Felietony

IPCC twierdzi, że można uniknąć katastrofy klimatycznej. Nie postawiłbym na to kasy

Krzysztof Kurdyła

...

11

Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) rzadko ma dobre wiadomości. Jednak w ostatnim z raportów tej organizacji niektórzy wypatrzyli optymistyczne stwierdzenie, że katastrofę klimatyczną można jeszcze zatrzymać, a zmiany częściowo odwrócić. Jest jedno ale...

Gdyby nie słupek

Jak wygląda optymizm IPCC? Choć naukowcy jak zwykle podkreślili, że jesteśmy na dobrej drodze do przekroczenia, wyznaczonego jako krytyczny, wzrostu średnich temperatur o 1,5°C, wciąż widzą pole do walki z tym zjawiskiem. Może gdyby nie opisali dokładnie warunków, jakie ludzkość musiałaby spełnić, to nawet trochę bym im uwierzył...

Już wstępne określenie: „Teraz albo nigdy”, napisane przez jednego z naukowców zespołu pokazuje, że o żadnej naprawie sytuacji mowy nie będzie. Autorzy naiwnie wskazują, że bezkompromisowe i konsekwentne działania w sprawie ograniczenie emisji trzeba podjąć już dziś.

Wystarczy, żeby osiągnąć szczyt emisyjności najpóźniej przed 2025 r., a do 2030 r. zmniejszyć się o 43 procent. Już dziś widać, że to niemożliwe. Ludzie traktują katastrofę klimatyczną jako coś, co jeśli nadejdzie, to „nie za mojej kadencji”. Brak nacisku dołów, powoduje brak reakcji polityków, i tak to się dalej toczy.

Naukowcy sami zauważają, że kto może ten na sprawy związane z emisją gazów cieplarnianych przymyka oczy. Widać, że wiele krajów wciąż dużo inwestuje w wysokoemisyjne branże. I to się w najbliższym czasie nie zmieni, bo na tak szybkie zmiany jest po prostu za późno.

Dlaczego nauka przegrywa?

Pomimo że o zmianach klimatu mówi się dziś dużo, dystans czasowy powoduje i skomplikowana fizyka tych zjawisk powodują, że dla większości zwykłych ludzi to czysta abstrakcja. Naukowcom nie udało się prosto wytłumaczyć, co oznaczają te 1,5°C więcej. Dla wielu osób to „palmy nad Wisłą”, niczym nieuzasadniające kosztów transformacji.

Wydawać by się mogło, że w świecie, w którym fizyki uczy się w szkołach podstawowych, zrozumienie tego, że „średnio 1,5°C więcej” to po prostu potężna dawka dodatkowej energii w atmosferze, nie powinna być problemem, podobnie jak konsekwencje tego zjawiska. Jednak fizyki uczy się, nie od dziś, w bezduszny, matematyczny sposób, zamęczając uczniów wzorami, a nie tłumacząc im naturę konkretnych zjawisk. Doskonale opisał to kiedyś Richard Feynman, gdy krytykował brazylijski system nauczania tego przedmiotu...

Co dalej?

Wydaje się, że IPCC powinno już powoli zmieniać taktykę i zająć się tym, co trzeba będzie zrobić, gdy katastrofa nadejdzie. To co robią dziś, to „don kichotowska” walka z wiatrakami. Powinno się poświęcać więcej czasu analizom skutków dla konkretnych miejsc, pokazywać sposoby i koszty minimalizacji lokalnych katastrof.  A może pokazanie konkretnych scenariuszy pzecętnemu Kowalskiemu, co może stać się z jego „chatą z kraja” zmieni więcej, niż opisywanie katastrofy planety jako całości? Tu też nie będę optymistą. Za to wypracowane wcześniej scenariusze mogą się przydać.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu