Felietony

Chciałem napisać dłuższy tekst o COP26, ale... nie ma o czym

Krzysztof Kurdyła

...

Reklama

W tym roku nie mogłem śledzić na bieżąco konferencji klimatycznej COP26 w Glasgow, ale zaległość postanowiłem uzupełnić, żeby napisać tekst o tym, czy jego ustalenia cokolwiek zmienią. Po przekopaniu się przez relacje pozostaje zgodzić się ze streszczeniem Grety: bla, bla, bla.

Spalinówką w piękny rejs

Nie jestem fanem Grety Thunberg, ani nie uważam żeby postulaty jej i jej podobnych aktywistów dało się spełnić, miałem jednak nadzieję, że COP26 zrobi coś więcej, szczególnie w kontekście Państw biedniejszych, niż tylko zarzucanie mediów ogólnikowymi deklaracjami i sztucznie zatroskanymi minami polityków.

Reklama

Jak się szybko okazało, cały COP26 nie dość, że był tak samo pozbawiony konkretów, jak i wiele innych spędów tego typu, to jeszcze zorganizowano go od strony logistycznej i organizacyjnej tak, żeby dać wszelkim denialistom klimatycznym argumenty o spisku do ręki. Latano tam sobie prywatnymi samolotami, podjeżdżano potężnymi spalinowymi limuzynami, a całość zorganizowano z typowym vipowskim zadęciem.

Cóż, politycy jak widać nie dość, że nie są odpowiedzialni, to w sprawach, które nie mają bezpośredniego przełożenia na ich krajową sytuację polityczną, mają gdzieś nawet podstawowe zasady PR. Ta wizerunkowa wtopa rozlała się błyskawicznie po mediach i nie zdołało jej przykryć nawet jak zwykle dobre i emocjonalne wystąpienie sir Richarda Attenborough.

Brak konkretów w randze sztuki

Próbując znaleźć jakieś konferencyjne „mięso”, właściwie wszędzie człowiek napotyka na ogólniki, deklaracje, nic nieznaczące rozwiązania. Niektórzy relacjonujący podniecali się tym, że ogólniki podpisało tak wiele państw, inni że Amerykanie z Chinami ogłosili jakąś bezpłciową wspólną deklarację. Polska z kolei odtrąbiła, że wycofa się z aut spalinowych po 2035 r., a przecież każdy wie, że jak nasz rząd coś powie, to z pewnością stworzy do tego odpowiednie warunki.

Bogate kraje ogłosiły, że podwoją wydatki, banki i przedsiębiorstwa obiecały, że będą się wycofywać z inwestycji w paliwa kopalne. Oczywiście stosowne deklaracje brzmią kwieciście, uroczyście, a wszyscy się przy ich ogłaszaniu uśmiechają, ale nawet z końcową konkluzją po COP26 były duże problemy i skończyło się ostatecznie na jej rozmyciu.

Szkoda kasy na rauty

Osobiście nie mam najmniejszych wątpliwości, że nie da się ograniczyć zużycia CO2 w takim tempie, jak postulują to raporty klimatologów. Duże państwa ciągle grają w swoje gry, nikt nie jest w stanie zahamować gospodarek na taką skalę jak potrzeba, choćby nawet chciał.

Mamy niewielkie szansę na ograniczenie tempa postępowania tego zjawiska, więc powinniśmy już dziś planować, jak poradzić sobie z problemami, które w związku z tym nadejdą. Papierkiem lakmusowym tego, czy to realne, byłoby ogłoszenie ze strony państw najbogatszych czegokolwiek konkretnego i wymiernego w pieniądzach.

Ustanowienie funduszy wspierających transformację energetyczną dla biedniejszych krajów, współdziałanie z firmami od atomu w sprawie przyśpieszania ich budowy, uwalnianie patentów i darmowe transfery technologii energetycznych... wbrew pozorom jest sporo rzeczy, które da się próbować zrobić, ale najwyraźniej nikt o tym nie chce dyskutować bez lamp błyskowych i dziennikarzy. I tak się to toczy, od rautu do rautu...

Reklama

COP26 jest inicjatywą o mniej więcej takiej sprawczości, jak prowadzony od lat program budowy polskiego atomu. Co więcej, PR-owo jest szkodliwa, będąc paliwem dla denialistów klimatycznych, którzy hipokryzję polityków umiejętnie wykorzystują do atakowania naukowców i wyników ich prac. Pieniędzy poszło na ten spęd nie mało, sporo osób się ogrzało w blasku reflektorów i to właściwie tyle. A nie, jeden konkret po COP26 się pojawił, COP27 odbędzie się za rok w Egipcie...

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama