Niedawno furorę w Sieci robiła aplikacja przygotowana przez Microsoft, której zadaniem było określenie wieku osoby na podstawie jej zdjęcia. Teraz czy...
Niedawno furorę w Sieci robiła aplikacja przygotowana przez Microsoft, której zadaniem było określenie wieku osoby na podstawie jej zdjęcia. Teraz czytam o pracach Google zmierzających w kierunku ustalenia liczby kalorii posiłku w oparciu o fotkę potrawy. A to dwa przykłady z dłuższego szeregu. Ciekawe, kiedy firmy zniechęcą ludzi do umieszczania zdjęć w Internecie?
Akcję Microsoftu pewnie pamiętacie, zrobiło się głośno, mnóstwo osób skorzystało, śmiechu nie brakowało, internetowi dowcipnisie mieli pole do popisu, a potem sprawa przycichła, niektórzy zauważyli tylko, że regulamin zabawy trochę szemrany. Ale kogo, by to interesowało? O tamtym już zapomnieliśmy, branżowe media piszą dzisiaj o projekcie Im2Calories: Google chce stworzyć algorytm, dzięki któremu człowiek będzie mógł poznać liczbę kalorii posiłku robiąc mu zdjęcie. Ambitny plan. I na razie tylko plan: w praktyce narzędzie nie sprawdza się zbyt dobrze. Kto wie jednak, co z tego wycisną w ciągu 2-3 lat?
Czytam o tych algorytmach, o tym, jak bardzo firmy chcą unowocześnić wyciąganie informacji ze zdjęć i dochodzę do wniosku, że to nie musi przypaść nam do gustu. Początkowo będzie pewnie fajnie, ludzie będą masowo strzelać foty i sprawdzać, co też program jest w stanie z nich wyczytać - impreza na całego: kierowca dowie się, przed podróżą, czy wywiało już wczorajsze promile, chory otrzyma informację, że powinien udać się do lekarza, aplikacja podpowie, że ten krem trzeba odstawić, że przesadza się ze spożywaniem sera, a górna czwórka zacznie niedługo pobolewać. Bajka.
Ale na chwilę przestańmy marzyć i zachwycać się, podejdźmy do tematu od drugiej strony. Nie będę przy tym pisał o inwigilacji, o tym, jakie informacje mogą ze zdjęcia na własny użytek wyciągnąć firmy czy "służby". Pomyślcie o tym, co będzie mógł odczytać zwykły internauta, człowiek siedzący przed innym komputerem. Wrzucacie na fejsa fotę szczęśliwej rodziny, piszecie, że wypad do parku bardzo udany, a znajomi (i rodzina) zaczynają korzystać z programów, jakie dał im XXI wiek.
I szybko dowiadują się, że jedno dziecko niedawno miało świnkę, drugie ma astmę, ojciec walczy z nałogiem nikotynowym i przegrywa, matka zmaga się z depresją, pies pochodzi ze schroniska, ubrania całej rodziny kosztowały 735 złotych i 21 groszy, w rękach mają lody za 15 złotych, a spacerują od zaledwie 3 minut. To tylko część informacji, jakie można uzyskać. Teraz wyobraźcie sobie ten sam mechanizm np. w portalu randkowym: facet wrzuca w miarę sensowne zdjęcie i próbuje przedstawić się z dobrej strony, aplikacja na komputerze osób przeglądających mówi natomiast, że to właściciel wielkiego psa, któremu poświęca większość wolnego czasu, osoba, która lubi wypić, prawdopodobnie z tego powodu miała wypadek samochodowy, w pracy układa się średnio, nerki nie funkcjonują zbyt dobrze, stosowane są przeróżne środki spowalniające łysienie. Niezła reklama, co?
Do odczytywania tego wszystkiego ze zdjęcia droga niby daleka, ale z drugiej strony, warto pamiętać, że do fotki mogą być dołączane inne informacje wygrzebane z Internetu. Aplikacja dokona kompilacji i zaprezentuje pełną sylwetkę. Ta wizja nie brzmi zbyt atrakcyjnie, a przecież sami przykładamy do tego rękę. Trochę oczywiście przerysowuję, może nie ma się czego obawiać i żadne algorytmy humorów nam nie popsują. Zawsze jednak warto wziąć pod uwagę różne scenariusze. A ten przestawiony powyżej raczej się nam nie spodoba i damy sobie spokój z wrzucaniem zdjęć do Internetu - za duży ekshibicjonizm. Teraz zaczynam się jednak zastanawiać, czy ludzie rzeczywiście powiedzą "dość". Spory odsetek pewnie nie widziałby w tym problemu...
Źródła grafik: fastcompany.com, theverge.com, royalbaconsociety.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu