Felietony

Nintendo Switch to zło. Przez tę konsolę kupuję jeszcze raz gry, które już mam

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

19

Ja nie wiem czy to nie jest czasem jakaś zorganizowana akcja wyciągania pieniędzy z mojej kieszeni. Najpierw gram na dużej platformie, tytuł mi się bardzo podoba, ale chciałbym mieć go na mobile. A potem wychodzi na Switcha i kupuję go ponownie. Tak było kilka dni temu z Into the Breach.

Kapitalne Into the Breach recenzowałem dla Was w marcu tego roku. Zainteresowanych czym jest gra odsyłam oczywiście do tamtej recenzji, natomiast żeby wszystko było jasne, wytłumaczę w kilku słowach o co chodzi. Świat atakują wielkie potwory (coś jak w Pacific Rim), a naszym zadaniem jest przejęcie kontroli nad małymi oddziałami sporych rozmiarów maszyn bojowych i stawienie im stworom. Jednocześnie trzeba bronić elektrowni, które są kluczowe dla przetrwania ludzkości. Jeśli zginiemy, w myśl gier typu roguelike jesteśmy cofani do początku, choć minimalny progres zostaje. Ostatecznie więc gramy by zwiększyć swoje szanse na obronienie wszystkich wysp, a co za tym idzie zaliczenie całej gry.

Grając w Into the Breach na PC (Steam, GoG) brakowało mi jednej rzeczy - mobilności. W sensie nie mobilności jednostek w grze, ale możliwości zabrania tej produkcji w podróż. Nie ukrywam, że przespałem jesienną premierę gry na Nintendo Switch, jednak trafiłem na nią kilka dni temu, zupełnie przypadkiem, przeglądając aktualne promocje cenowe w eShopie. Nie zastanawiałem się więc ani chwili i każdego wieczora siadam do przenośnego urządzenia walcząc z przebrzydłymi stworami chcącymi zniszczyć kolejne miasta. Ku mojemu zaskoczeniu twórcy nie zdecydowali się na zaimplementowanie obsługi ekranu dotykowego konsoli, jednak po kilkunastu minutach całkowicie przyzwyczaiłem się do fizycznych przycisków i w ogóle mi tego nie brakuje. To wciąż fantastyczna, pomysłowa i wciągająca gra z kapitalną ścieżką dźwiękową, której lubię słuchać oddzielnie.

Tylko czy aby ja nie wychodzę na frajera płacąc dwa razy za ten sam produkt? Identycznie mam na przykład z Diablo III Eternal Collection, w którą zagrywam się na Switchu, choć zaliczyłem Diablo III na Xboksie 360, później na PlayStation 4 a jeszcze w tak zwanym międzyczasie grałem na PC. W idealnym świecie kupienie gry na jedną platformę gwarantowałoby możliwość zabawy na innych, szczególnie kiedy te pojawiają się później. Ale tak nie jest i wielu producentów widzi w tym możliwość ponownego zarobienia na starym tytule. A ja, jak ten frajer, się do tego dokładam.

Sęk w tym, że nie kupuję gry tak dla zasady i nie odkładam jej na półkę. Okazuje się bowiem, że spędzam przy niej tyle samo (jeśli nie więcej) czasu niż przy pierwszej wersji kilka lat lub miesięcy temu. I tu pojawia się kluczowa funkcja Nintendo Switch - mobilność. Możliwość zabrania ze sobą w podróż gier, które wcześniej były dostępne wyłącznie na stacjonarnych sprzętach to moim zdaniem selling-point tej konsoli. A mi przypomina się jak drugi raz przechodziłem znaną z PlayStation 2, kapitalną grę Persona 4. Zabrana na urlop Persona 4 Golden na PlayStation Vita, która "pękła" po niecałych 50 godzinach i bawiłem się lepiej niż przed telewizorem. Dlatego uważam, że największym problemem Persony 5 jest jest wyłączność na PS4. Grałbym na Switchu jak szalony i jestem pewien, że nie tylko ja.

Wiele osób ma z Nintendo Swtich problem właśnie z tego powodu. Pojawia się tam cała masa indyków, obecnych również na innych platformach. Patrząc na aktualną promocję zimową sam złapałem się za głowę ile crapu tam wydano. Jednocześnie dostajemy odgrzewane kotlety z innych platform Nintendo - po czym okazuje się, że w prawie każdym przypadku odświeżona wersja warta jest ponownego zakupu. Ogrywam właśnie New Super Mario Bros U Deluxe i ponownie chcę rzucić padem o ścianę (poziom trudności), jednak gra jeździ ze mną w różne dziwne miejsca i smakuje jeszcze lepiej niż na platformie stacjonarnej. Wydawcy i producenci znaleźli w ten sposób żyłę złota - bo może i Switch nie jest jakiś specjalnie popularny w Polsce, w pozostałych rejonach świata mobilna konsola Nintendo sprzedaje się tak samo dobrze, albo i lepiej, niż PlayStation 4. Najmłodsze na liście najlepiej sprzedających się konsol Nintendo Switch (premiera w marcu 2017) prześcignęło już popularnością 16 lat starszego GameCube-a, 5 lat starsze Wii U, konsole Sega Game Gars, Playstation Vita, Dreamcast czy Sega Saturn. Raczej nie znajdzie się na pierwszym miejscu listy, ale jest ogromnym sukcesem Nintendo, które podobno miało nie poradzić sobie z kolejnym mobilnym sprzętem.

Po prawie dwóch latach uważam, że zakup Nintendo Switch był świetnym pomysłem i nie ukrywam, że to jedna z moich ulubionych konsol jaką kiedykolwiek miałem.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu