Rewolucja w osobistym transporcie? Iota, czyli nowy projekt twórcy hoverboarda na taki sprzęt się nie zapowiada. Owszem, wygląda ciekawie i pewnie niektórzy go kupią, jednak o żadnej rewolucji nie może być mowy.
Oto nowy pojazdy twórcy hoverboarda, czyli dostępnego u nas YESdzika
Pamiętacie hoverboardy? Testowaliśmy kiedyś nasz polski odpowiednik tego pojazdu, YESdzik.
Rok temu Kuba pisał o tym, że hovearboardy są fajnymi, ale niebezpiecznymi zabawkami. Trudno ich tak nie traktować, skoro potrafiły się zapalić. Deska z silnikiem i kółkami okazała się jednak wielkim sukcesem na całym świecie, a i w Polsce można było zobaczyć młodzież wspierającą się tą technologią. Oczywiście sprzęt był dość drogim gadżetem, nie wyparł więc w naszym kraju ani zwykłych desek, ani rolek czy rowerów. Ludzie jednak polubili takie zabawki, dlatego nikogo nie powinno dziwić to, że twórca hoverboarda wziął się właśnie za zupełnie nowy produkt.
No dobrze, nie tak zupełnie nowy, bo przypomina hoverboarda. To znaczy wygląda jakby ktoś odciął boczne kółka, skleił je ze sobą i umieścił w środku. Iota, bo tak nazywa się urządzenie ma kosztować 600 dolarów (395 dolarów jeśli wesprzecie akcję na Kickstarterze) ma centralnie umieszczone koła i boczne panele, na których użytkownik stawia stopy. Twórca urządzenia - Shane Chen - poszedł więc trochę na łatwizną łącząc niejako swoje dwa projekty, Hovertrax i Solowheel. Na sprzęcie uda się przejechać 8 mil (niecałe 13 kilometrów), później trzeba będzie pojazd naładować. To natomiast nie powinno trwać dłużej niż 40 minut. Iota nie wygląda zbyt ładnie, jest na pewno dużo bardziej mobilna niż poprzednie wynalazki Chena. Pojazd jest i lżejszy, i mniejszy. Co więcej, boczne panele na stopy można złożyć, a do urządzenia przyczepić rączkę, dzięki której będzie je można łatwo przetransportować. Można więc mówić o ewolucji tego typu pojazdów, o ile oczywiście Iota nie zacznie się sama zapalać. Sprzęt ma być wysyłany do klientów już we wrześniu tego roku. A jeśli zastanawiacie się czy uda się go sfinansować na Kickstarterze, to nie ma obaw - do końca zbiórki zostało 27 dni, a udało się już przekroczyć cel ustawiony na 50 tysięcy dolarów. Projekt wsparło jednak tylko 138 osób (na chwilę pisania tego tekstu), trudno więc mówić o tym, że świat zakochał się w nowym wynalazku Chena.
Fajne, ale po co?
Iowa będzie kolejnym gadżetem, który w żaden sposób nie zrewolucjonizuje sposobu, w jaki ludzie się poruszają. Oczywiście szanuję, że wynalazca tego typu produktów głęboko wierzy w tę rewolucję, wtedy i same urządzenia tworzone są z pasją, co w dzisiejszych czasach nie jest wcale takie oczywiste. Jak wspomniałem wyżej testowaliśmy YESdzika, czyli hoverboarda sprzedawanego w Polsce. Fajna zabawa na dzień/dwa, w żadnym wypadku nie traktowałem urządzenia jako nowego środka transportu, ani nawet sprzętu który wykorzystywałbym do czegoś więcej niż zabawy. YESdzik był duży i ciężki, nie wyobrażam sobie noszenia go nawet po przymontowaniu paska na ramię. Iota wydaje się zdecydowanie wygodniejsza do noszenia, to jednak wciąż dodatkowy balast, który będzie przeszkadzał. Z drugiej strony mamy przecież ludzi, którzy chodzą ze składanymi hulajnogami, wszystko jest więc możliwe.
Jak doskonale wiecie nie jestem fanem zbiórek społecznościowych. Uważam, że skoro duże firmy nie inwestują w pewne technologie, rozwiązania czy urządzenia - jest jakiś tego powód. Moim zdaniem tęgie głowy doskonale liczą i wiedzą, że inwestycja się nie zwróci. Przeprowadzają badanie rynku, znają oczekiwania klientów i są w stanie określić, czy jakiś innowacyjny produkt ma szansę na chociażby finansowy sukces. Na zbiórkach społecznościowych jest inaczej. Wynalazca sprzedaje pomysł, najczęściej w bardzo ładnym opakowaniu. Ludzie widzą coś fajnego, ale w sferze konceptu, nie wiedząc tak naprawdę jak będzie wyglądał i działał finalny produkt, ani czy w ogóle do czegoś im się przyda. Plusami takich zbiórek jest na pewno innowacyjność, realizowanie szalonych pomysłów czy wymyślanie rzeczy, których próżno szukać w korporacjach - a te jak sami wiecie często zabijają świetne pomysły w zarodku. Niektórym projektom kibicuję, ale nigdy ich nie wspieram, po prostu nie lubię kupować kota w worku i staram się minimalizować w swoim życiu sytuacje, w których jedyne co czuję to rozczarowanie. Chętnie więc przetestowałbym Iota, nie widzę jednak dla tego urządzenia żadnego zastosowania w swoim życiu. Wolę wybrać hulajnogę czy rower, przynajmniej będę miał świadomość, że robię coś dla swojego zdrowia, a nie tylko dla wygody.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu