Ekologia to dziś nie tylko kwestia czystości środowiska - to kwestia przetrwania ludzkości jako gatunku. Smutno więc patrzy się, kiedy firma stara się przyciągnąć klientów właśnie zapewnieniami o ekologiczności swoich produktów, podczas gdy w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie.
Apple bardzo stara się, by użytkownicy postrzegali ją jako firmę ekologiczną. Niestety, na słowach się kończy, ponieważ duża część działań firmy wskazuje, że ich strategia polega raczej na zapełnianiu świata e-odpadami. Tak było chociażby w przypadku ładowarki. Bardzo dobrym ruchem było nie dołączenie do nowych iPhone'ów takiego modułu, jeżeli Apple faktycznie wyszło z ankiet, że większość użytkowników faktycznie posiada już go w domu. Problem polega na tym, że dołączony do zestawu kabel jest kompatybilny tylko i wyłącznie z ładowarkami z iPhone 11, przez co użytkownicy, którzy posiadają modele Xs i starsze i tak będą musieli kupić odpowiednią ładowarkę na własną rękę. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie to mało ekologiczne podejście, a raczej próba dodatkowego zarobku na użytkownikach. Jednak to, co dzieje się wewnątrz tegorocznych telefonów jest dla osób, które troszczą się o klimat, jeszcze bardziej przerażające.
iPhone 12 - nie ma mowy o samodzielnych naprawach
Jak wiecie, jedną z moich ulubionych rozrywek jest oglądanie materiałów, w których naprawiana jest elektronika. Osoby takie jak Daniel Rakowiecki pokazują, że nawet najpoważniejsza usterka nie musi powodować, że urządzenie wyląduje na śmietniku. Cóż, Apple jest innego zdania. Firma najwyraźniej stwierdziła, że skoro nie może powstrzymać użytkowników przed samodzielnym otwieraniem telefonów, to sprawi, że nawet jeżeli je otworzą, nie będą w stanie samodzielnie przeprowadzić jakiejkolwiek operacji. Jak? Ano z wykorzystaniem swojej starej sztuczki - parowania komponentów. Przez lata w ten sposób parowany z płytą główną był przycisk Home. Jego uszkodzenie i konieczność wymiany oznaczało, że użytkownik albo był zmuszany do odesłania telefonu do serwisu Apple, gdzie (oczywiście za sowitą opłatą) z jego urządzeniem parowany był nowy przycisk Home, albo na dobre żegnał się z funkcją Touch ID.
Teraz jednak Apple wniosło blokowanie samodzielnej naprawy przez użytkownika na zupełnie nowy poziom. W nowych iPhone'ach ciężko znaleźć część, która nie byłaby na stałe sparowana z płytą główną. Zarówno bateria, ekran, przednie i tylne kamery - wszystko to będzie poprawnie działało tylko z iPhonem z których zostało wypuszczone na rynek. Oznacza to praktycznie koniec jakiejkolwiek naprawy tych urządzeń poza autoryzowanym serwisem. A patrząc na to, ile Apple liczy sobie za takie naprawy, jestem przekonany, że wraz z tym, jak ceny i wartość rynkowa iPhone'a 12 będą maleć, wysypiska zaczną zapełniać się sprzętami od Apple, które bardziej będzie opłacało się wyrzucić, niż odesłać do naprawy.
Powstaje tu dodatkowy paradoks. Jeżeli otworzymy iPhone'a 12, zobaczymy, że jest to chyba najbardziej modułowa konstrukcja w historii marki. Każdy element da się wypiąć z płyty głównej i po prostu wymienić. Nic nie ejst przytwierdzone/przyklejone na stałe. A jednak, Apple sztucznie zablokowało taką możliwość. Jako, że przez ostatnie 10 lat iPhone'y nie posiadały takich zabezpieczeń, nie chce mi się wierzyć, by ta zmiana była podyktowana czymkolwiek innym niż chęcią zarobku na użytkownikach. Dawno nie widziałem tak antykonsumenckiego i jednocześnie - antyekologicznego podejścia.
Mierzi mnie to, że Apple ma czelność w swoich materiałach promocyjnych w ogóle wspominać o ekologii.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu