterii przy moim standardowym użytkowaniu. A korzystam dużo ze Slacka na telefonie, nałogowo sprawdzam Gmaila i oczywiście lubię się z social mediami jak Facebook czy Twitter. Nie wspomnę już o całej masie innych aplikacji, stałym połączeniu ze smartwatchem Fitbit Sense i regularnym słuchaniem muzyki ze Spotify przez słuchawki Bluetooth.
W ciągu nocy bateria spada na ogół o maksymalnie 1-2%, a więc kolejnego dnia mogę dalej używać iPhone’a i nie myśleć o ładowarce. Trzeciego dnia rano stan baterii wynosił na ogół 10-15%. Naładowanie do pełna od tego poziomu zajmuje 1,5 godziny (oczywiście za pomocą sprzedawanej osobno ładowarki 20W).
Przyznam szczerze, że takiego czasu pracy nie widziałem w przypadku żadnego smartfona z Androidem.
Z drugiej strony pod względem szybkości ładowania Apple jest mocno za konkurencją, która oferuje tutaj dziś naprawdę duże możliwości. Mam tutaj na myśli też ładowanie bezprzewodowe, którego producent nie ulepszył wcale – dalej mamy tutaj trochę żenujące 15W, gdzie chińskie marki doszły już do poziomu 50W.
Podsumowanie
Nie sposób nie zgodzić się, że Apple iPhone 14 Pro Max to świetny smartfon. W końcu to topowa półka w wykonaniu największego producenta elektroniki na świecie. Trudno, żeby wyszło źle – szczególnie że cena urządzenia jest kosmiczna w porównaniu z konkurencją.
Nie jest to na pewno smartfon dla każdego i nie mam tutaj na myśli jedynie bariery cenowej. Model Pro Max jest duży, ciężki i w małych dłoniach będzie po prostu nieporęczny. Cierpi też na kilka braków – głównie w kwestii szybkości ładowania. Sam system iOS, mimo ogromu walorów, ma też pewne braki. Trudno mi było oprzeć się wrażeniu, że w Androidzie te same czynności są często rozwiązywane lepiej, a użytkownik otrzymuje więcej możliwości personalizacji i konfiguracji. Z drugiej strony być może jest to jedynie błąd poznawczy spowodowany moimi przyzwyczajeniami i nawykami.
Pod pewnymi względami iPhone 14 Pro Max jest jednak właściwie bezkonkurencyjny. Mam tutaj na myśli przede wszystkim imponujący czas pracy na baterii, a także wydajność urządzenia (będącą wypadkową świetnie zoptymalizowanego softu doskonale współpracującego z wydajnymi podzespołpami). Tutaj Apple nadal pozostaje niedoścignione.
Pod względem aparatu, wyświetlacza, jakości wykonania to absolutna czołówka -nie mam co do tego wątpliwości. Choć pewnie da się wskazać topowe Androidy, gdzie pewne aspekty wypadają lepiej.
Czy warto kupić taki telefon? Jeśli Was stać – jasne. Jeżeli macie iPhone’a 13 Pro Max – będzie to oczywiście fanaberią, bo wprowadzone nowości nie są warte wydawania tak dużej kwoty pieniędzy. Posiadacze serii 12 i wcześniej znajdą zdecydowanie więcej powodów, by się przesiąść.
Użytkownicy Androida mają konkretne argumenty, by rozważać migrację „do sadu”. Nie będzie to łatwa przesiadka i nie obędzie się bez kilku frustracji – tu już każdy musi sobie indywidualnie odpowiedzieć, jakie cechy smartfona są dla niego ważniejsze. Nie zapominajmy też, że za połowę ceny iPhone’a da się już kupić telefon, który zaoferuje podobne możliwości. Może będziemy musieli go ładować częściej, nie zrobi takich ładnych zdjęć czy wideo, ale właściwie w każdym aspekcie będzie robił to, co ten iPhone – tylko trochę gorzej.
- Solidnie wykonany, a przy tym szykowny
- Świetny wyświetlacz</li>
- iOS mocno stawia na prywatność i bezpieczeństwo
- Dynamic Island jest naprawdę spoko
- Bardzo dobry aparat
- Rewelacyjny czas pracy na baterii
- Cena powala
- iOS momentami bywa mocno ograniczający
- Wolne jak na dzisiejsze standardy ładowanie
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu