Aktualna ocena polskiego systemu edukacji jest trudna. W końcu czeka nas dopiero wejście w życie na dobre nowej reformy i dopiero po pewnym czasie będziemy mogli ją obiektywnie ocenić, ale już teraz da się zauważyć, że pewne rzeczy pozostaną bez poważnych zmian. Na pewno warto przyjrzeć się nauczaniu informatyki w szkole. Czy ten przedmiot w ogóle spełnia swoją rolę?
Informatyka w szkole to ponury żart. Kto zawinił? Czy nie mam wygórowanych wymagań?
Informatyka w szkole – ma być pięknie
Same podstawy odnośnie istnienia tego przedmiotu w szkole są oczywiste. Żyjemy w świecie, w którym dominującą rolę odgrywają urządzenia elektroniczne, z każdej strony dosięga nas internet, a do tego prężnie rozwijają się wszystkie branże związane z sektorem IT, mówi się o automatyzacji kolejnych czynności i tak dalej. Szczerze mówiąc, naprawdę pole do rozwoju w tej dziedzinie jest ogromne. W dodatku kolejne pokolenia żyć będą już bardziej w wirtualnym świecie, więc postawienie większego nacisku na nauczanie czegoś takiego powinno być istotnym. W innych krajach rzeczywiście pojawiają się właśnie takie założenia. Dzisiaj jednak nie będziemy porównywać polskiego systemu edukacji z zagranicznym i skupimy się bezpośrednio na tym, jak to wygląda w naszych szkołach.
Gdyby tego było mało, polscy specjaliści są chwaleni na całym świeci i widać, że Polska to często świetne miejsce dla firm, aby tu rozwijać swoją działalność. Tu niebagatelny wpływ ma ogólny koszt projektu, jednak nie da się nas nazwać Indiami Europy, ponieważ u nas jakość stoi na znacznie wyższym poziomie. Wróćmy jednak do placówek edukacyjnych. Niektórzy narzekali na zmiany liczby godzin informatyki w szkole dla klas o profilu nieścisłym i ograniczeniu jej do tylko jednej. Naturalnie dla osób uczących się programu rozszerzonego pozostanie to bez nowości, ale moim zdaniem mija się z celem spędzanie czasu na zajęciach, które nie ciekawią danej klasy. Dobra, nowy program nauczania przypomina kolosa na glinianych nogach i w zamian Ministerstwo Edukacji uszczęśliwi kolejne pokolenie niektórymi „zapchajdziurami”. Po prostu widać, że ktoś nie rozumie idei nowoczesnego szkolnictwa. Sztuka nie polega na stworzenie tak obszernych założeń, prawie nierealnych do zrealizowania w całości kompleksowo, a czymś, co pobudzi uczniów oraz da im dobre podstawy do wejścia w dorosłe życie.
Niezbadane źródła miernych lekcji
Na początek przyglądnijmy samym zajęciom. Mogę powiedzieć, że mam na to całkiem świeże spojrzenie i mogę też ocenić, jak to wyglądało. W tym roku pisałem maturę, więc jestem dopiero co po przejściu przez trzy etapy lekcji informatyki: od podstawówki do liceum na profilu z rozszerzeniem właśnie tego przedmiotu.
W niektórych przypadkach wspomina się o problemach technicznych. Przede wszystkim niektórzy narzekają na komputery, ale na dobrą sprawę w tym nie tkwi problem – wątpię, żeby do nauki potrzebne były wydajne procesory, dużo RAM oraz zakrzywione monitory. Przez te 9 lat edukacji nigdy nie natknąłem się na problemy tego typu, choć słyszałem, że w niektórych szkołach stanowi to poważny kłopot, na przykład na ucznia przypada pół czy jedna trzecia sprzętu. Na szczęście te braki udaje się z sukcesem uzupełniać.
Jak to z kolei wygląda z nauczycielami tego przedmiotu? Informatyka w szkole jest nauczana albo przez osoby zajmujące się tylko nią, albo przez chcących osiągnąć cały etat, mimo że za tym przedmiotem nie przepadają. Na pewno sam prowadzący zajęcia wpływa na ogólny odbiór. Z pewnością każdy z nas wspomina takiego pedagoga, z którym to nawet nudne 45 minut potrafiło stać się czymś niesamowitym, mimo że temat przewodni nie budził żadnych emocji. Zresztą jak wszędzie, również tutaj spotkamy się zarówno z dobrymi, jak i złymi nauczycielami. Tu jego postawa potrafi zmienić patrzenie na świat czy nawet decyzję o przyszłości ucznia. Wystarczą chęci oraz zaangażowanie. Sztuka polega na zaszczepieniu pasji w uczniach. Problem tkwi jednak w samym programie, który nie daje szans nauczenia niczego sensownego i w dodatku robi to w wyjątkowo nieprzystępny sposób. Niektóre rzeczy potrafiły nawet zaskoczyć samych nauczycieli. Nie twierdzę, że każdy nie ma wystarczającej wiedzy, ale mimo wszystko często napotkamy się na osoby uczące tego raczej z przypadku.
Świetny i wspaniały program
Czym w zasadzie jest informatyka w szkole? Tu uczniowie spędzają kolejne godziny na nauce pakietu Office, czyli Worda, Excela, PowerPointa, Access (tu mamy SQL), a także zabawie z grafiką komputerową, np. w Gimpie, tworzeniu prostych stron internetowych czy programowania z wykorzystaniem C++. W gimnazjum nawet spotkałem się z Logo. Trzeba powiedzieć, że to było ciekawe spotkanie, szczególnie z tym tworem pamiętającym lata 60. i obecnie miernie uczącym zasad myślenia algorytmicznego. Po prostu zostawił we mnie złe wspomnienia.
Na pewno warto przytoczyć tu kilka przykładów z życia. W szkole podstawowej pisaliśmy nawet kartkówkę z tego, z czego składa się menu programu Notatnik. Tak, mieliśmy przedstawić, do czego służy to białe pole, do czego służy dana zakładka – ogółem zabawna sprawa. Zadania z Worda były standardowe. Tu akurat to całkiem praktyczna sprawa, która przydaje się w dorosłości, kiedy to nawet staniemy przed zadaniem zrobienia własnego CV. Tymczasem wiele osób ma z tym poważny kłopot.
Jeżeli chodzi o Excela, to mamy standardowe zadania, czyli tworzenie prostych funkcji, wizualizacji oraz tym podobnych, zatem dojrzeć możemy pewne podstawy pod analityków do wielkich korporacji. Można się śmiać, jednak ten program to potężne narzędzie. Szczególnie jak zna się Visual Basic (VBA), wówczas możemy stać się rekinami biznesu, choć trudno dostrzec wolne miejsce dla niego w szkole. Do tego dochodzi nauka o podzespołach komputera, w trakcie której wciąż spotkamy się z monitorami CRT (ach te nieśmiertelne kineskopy) czy wspomnieniami reliktów przeszłości, ale to dokładniej zależy od samego nauczyciela. W kwestii nauki o sieciach to w sumie nic nie powiem. Poziom jest tak niski, że niewielu prowadzących się na tym skupia i zważywszy na to, że prawie nikogo w klasie on nie zainteresuje, da się to zaakceptować.
Programowanie? Satyry ciąg dalszy
Teraz przechodzimy do mojej ulubionej działki, czyli języków programowania. Z czym zetkniemy się w liceum? Głównie z C++. Chodzi tu oczywiście o klasy z rozszerzoną informatyką. Jeżeli chodzi o ocenę tego języka programowania, to należy pochwalić go za szybkość, która sprawia, że to wciąż najlepsze rozwiązanie do wielu dziedzin. Mimo wszystko to potężne narzędzie. Moim zdaniem nauka go na początek, dla kogoś kto nie miał wcześniej większej wiedzy z tego zakresu, to jakiś ponury żart. Sam doskonale pamiętam, że w moim roczniku niewiele osób opanowało go i większość po prostu uczyła się pod kartkówki, sprawdziany gotowych wzorców. Naprawdę, licealne programowanie to prawdziwa dżungla. Za każdym razem dodawanie stałego zestawu #include i tak dalej, które przypomina nieśmieszny żart. Nawet zadania maturalne da się wyuczyć na pamięć. Zawsze mamy wczytanie czegoś z pliku, prostą operację na nich i wyświetlenie wyniku – do opanowania czegoś podobnego niepotrzebne jest zbyt dużo czasu. Szkoda tylko, że wszędzie się powtarza, że pewnych dobrych wzorców chętni będą uczeni potem na studiach, albo muszą to nadrobić we własnym zakresie.
Wciąż jestem zdania, że na początek przygody da się znaleźć coś przyjaźniejszego, bardziej czytelnego i dającego szansę na zrozumienie kodu. Nie chodzi o to, żeby dodawać konstruktory, destruktory, wskaźniki bez zrozumienia, co one w ogóle robią. Tymczasem tak to w praktyce wygląda. Częściowo wynika z samej niechęci uczniów, częściowo od nauczyciela, a częściowo od nieprzemyślanego programu. Moim zdaniem lepiej sprawdziłaby się tu Java czy Python. Tu nie chodzi o kompleksową naukę i stworzenie armii programistów, ale wyjaśnienie pewnych zagadnień. Dopiero potem młodzi ludzie mogliby zdecydować, czy dobrze się w tym czują, w którą stronę chcieliby tu pójść, czy rzeczywiście ich to interesuje. Tu C++ ma po prostu zbyt wysoki próg wejścia. Świetny język, ale nieprzystosowany do potrzeb amatorów, którzy nie chcą się w niego zaangażować. O CSS i HTML 5 nie ma za bardzo co mówić - nudne zagadnienia, którym nie poświęca się dużo uwagi.
Coś tam jeszcze mamy?
Zagadnienia związane z algorytmami pojawiają się. Do tego sposoby sortowania, podstawowe algorytmy rozpisane w różnych formatach i tak dalej. Pod tym względem szkoła uczy. Zresztą dla osób ścisłych to całkiem prosta sprawa, podobnie jak przeliczanie liczb w systemie dwójkowym lub szesnastkowym czy tym podobne rzeczy.
Do podstawówki perfekcyjnie nadałby się Scratch. Proste narzędzie pozwalające zainteresować dzieci tym tematem, co wydaje mi się głównym zadaniem dla szkoły. Uważam, że szkoła powinna dawać szansę im się rozwijać, a nie tylko uczyć w XIX-wiecznym pruskim modelu edukacji, który stracił już znaczenie na świecie. Po prostu nie zdaje egzaminu w szybko zmieniającym się świecie, wymagającym czegoś więcej od posłuszeństwa i znajomości kolorów papierków lakmusowych po zanurzeni w danej substancji oraz tym podobnych detali. Mimo wszystko jeżeli nie mamy być w danym temacie specjalistami, to niepotrzebna jest nauka detali, które szybko się zapomni. Placówki po prostu promują styl 3Z – zakuj, zdaj, zapomnij. Naprawdę dalej tak będzie wyglądało i w rankingach oceniających skuteczność edukacji nie będziemy awansować. Za sukcesami stoi własna praca oraz ambitny nauczyciel, a nie sam system, który w niewielkim stopniu stara się coś takiego wspierać. Szczególnie nowy program uwypukla ten problem.
Najważniejsza ocena społeczności
Oceny ludzi da się podzielić na trzy grupy. Pierwsza narzeka, że lekcje informatyki były stratą czasu i nic się na nich na nauczyli. Druga uzna je za coś, co jest w szkole i trudno to pochwalić, ale w sumie dobrze, że jest. Trzecia natomiast pochwali w ogóle fakt, że odbywają się takie zajęcia i że dzięki nim zyskali nową pasję. Tak, ułożyłem te grupy według liczby osób od najbardziej licznego grona.
Sama informatyka w szkole powinna być obecna. Wątpię jednak, aby w zakresie podstawowym wymagała aż tak szerokich założeń i powinna skupiać się na obsłudze pakietu biurowego oraz znajomości Internetu. Chodzi tu o aspekty związane z życiem w cyfrowym świecie, które bywa trudne. Z kolei na rozszerzeniach brakuje praktyki, pozwalającej zainspirować uczniów do myślenia, analizowania, działania. Sucha wiedza, kiepskie przykłady, natłok materiału. To nie pozwala stworzyć dobrych podstaw do edukacji, o czym sam mogę powiedzieć z doświadczenia. Wszystkich zagadnień związanych z IT uczyłem się na własną rękę, co pozwoliło napisać mi bardzo dobrze maturę z informatyki i dostać pracę w obszarze Big Data. Tu zwykła edukacja prawie nic mi nie pomogła.
Bez odpowiednich nakładów finansowych na poprawę nauczania nie ma co liczyć, że cokolwiek zmieni się w tej kwestii. Obawiam się tylko, że to zniechęci sporo osób.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu