Internet

Internetowa klęska urodzaju

Maciej Sikorski
Internetowa klęska urodzaju
14

Pisałem kiedyś, że w dzisiejszych czasach papierowa prasa traci sens - w dobie Internetu, dostępu do masy treści i narzędzi umożliwiających ich filtrację, trochę boli to, że kupuje się gazetę, w której czytelnika może zainteresować kilka stron, parę artykułów. Kumulowana jest makulatura i nierzadko...

Pisałem kiedyś, że w dzisiejszych czasach papierowa prasa traci sens - w dobie Internetu, dostępu do masy treści i narzędzi umożliwiających ich filtrację, trochę boli to, że kupuje się gazetę, w której czytelnika może zainteresować kilka stron, parę artykułów. Kumulowana jest makulatura i nierzadko robi się to z przyzwyczajenia. Internet rozwiązaniem idealnym? Też nie - przygniata w nim klęska urodzaju.

W tekście przywołanym we wstępie znalazł się m.in. taki fragment:

Tu pojawia się wyższość cyfrowych rozwiązań: treści można łatwiej dobrać do swoich zainteresowań i szybko usunąć/pominąć te, które nas nie interesują. Ułatwione jest wynajdywanie, segregowanie i kumulowanie artykułów. Nie zalegają kilogramami na półkach i nie zbierają kurzu. Cały czas można je mieć przy sobie i przeczytać w trakcie długiej podróży pociągiem zestaw artykułów zbieranych w ostatnich miesiącach. W przypadku analogowej prasy wymagałoby to więcej zachodu.

Zmieniłem zdanie na temat prasy drukowanej? Nie. Nadal uważam, że to zbieracz kurzu. I nadal patrzę na stosy gazet w swoim mieszkaniu. Do tematu wracam, ponieważ koniec roku skłania do zamykania niektórych spraw i robienia porządków. Postanowiłem zmierzyć się ze swoimi zbiorami linków do artykułów, filmów, stron wartych sprawdzenia itd. Owe linki chomikuję na różne sposoby, upycham w swoim cyfrowym świecie i staram się raz na jakiś czas zaprowadzić tam ład, ale zazwyczaj się to nie udaje. A powód jest bardzo prosty: za dużo tego.

Wspominałem, że korzystanie z Internetu jest o tyle fajne, że jeśli się nie chce, to nie otrzymuje się treści niepożądanych. Można to filtrować i staram się działać wedle takiej formuły. Problem polega na tym, nawet po przefiltrowaniu treści pozostaje cała masa tekstów (ale nie tylko), z którymi wypadałoby się zapoznać. Chęci są, z czasem i siłami gorzej. Gdybym miał się zapoznać ze wszystkimi interesującymi mnie artykułami w chwili, gdy na nie trafiam, to nie mógłbym robić nic innego - cały czas przyswajałbym treści znalezione w Sieci. Dlatego odkładam na potem, chowam, by się gdzieś nie zawieruszyło, bo to przecież bardzo ważne/ciekawe/potrzebne. Co robię? Oszukuję samego siebie.

Przecież do sporej części tych tekstów nigdy nie wrócę. Albo wrócę, ale okaże się, że sprawa jest nieaktualna i trzeba to wyrzucić do kosza. Nadal jednak tworzę podręczną cyfrową bibliotekę, w której umieszczam internetowe znaleziska. Patrząc na jej rozmiar, dochodzę do wniosku, że powinienem wziąć urlop, najlepiej na cały rok, by to wszystko przyswoić. I pojawia się pytanie: co zrobić z tymi "dobrami"? Kasować i mieć spokój? Jeśli tak, to którą część? Całość? Przecież poświęciłem sporo czasu by to zebrać, a w takim archiwum może być tekst, który odmieni moje życie. Trudna sprawa. Ale patrzeć na to też przykro, bo wiem, że nie wygospodaruję tysiąca godzin, by to przeczytać, a najlepiej jeszcze wykorzystać w jakiś sposób...

Internet to świetne źródło informacji, jeśli odpowiednio się go "ustawi" i nauczy poruszać w tym świecie. Szybko jednak człowiek zderza się z problemem nadmiaru informacji, nawet tych wartościowych i koniecznością jeszcze głębszej segregacji, która tym razem już boli. Gdybym nie wiedział, że taki artykuł istnieje, to nie byłoby mi żal. Problem polega na tym, że na niego trafiłem. I na 500 innych. Teraz wybiorę dwa do poduszki, a pozostałe będą czekać na swój czas. Dla większości pewnie nigdy nie nadejdzie, bo jutro dorzucę do tego zestawu kolejną porcję linków. Nie ma lekko.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Internetlinki